Jestem przeciwny przeszczepom, po śmierci mózgowej organów takich jak serce, płuca czy wątroba, tj. bez których normalny człowiek żyć raczej nie może.
Moje zastrzeżenia dotyczą przede wszystkim tego, że tego typu praktyki w sposób oczywisty hamują badania nad odwróceniem śmierci mózgowej. Jakoś nie mogę przyjąć do wiadomości, że jest to zjawisko nieodwracalne.
Ponadto presja na pozyskanie materiału do przeszczepu jest tak duża, że w wielu przypadkach zdarzyło się, że pobrano organy od ludzi, u których ona nie nastąpiła. Skąd to wiem? Ze statystyki! Zawsze istnieje ryzyko błędu i nie ma powodu sądzić, że w tym wypadku prawdopodobieństwo błędu maleje z ilością zdarzeń, moim zdaniem może być nawet wręcz przeciwnie, o ile kwalifikacji do pierwszych zabiegów pobrania narządów dokonywali wybitni lekarze, to obecnie w coraz większym stopniu staje się to zabieg rutynowy i wykonywany przez lekarzy o coraz mniejszym doświadczeniu. Prawo wielkich liczb Bernoulliego zapewnia zaś, że gdy istnieje niezerowe i niemalejące (dostatecznie szybko) prawdopodobieństwo porażki/sukcesu (w tym wypadku chyba porażki), to porażka/sukces jest pewna. To, że nic nie wiemy o takich przypadkach, nie oznacza, że ich nie ma, tylko że nie wiemy jak często się zdarzają, co samo w sobie jest nieco niepokojące.
Moje zastrzeżenia dotyczą przede wszystkim tego, że tego typu praktyki w sposób oczywisty hamują badania nad odwróceniem śmierci mózgowej. Jakoś nie mogę przyjąć do wiadomości, że jest to zjawisko nieodwracalne.
Ponadto presja na pozyskanie materiału do przeszczepu jest tak duża, że w wielu przypadkach zdarzyło się, że pobrano organy od ludzi, u których ona nie nastąpiła. Skąd to wiem? Ze statystyki! Zawsze istnieje ryzyko błędu i nie ma powodu sądzić, że w tym wypadku prawdopodobieństwo błędu maleje z ilością zdarzeń, moim zdaniem może być nawet wręcz przeciwnie, o ile kwalifikacji do pierwszych zabiegów pobrania narządów dokonywali wybitni lekarze, to obecnie w coraz większym stopniu staje się to zabieg rutynowy i wykonywany przez lekarzy o coraz mniejszym doświadczeniu. Prawo wielkich liczb Bernoulliego zapewnia zaś, że gdy istnieje niezerowe i niemalejące (dostatecznie szybko) prawdopodobieństwo porażki/sukcesu (w tym wypadku chyba porażki), to porażka/sukces jest pewna. To, że nic nie wiemy o takich przypadkach, nie oznacza, że ich nie ma, tylko że nie wiemy jak często się zdarzają, co samo w sobie jest nieco niepokojące.
Avx napisał(a):Oddawanie bydełku, za darmo (żeby chociaż rodzinie zmarłego płacili ! to by się można było ew. zastanowić) to altruizm w najgorszym wydaniu (definiuję tutaj według Ayn Rand).Mogę się z Tobą zgodzić gdy chodzi o narządy pobrane od zmarłych, które nie ratują życia - jak skóra, kończyny czy zęby, ale w przypadku narządów, których przeszczep ratuje życie, jedynym kryterium, którym należy się kierować jest "ekonomia życia" tj. takie działanie, by uratować życie możliwie największej liczbie osób. Np. w przypadku pogotowia polega to na tym, że kwalifikujemy rannych i w pierwszej kolejności ratujemy tych, których życie jest zagrożone, ale prawdopodobieństwo ich uratowania jest największe. Z drugiej strony nie oznacza to, że krewni zmarłych dawców, nie mogliby otrzymywać jakiejś z góry określonej kwoty. Nie byłby to jednak wolny rynek, a każda odgórnie ustalona kwota dla jakiś biorców byłaby za duża, a dla jakiś rodzin dawców za mała. Kwota 0,00 jest w tym przypadku równie dobra jak każda inna i w realu jest o tyle praktyczna, że radykalnie usuwa biurokrację związaną z ewentualnym przepływem pieniędzy od biorców do rodzin zmarłych dawców. Ponadto, gdyby narząd posiadał ukryte wady np. nie wykryty nowotwór, kupujący mógłby składać do sprzedawcy roszczenie z odpowiedzialności cywilnej. Skoro rodzina dawcy narządu nie sprzedała, to jedyną ewentualną odpowiedzialność ponoszą lekarze.
Pozdrawiam JG

