Pamiętajcie, że Krym to jeden malutki elemencik w ogromnej maszynie wzajemnych relacji ekonomicznych i dyplomatycznych. Amerykańskie i brytyjskie firmy naftowe (Exxon, BP) ostatnio zainteresowały się wspólnymi przedsięwzięciami z Gazpromem i Rosneftem na Morzu Północnym. Rosjanie i Amerykanie walczą po tej samej stronie w wojnie cybernetyczno-dyplomatycznej z Chinami, znacznie bardziej istotnej od jakichś wojenek o wpływy terytorialne, bo kosztującej USA i Rosję rocznie około 1,5% sumarycznego PKB tych państw. Dla amerykańskich polityków Rosja nie zyskuje niczego anektując Krym. Amerykanie zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że ewentualna próba unieważnienia umowy o stacjonowaniu Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu (a ona jest jedynym atutem tego Półwyspu z punktu widzenia militarnego) pociągnęłaby za sobą identyczne konsekwencję i kwestia zdominowania Półwyspu przez Rosję była tak czy siak przesądzona.
Rosja w tej chwili ma wiele wspólnego z USA, gdyż Chiny próbują wygryźć jej wpływy w coraz większym obszarze - zaczęło się od Indii i Bliskiego Wschodu (w wojnie syryjskiej Chińczycy wspierają obie strony konfliktu - dzięki destabilizacji rejonu mogą taniej kupować ropę od obydwu stron w zamian za sprzęt militarny), a teraz sięga już Morza Białego i Ameryki Południowej.
Rosja w tej chwili ma wiele wspólnego z USA, gdyż Chiny próbują wygryźć jej wpływy w coraz większym obszarze - zaczęło się od Indii i Bliskiego Wschodu (w wojnie syryjskiej Chińczycy wspierają obie strony konfliktu - dzięki destabilizacji rejonu mogą taniej kupować ropę od obydwu stron w zamian za sprzęt militarny), a teraz sięga już Morza Białego i Ameryki Południowej.
Vi Veri Veniversum Vivus Vici
