Polacy, niestety są trochę jak pijane dzieci we mgle.
Gdyby nie przymus ubezpieczenia w ZUS, odsetek tych, którzy by się sami ubezpieczyli byłby pewnie taki, jak w przypadku klęsk żywiołowych i powodzi.
A potem płacz i zgrzytanie zębów oraz rytualne pielgrzymki w dyrdy do państwa o opiekę.
Gdyby nie przymus ubezpieczenia w ZUS, odsetek tych, którzy by się sami ubezpieczyli byłby pewnie taki, jak w przypadku klęsk żywiołowych i powodzi.
A potem płacz i zgrzytanie zębów oraz rytualne pielgrzymki w dyrdy do państwa o opiekę.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.

