Dobry artykuł o postawie Ruchu Narodowego wobec Majdanu i żądanie autonomii polskich gmin na Ukrainie.
http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?...i-histeria
Niezależnie od swojego – jeszcze nieznanego - końcowego rezultatu, rewolucja w Kijowie, nazywana przez jej animatorów Rewolucją Godności, okazała się kolejną zaprzepaszczoną szansą na zmianę statusu Polaków na Kresach. Ujawniła przy tym ideową pustkę polskiej polityki wschodniej w kwestii Polaków na Kresach: pustkę obozu władzy, pustkę centroprawicowej opozycji (PiS) ale także pustkę opozycji narodowej (Ruch Narodowy). Szczególnie, jeśli za niezbywalny element tej polityki ktoś śmiałby uważać jeszcze obronę Polaków i polskości na polskich Kresach Wschodnich. To znamienny fakt, że polscy politycy wszystkich opcji od zarania III RP zgodnie i haniebnie milczą w sprawie autonomii dla kresowych Polaków. Autonomii, będącej dziś jedynym legalnym, realnym i racjonalnym narzędziem zabezpieczenia bytu narodowego ponad 1,5 miliona Polaków na Kresach Wschodnich.
(...)
My Polacy oczywiście dobrze wiemy, że gdy ma się słabe własne państwo, to UE nie jest lekiem na wszelkie problemy, ale z perspektywy Ukraińców – może takim lekiem być, a przynajmniej tak uważają uczestnicy Rewolucji Godności . Wiemy, że stowarzyszenie i członkostwo w UE oznaczała także presję ze strony Brukseli na przeprowadzanie w państwach członkowskich rozmaitych eksperymentów obyczajowych (np. legalizację małżeństw homoseksualnych) oraz etnicznych (prawa dla mniejszości etnicznych, imigracja spoza Europy) ale w tym przypadku akurat to drugie (prawa dla mniejszości etnicznych) może być wyłącznie szansą dla sprawy polskiej na Kresach. Zresztą tego typu problemy obyczajowe z perspektywy Majdanu wydają się co najmniej odległe, a Ukraińcy – w tym nacjonaliści ukraińscy - mają prawo oczekiwać, że uda się ich uniknąć lub przezwyciężyć. W szeregach nacjonalistów ukraińskich zapewne działa też pogląd, że integracja z UE może być prowadzona na warunkach określanych przynajmniej częściowo przez samą Ukrainę. Jak wiemy polscy negocjatorzy naszej integracji z UE myśleli dokładnie odwrotnie, dlatego nie silili się nawet na twarde negocjowanie z Brukselą polskich spraw. Ale Ukraińscy wcale nie muszą powtórzyć tego błędu, na co wskazuje asertywność z jaką obecny obóz władzy prowadzi swoją grę z Brukselą. Ukraińcy wierzą więc, że gospodarczo zyskają na UE a społecznie i narodowo – nie stracą. Przykłady takie jak Chorwacją mogą ich w tym przekonaniu umacniać. Przypomnijmy, że Chorwacja latem 2013 r. została członkiem UE i już w pierwszych miesiącach członkostwa pokazała Brukseli, gdzie jest czerwona linia poza którą nie przekroczy: poprzez referendum narodowe, które wykluczyło legalizacje małżeństw homoseksualnych oraz kolejne planowane referendum, które ma wykluczyć prawo do używania serbskiej cyrylicy (de facto języka serbskiego) w instytucjach i miejscach publicznych Chorwacji (nawet tam, gdzie duży odsetek mieszkańców to Serbowie)... Można tak grać i wygrać? Można...
Tego można się było spodziewać. Na rewolucją w Kijowie wszyscy aktorzy polskiej polityki zareagowali w sobie właściwy sposób. Obóz władzy (PO) przyjął taktykę niejasnych gestów i dryfowania pomiędzy formalną proeuropejskością a faktycznym lękiem przez Rosją. Wybrał „potulność”. Opozycja centroprawicowa (PiS) w romantycznym porywie ogłosiła ustami J. Kaczyńskiego na Majdanie pełne i bezwarunkowe poparcie dla rewolucji. Dało się odczuć „ekstazę”.
Najbardziej interesująca była dla mnie postawa opozycji narodowej, którą można określić jako schizofreniczną. Jak wiadomo przedstawiciele Ruchu Narodowego (RN) do bardzo niedawna pozostawali w kontakcie i dialogu ze Swobodą, zapewne nie tylko na forum Sojuszu Europejskich Ruchów Narodowych (AEMN) ale również bardziej bezpośrednio. Jeszcze bardziej bezpośrednie relacje w 2011 r. ze Swobodą nawiązał swoją drogą NOP[1], ogłaszając ją w swoich mediach przykładem sukcesu i nowoczesnej partii nacjonalistycznej oraz podkreślając zasługi Swobody dla uregulowania niektórych polskich spraw na Kresach (Dom Polski we Lwowie), co – jak twierdzono - miało świadczyć o braku antypolskich resentymentów w tym ugrupowaniu[2].
Retoryka Rewolucji Godności jest w ogromnym stopniu identyczna z retoryką Marszu Niepodległości. Tiahnybok na Majdanie mówi niemal to samo, co mówi Winnicki na Agrykoli (polecam obejrzeć przemówienia Tiahnyboka, publikowane na profilu Swobody na youtube). Prounijność i antyunijność obu tych języków jest tylko funkcją wobec głównego wątku: antyrządowej, antysystemowej rewolucji. Na Ukrainie wrogość do systemu wyraża się dzisiaj w prounijności, w Polsce wyraża się w antyunijności.
Opozycja (także nacjonalistyczna) w Polsce (i zapewne także w innych krajach) często odczytuje jednak rzeczywistość wg zasady lustra. Jeśli główny nurt coś popiera, oni to coś z miejsca potępiają. Można było się więc spodziewać, że skoro prorządowe media w Polsce ciepło relacjonują antyrządową rewolucję w Kijowie (która wszak nie jest wycelowane w obóz rządzący Polską) a jednocześnie bardzo krytycznie relacjonują porównywalny frekwencyjnie (choć jednodniowy) antyrządowy Marsz Niepodległości w Warszawie (wycelowany dokładnie w obóz rządzący Polską), to środowisko RN odniesie się z niechęcią do rewolucji w Kijowie. Tak też się stało.
RN dla uwiarygodnienia tego stanowiska przypomniał sobie o ideologicznych korzeniach Swobody i wyciągnął na swoje sztandary zombie z UPA i Rzeź Wołyńską. Nie było to oczywiście trudne, bo Swoboda nie kryje się z tym, do jakiego dziedzictwa politycznego się odwołuje. Okazało się też pomocne w zaatakowaniu PiSu, którego lider bezwarunkowo poparł Rewolucję Godności i pozował do wspólnych fotografii z Tiahnybokiem. Z kolei NOP odkrył nagle, że Swoboda to amerykańscy agenci, którzy zdradzili nacjonalistyczne idee Stepana Bandery i niepodległej Ukrainy[3] (za tę troskę NOPu o dziedzictwo ideowe Bandery i suwerenność Ukrainy żaden Ukrainiec jakoś jeszcze nie podziękował). Można się domyślać, że równocześnie opozycja zazdrości jednak Swobodzie (i całemu obozowi Rewolucji Godnosci) siły oraz masowości rewolucji, których to cech na taką skalę ani akcje PiS ani RN na razie nie posiadają. Wielotygodniowa okupacja przez opozycję centrum stolicy państwa wciąż wydaje się czymś niemożliwym w Polsce...
(...)
Na Ukrainie trwa rewolucja polityczna, która za cel stawia sobie zmianę obozu władzy oraz integrację tego kraju z UE. Polska jest już w UE. Warto popatrzeć, jak nacjonaliści w innych krajach członkowskich UE reagują na prounijne apetyty swoich sąsiadów, z którymi dzieli ich spór o ziemię, historię i ludność. Doskonałym przykładem może być tutaj trwający obecnie proces integracji Serbii z UE. Proces ten jest bowiem permanentnie wykorzystywany przez Węgrów oraz Bułgarów do podnoszenia kwestii praw ich rodaków, mieszkających w regionach leżących na obecnym terytorium Serbii. Zamiast jałowego pojedynku na miny, Węgrzy (Jobbik) mówią wprost: autonomia dla Wojwodiny/Delvidek musi być jednym z warunków dla tak pożądanej przez Serbów integracji z UE[4]. Jeszcze jaśniej sprawę stawiają bułgarscy nacjonaliści z ATAKA, która domaga się aby Bruksela zapewniła Bułgarii odzyskanie etnicznie bułgarskich, pogranicznych gmin, należących obecnie do Serbii[5]. Bez tego Bułgaria nie będzie mogła zaakceptować akcesji Serbii do UE, jak mówią. Oczywiście żądania te obszernie uzupełnia się unijną retoryką ochrony praw mniejszości etnicznych i likwidacji zbędnych granic. Nawet Serbowie potrafią sporo ugrać za pomocą tejże metody: jako warunek ustabilizowania swoich stosunków z „Republiką Kosowo” postawili Brukseli uzyskanie gwarancji UE dla szerokiej autonomii etnicznie serbskich gmin Kosowa (Związek Serbskich Gmin KiM) bez konieczności uznawania niepodległości samej „Republiki Kosowo”. I taką gwarancję dostali po prawie roku trudnych, trójstronnych negocjacji Belgrad-Prisztina-Bruksela[6].
Jakie polskie postulaty (np. dotyczące statusu Polaków na Ukrainie) zostały wyartykułowane przez stronę polską w kontekście ukraińskich ambicji integracji z UE? Czego żądają polscy nacjonaliści od Ukrainy jako takiej? „Najodważniejszym” postulatem, o czym słyszałem, jest żądanie aby Ukraińcy... oficjalnie przeprosili za Rzeź Wołyńską. Coś więcej? Niestety nie...
(...)
Katalog postulatów, z jakimi strona polska może i powinna w tym momencie wystąpić wobec Ukrainy, jest doprawdy szeroki. Na Ukrainie jest wciąż co najmniej kilkanaście gmin i sołectw, w których Polacy stanowią istotny odsetek ludności. W niektórych stanowią bezwzględną większość ludności. Od Strzelczysk i Doboszczówki w Małopolsce Wschodniej po Gródek Podolski i inne liczne miasteczka i wsie na Podolu i Żytomierszczyźnie, aż po legendarną Murafę. To nie wielki i piękny Lwów, tylko te wsie i miasteczka są dzisiaj żywymi bastionami polskości oraz świadectwem naszej wielkiej historii, które musi przetrwać dla następnych polskich pokoleń. Polskość trwa w wielu z nich nieprzerwanie od czasów I Rzeczpospolitej... Należy jasno i otwarcie domagać się dla nich pełnej dwujęzyczności oraz autonomii narodowej, z prawem do powołania Związku Polskich Gmin. Bez tego nie powinno być żadnej zgody Polski na integrację Ukrainy z UE. Nie należy się obawiać, że Ukraińcy zrezygnowaliby ze swojej – jak sądzą - dziejowej szansy na certyfikat europejskości z powodu polskich napisów w jakichś prowincjonalnych miasteczkach Podola... Niektóre z tych spraw można by zresztą załatwić już w obecnym porządku prawnym Ukrainy, chociażby polskie napisy. Trzeba jednak chcieć i mieć odwagę otworzyć usta. Po instrumenty wprowadzone przez nową ukraińską ustawę językową bez kompleksów sięgnęli nie tylko Rosjanie ale nawet – nieliczni na Ukrainie - Węgrzy, Rumuni i Mołdawianie[7]. Nie zrobili tego jednak Polacy, choć spełniają po temu wymogi formalne...[8]
Wszyscy kresowi Polacy posiadający Kartę Polaka powinni mieć również prawo wybierania swoich przedstawicieli do Sejmu RP, ponieważ jednym ze źródeł patologicznej ślepoty władz Polski na sprawy kresowych Polaków jest fakt nieposiadania przez nich żadnej reprezentacji politycznej w organach władzy państwa polskiego, które wszak jest państwem wszystkich Polaków.
Należy też domagać się unijnych gwarancji dla ochrony polskiego dziedzictwa kulturowego, znajdującego się na terenach I RP należących dzisiaj do Ukrainy. Jest ono wszak częścią dziedzictwa europejskiego i częścią historii Ukrainy. Jego dewastacja musi być powstrzymana a środki unijne na jego rewitalizację – zagwarantowane.
Należy jednocześnie zadbać o ochronę polskiego i unijnego rynku pracy przed obywatelami Ukrainy nie posiadającymi Karty Polaka i maksymalnie oddalać moment jego otwarcia dla Ukraińców.
Czy któraś z tych spraw została podniesiona przez którąś z sił politycznych w Polsce?
http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?...i-histeria
Niezależnie od swojego – jeszcze nieznanego - końcowego rezultatu, rewolucja w Kijowie, nazywana przez jej animatorów Rewolucją Godności, okazała się kolejną zaprzepaszczoną szansą na zmianę statusu Polaków na Kresach. Ujawniła przy tym ideową pustkę polskiej polityki wschodniej w kwestii Polaków na Kresach: pustkę obozu władzy, pustkę centroprawicowej opozycji (PiS) ale także pustkę opozycji narodowej (Ruch Narodowy). Szczególnie, jeśli za niezbywalny element tej polityki ktoś śmiałby uważać jeszcze obronę Polaków i polskości na polskich Kresach Wschodnich. To znamienny fakt, że polscy politycy wszystkich opcji od zarania III RP zgodnie i haniebnie milczą w sprawie autonomii dla kresowych Polaków. Autonomii, będącej dziś jedynym legalnym, realnym i racjonalnym narzędziem zabezpieczenia bytu narodowego ponad 1,5 miliona Polaków na Kresach Wschodnich.
(...)
My Polacy oczywiście dobrze wiemy, że gdy ma się słabe własne państwo, to UE nie jest lekiem na wszelkie problemy, ale z perspektywy Ukraińców – może takim lekiem być, a przynajmniej tak uważają uczestnicy Rewolucji Godności . Wiemy, że stowarzyszenie i członkostwo w UE oznaczała także presję ze strony Brukseli na przeprowadzanie w państwach członkowskich rozmaitych eksperymentów obyczajowych (np. legalizację małżeństw homoseksualnych) oraz etnicznych (prawa dla mniejszości etnicznych, imigracja spoza Europy) ale w tym przypadku akurat to drugie (prawa dla mniejszości etnicznych) może być wyłącznie szansą dla sprawy polskiej na Kresach. Zresztą tego typu problemy obyczajowe z perspektywy Majdanu wydają się co najmniej odległe, a Ukraińcy – w tym nacjonaliści ukraińscy - mają prawo oczekiwać, że uda się ich uniknąć lub przezwyciężyć. W szeregach nacjonalistów ukraińskich zapewne działa też pogląd, że integracja z UE może być prowadzona na warunkach określanych przynajmniej częściowo przez samą Ukrainę. Jak wiemy polscy negocjatorzy naszej integracji z UE myśleli dokładnie odwrotnie, dlatego nie silili się nawet na twarde negocjowanie z Brukselą polskich spraw. Ale Ukraińscy wcale nie muszą powtórzyć tego błędu, na co wskazuje asertywność z jaką obecny obóz władzy prowadzi swoją grę z Brukselą. Ukraińcy wierzą więc, że gospodarczo zyskają na UE a społecznie i narodowo – nie stracą. Przykłady takie jak Chorwacją mogą ich w tym przekonaniu umacniać. Przypomnijmy, że Chorwacja latem 2013 r. została członkiem UE i już w pierwszych miesiącach członkostwa pokazała Brukseli, gdzie jest czerwona linia poza którą nie przekroczy: poprzez referendum narodowe, które wykluczyło legalizacje małżeństw homoseksualnych oraz kolejne planowane referendum, które ma wykluczyć prawo do używania serbskiej cyrylicy (de facto języka serbskiego) w instytucjach i miejscach publicznych Chorwacji (nawet tam, gdzie duży odsetek mieszkańców to Serbowie)... Można tak grać i wygrać? Można...
Tego można się było spodziewać. Na rewolucją w Kijowie wszyscy aktorzy polskiej polityki zareagowali w sobie właściwy sposób. Obóz władzy (PO) przyjął taktykę niejasnych gestów i dryfowania pomiędzy formalną proeuropejskością a faktycznym lękiem przez Rosją. Wybrał „potulność”. Opozycja centroprawicowa (PiS) w romantycznym porywie ogłosiła ustami J. Kaczyńskiego na Majdanie pełne i bezwarunkowe poparcie dla rewolucji. Dało się odczuć „ekstazę”.
Najbardziej interesująca była dla mnie postawa opozycji narodowej, którą można określić jako schizofreniczną. Jak wiadomo przedstawiciele Ruchu Narodowego (RN) do bardzo niedawna pozostawali w kontakcie i dialogu ze Swobodą, zapewne nie tylko na forum Sojuszu Europejskich Ruchów Narodowych (AEMN) ale również bardziej bezpośrednio. Jeszcze bardziej bezpośrednie relacje w 2011 r. ze Swobodą nawiązał swoją drogą NOP[1], ogłaszając ją w swoich mediach przykładem sukcesu i nowoczesnej partii nacjonalistycznej oraz podkreślając zasługi Swobody dla uregulowania niektórych polskich spraw na Kresach (Dom Polski we Lwowie), co – jak twierdzono - miało świadczyć o braku antypolskich resentymentów w tym ugrupowaniu[2].
Retoryka Rewolucji Godności jest w ogromnym stopniu identyczna z retoryką Marszu Niepodległości. Tiahnybok na Majdanie mówi niemal to samo, co mówi Winnicki na Agrykoli (polecam obejrzeć przemówienia Tiahnyboka, publikowane na profilu Swobody na youtube). Prounijność i antyunijność obu tych języków jest tylko funkcją wobec głównego wątku: antyrządowej, antysystemowej rewolucji. Na Ukrainie wrogość do systemu wyraża się dzisiaj w prounijności, w Polsce wyraża się w antyunijności.
Opozycja (także nacjonalistyczna) w Polsce (i zapewne także w innych krajach) często odczytuje jednak rzeczywistość wg zasady lustra. Jeśli główny nurt coś popiera, oni to coś z miejsca potępiają. Można było się więc spodziewać, że skoro prorządowe media w Polsce ciepło relacjonują antyrządową rewolucję w Kijowie (która wszak nie jest wycelowane w obóz rządzący Polską) a jednocześnie bardzo krytycznie relacjonują porównywalny frekwencyjnie (choć jednodniowy) antyrządowy Marsz Niepodległości w Warszawie (wycelowany dokładnie w obóz rządzący Polską), to środowisko RN odniesie się z niechęcią do rewolucji w Kijowie. Tak też się stało.
RN dla uwiarygodnienia tego stanowiska przypomniał sobie o ideologicznych korzeniach Swobody i wyciągnął na swoje sztandary zombie z UPA i Rzeź Wołyńską. Nie było to oczywiście trudne, bo Swoboda nie kryje się z tym, do jakiego dziedzictwa politycznego się odwołuje. Okazało się też pomocne w zaatakowaniu PiSu, którego lider bezwarunkowo poparł Rewolucję Godności i pozował do wspólnych fotografii z Tiahnybokiem. Z kolei NOP odkrył nagle, że Swoboda to amerykańscy agenci, którzy zdradzili nacjonalistyczne idee Stepana Bandery i niepodległej Ukrainy[3] (za tę troskę NOPu o dziedzictwo ideowe Bandery i suwerenność Ukrainy żaden Ukrainiec jakoś jeszcze nie podziękował). Można się domyślać, że równocześnie opozycja zazdrości jednak Swobodzie (i całemu obozowi Rewolucji Godnosci) siły oraz masowości rewolucji, których to cech na taką skalę ani akcje PiS ani RN na razie nie posiadają. Wielotygodniowa okupacja przez opozycję centrum stolicy państwa wciąż wydaje się czymś niemożliwym w Polsce...
(...)
Na Ukrainie trwa rewolucja polityczna, która za cel stawia sobie zmianę obozu władzy oraz integrację tego kraju z UE. Polska jest już w UE. Warto popatrzeć, jak nacjonaliści w innych krajach członkowskich UE reagują na prounijne apetyty swoich sąsiadów, z którymi dzieli ich spór o ziemię, historię i ludność. Doskonałym przykładem może być tutaj trwający obecnie proces integracji Serbii z UE. Proces ten jest bowiem permanentnie wykorzystywany przez Węgrów oraz Bułgarów do podnoszenia kwestii praw ich rodaków, mieszkających w regionach leżących na obecnym terytorium Serbii. Zamiast jałowego pojedynku na miny, Węgrzy (Jobbik) mówią wprost: autonomia dla Wojwodiny/Delvidek musi być jednym z warunków dla tak pożądanej przez Serbów integracji z UE[4]. Jeszcze jaśniej sprawę stawiają bułgarscy nacjonaliści z ATAKA, która domaga się aby Bruksela zapewniła Bułgarii odzyskanie etnicznie bułgarskich, pogranicznych gmin, należących obecnie do Serbii[5]. Bez tego Bułgaria nie będzie mogła zaakceptować akcesji Serbii do UE, jak mówią. Oczywiście żądania te obszernie uzupełnia się unijną retoryką ochrony praw mniejszości etnicznych i likwidacji zbędnych granic. Nawet Serbowie potrafią sporo ugrać za pomocą tejże metody: jako warunek ustabilizowania swoich stosunków z „Republiką Kosowo” postawili Brukseli uzyskanie gwarancji UE dla szerokiej autonomii etnicznie serbskich gmin Kosowa (Związek Serbskich Gmin KiM) bez konieczności uznawania niepodległości samej „Republiki Kosowo”. I taką gwarancję dostali po prawie roku trudnych, trójstronnych negocjacji Belgrad-Prisztina-Bruksela[6].
Jakie polskie postulaty (np. dotyczące statusu Polaków na Ukrainie) zostały wyartykułowane przez stronę polską w kontekście ukraińskich ambicji integracji z UE? Czego żądają polscy nacjonaliści od Ukrainy jako takiej? „Najodważniejszym” postulatem, o czym słyszałem, jest żądanie aby Ukraińcy... oficjalnie przeprosili za Rzeź Wołyńską. Coś więcej? Niestety nie...
(...)
Katalog postulatów, z jakimi strona polska może i powinna w tym momencie wystąpić wobec Ukrainy, jest doprawdy szeroki. Na Ukrainie jest wciąż co najmniej kilkanaście gmin i sołectw, w których Polacy stanowią istotny odsetek ludności. W niektórych stanowią bezwzględną większość ludności. Od Strzelczysk i Doboszczówki w Małopolsce Wschodniej po Gródek Podolski i inne liczne miasteczka i wsie na Podolu i Żytomierszczyźnie, aż po legendarną Murafę. To nie wielki i piękny Lwów, tylko te wsie i miasteczka są dzisiaj żywymi bastionami polskości oraz świadectwem naszej wielkiej historii, które musi przetrwać dla następnych polskich pokoleń. Polskość trwa w wielu z nich nieprzerwanie od czasów I Rzeczpospolitej... Należy jasno i otwarcie domagać się dla nich pełnej dwujęzyczności oraz autonomii narodowej, z prawem do powołania Związku Polskich Gmin. Bez tego nie powinno być żadnej zgody Polski na integrację Ukrainy z UE. Nie należy się obawiać, że Ukraińcy zrezygnowaliby ze swojej – jak sądzą - dziejowej szansy na certyfikat europejskości z powodu polskich napisów w jakichś prowincjonalnych miasteczkach Podola... Niektóre z tych spraw można by zresztą załatwić już w obecnym porządku prawnym Ukrainy, chociażby polskie napisy. Trzeba jednak chcieć i mieć odwagę otworzyć usta. Po instrumenty wprowadzone przez nową ukraińską ustawę językową bez kompleksów sięgnęli nie tylko Rosjanie ale nawet – nieliczni na Ukrainie - Węgrzy, Rumuni i Mołdawianie[7]. Nie zrobili tego jednak Polacy, choć spełniają po temu wymogi formalne...[8]
Wszyscy kresowi Polacy posiadający Kartę Polaka powinni mieć również prawo wybierania swoich przedstawicieli do Sejmu RP, ponieważ jednym ze źródeł patologicznej ślepoty władz Polski na sprawy kresowych Polaków jest fakt nieposiadania przez nich żadnej reprezentacji politycznej w organach władzy państwa polskiego, które wszak jest państwem wszystkich Polaków.
Należy też domagać się unijnych gwarancji dla ochrony polskiego dziedzictwa kulturowego, znajdującego się na terenach I RP należących dzisiaj do Ukrainy. Jest ono wszak częścią dziedzictwa europejskiego i częścią historii Ukrainy. Jego dewastacja musi być powstrzymana a środki unijne na jego rewitalizację – zagwarantowane.
Należy jednocześnie zadbać o ochronę polskiego i unijnego rynku pracy przed obywatelami Ukrainy nie posiadającymi Karty Polaka i maksymalnie oddalać moment jego otwarcia dla Ukraińców.
Czy któraś z tych spraw została podniesiona przez którąś z sił politycznych w Polsce?

