Obejrzałem w końcu "Bitwę pod Wiedniem". Śmieszno-straszny to film. Narracja jest w nim jak dla dzieci: wszystko w nim od razu wiadomo, tak żeby zrozumiał najgłupszy z widzów. Dialogi są do bólu przewidywalne i przerysowane na maksa. Ale najgorsze jest co innego: w filmie występuje Daniel Olbrychski, jako... Statysta! Po kiego grzyba angażować Olbrychskiego, żeby tylko stał w drugim rzędzie? Przecież te pieniądze można by przekazać grafikom komputerowym, którzy zrobiliby porządne efekty, a nie kopiuj-wklej jak z coreldraw wybuchy, wystrzały z armat bez odrzutu i kule wyparowujące po zderzeniu z ziemią.
EDIT: Zmieniam zdanie. Film jest śmieszny. Przed chwilą polska husaria zaszarżowała w najbrzydszej szarży w swoich dziejach. Gdy topór spadł na ziemię wydał dźwięk metalu uderzającego o metal. Takich drobnych błędów jest mnóstwo. W dodatku drażni postać księdza - magika.
EDIT: Zmieniam zdanie. Film jest śmieszny. Przed chwilą polska husaria zaszarżowała w najbrzydszej szarży w swoich dziejach. Gdy topór spadł na ziemię wydał dźwięk metalu uderzającego o metal. Takich drobnych błędów jest mnóstwo. W dodatku drażni postać księdza - magika.

