Zdania mogą mieć następujące statusy poznawcze:
a) sensowne, prawdziwe i fałszywe
b) nonsensowne
Zgodzicie się, że nonsens nie jest tożsamy z absurdem czy fałszem. Jeśli nonsens, zdefiniujemy tak jak określa to ateizm semiotyczny, to w zasadzie ateiści semiotyczni mogą śmiało usiąść w ławkach kościelnych, a to z tej racji, że wierni też sądzą, że Bóg jest niepoznawalny, inny, niepojęty, czy spoza naszej rzeczywistości.
Właśnie ta spozanaszejrzeczywistość, niepoznawalność, inność i niepojętość czynią doświadczenie boga subiektywnym i w klasyfikacji poznawczej zdań, spychają twierdzenia o nim do grupy zdań czy twierdzeń nonsensownych. Nonsensownych, czyli tych bez możliwości sensownej rozmowy o nich, bez wyrokowania o ich prawdziwości czy fałszywości.
Podejrzewam, że bardzo wielu wierzących katolików to osoby semiotyczne pełną gębą.
Cóż mi z tego, że sklasyfikuję informację, którą mi obwieściła siostrzenica, że Duch Święty rozgrzewa jej serce, jako nonsensowną, skoro i tak w sensie formalnym nie mam możności poświadczenia o prawdziwości czy fałszywości takiej rewelacyji. Sęk w tym, że istnieje opcja, iż Bóg współczesnych katolików istnieje, zaś poziom komplikacji struktury bytu, uniemożliwił nam dotąd zgłębić w tak dostatecznym sensie naturę bytu, by istnienie Boga stało się intersubiektywne. Tymczasem Bóg, nie czekając na postępy naszej nauki, działa w sercach i duszach ludzi, zbawiając sobie wiernych i skazując na wieczne męki, wątpiących.
Wyjaśnijcie mi (Wookie w szczególności), dlaczego nonsensowność zdania miała by implikować fałszywość zdania.
a) sensowne, prawdziwe i fałszywe
b) nonsensowne
Zgodzicie się, że nonsens nie jest tożsamy z absurdem czy fałszem. Jeśli nonsens, zdefiniujemy tak jak określa to ateizm semiotyczny, to w zasadzie ateiści semiotyczni mogą śmiało usiąść w ławkach kościelnych, a to z tej racji, że wierni też sądzą, że Bóg jest niepoznawalny, inny, niepojęty, czy spoza naszej rzeczywistości.
Właśnie ta spozanaszejrzeczywistość, niepoznawalność, inność i niepojętość czynią doświadczenie boga subiektywnym i w klasyfikacji poznawczej zdań, spychają twierdzenia o nim do grupy zdań czy twierdzeń nonsensownych. Nonsensownych, czyli tych bez możliwości sensownej rozmowy o nich, bez wyrokowania o ich prawdziwości czy fałszywości.
Podejrzewam, że bardzo wielu wierzących katolików to osoby semiotyczne pełną gębą.
Cóż mi z tego, że sklasyfikuję informację, którą mi obwieściła siostrzenica, że Duch Święty rozgrzewa jej serce, jako nonsensowną, skoro i tak w sensie formalnym nie mam możności poświadczenia o prawdziwości czy fałszywości takiej rewelacyji. Sęk w tym, że istnieje opcja, iż Bóg współczesnych katolików istnieje, zaś poziom komplikacji struktury bytu, uniemożliwił nam dotąd zgłębić w tak dostatecznym sensie naturę bytu, by istnienie Boga stało się intersubiektywne. Tymczasem Bóg, nie czekając na postępy naszej nauki, działa w sercach i duszach ludzi, zbawiając sobie wiernych i skazując na wieczne męki, wątpiących.
Wyjaśnijcie mi (Wookie w szczególności), dlaczego nonsensowność zdania miała by implikować fałszywość zdania.
"Do jasnych dążąc głębin – nie mógł trafić w sedno śledź pewien obdarzony naturą wybredną. Dokądkolwiek wędrował, zawsze nadaremno. Tu jasno, ale płytko, tam głębia, ale ciemno."

