Pilaster ma rację.
Kwota którą Rosja wydaje na zbrojenia jest zwyczajnie zbyt mała aby mogła mieć armię tak silną jak się uważa. Największy jej atut to broń nuklearna - ale jej raczej ciężko użyć w konwencjonalnych konfliktach o jakich rozmawiamy.
A utrzymanie nuklearnego potencjału bojowego lub nawet zwyczajne zabezpieczenie go pochłaniać musi sporo pieniędzy.
Do tego dochodzi korupcja. Podczas pierwszej i drugiej wojny czeczeńskiej na "okradaniu" armii powstały prawdziwe fortuny. Nie tylko na prostej defraudacji (a zdarzały się przypadki, że bardziej obrotni dowódcy potrafili "zutylizować" nawet wozy opancerzone i czołgi) ale na tym, że armia zamawia "po znajomości" znacznie drożej niż cena rynkowa.
Nawet zakładając, że od tego czasu korupcja została ograniczona myślę, że szacunki iż pochłania 20-30% środków wydawanych na armię nie są przesadzone. A może być i więcej.
Przypomnijmy, że mówimy o kraju w którym krzesełka zamówione na stadion olimpijski kosztowały równowartość średniej klasy samochodu prosto z salonu. Nie wszystkie razem - każde z osobna tyle kosztowało.
A przecież nie do końca jawne inwestycje w armię stwarzają znacznie większe pole do nadużyć niż inwestycje w sport czy infrastrukturę. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że oligarchowie i cała reszta elit tratujących Rosję jak prywatny folwark z pobudek patriotycznych rezygnują z możliwości pasienia się na kontraktach armijnych.
Pozostaje jej duże rezerwy ludzkie, broń nuklearna i relatywnie niewielkie przyzwoicie wyszkolone i wyposażone jednostki jakimi popisuje się na
Krymie. Sądzę, że w konwencjonalnym konflikcie Rosyjska armia miała by ogromne problemy aby poradzić sobie z armią Niemiec lub Francji z osoba (o ile ci ostatni nie poddali by się po 5 minutach od rozpoczęcia działań
) - nie mówiąc już o współpracujących siłach NATO
Kwota którą Rosja wydaje na zbrojenia jest zwyczajnie zbyt mała aby mogła mieć armię tak silną jak się uważa. Największy jej atut to broń nuklearna - ale jej raczej ciężko użyć w konwencjonalnych konfliktach o jakich rozmawiamy.
A utrzymanie nuklearnego potencjału bojowego lub nawet zwyczajne zabezpieczenie go pochłaniać musi sporo pieniędzy.
Do tego dochodzi korupcja. Podczas pierwszej i drugiej wojny czeczeńskiej na "okradaniu" armii powstały prawdziwe fortuny. Nie tylko na prostej defraudacji (a zdarzały się przypadki, że bardziej obrotni dowódcy potrafili "zutylizować" nawet wozy opancerzone i czołgi) ale na tym, że armia zamawia "po znajomości" znacznie drożej niż cena rynkowa.
Nawet zakładając, że od tego czasu korupcja została ograniczona myślę, że szacunki iż pochłania 20-30% środków wydawanych na armię nie są przesadzone. A może być i więcej.
Przypomnijmy, że mówimy o kraju w którym krzesełka zamówione na stadion olimpijski kosztowały równowartość średniej klasy samochodu prosto z salonu. Nie wszystkie razem - każde z osobna tyle kosztowało.
A przecież nie do końca jawne inwestycje w armię stwarzają znacznie większe pole do nadużyć niż inwestycje w sport czy infrastrukturę. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że oligarchowie i cała reszta elit tratujących Rosję jak prywatny folwark z pobudek patriotycznych rezygnują z możliwości pasienia się na kontraktach armijnych.
Pozostaje jej duże rezerwy ludzkie, broń nuklearna i relatywnie niewielkie przyzwoicie wyszkolone i wyposażone jednostki jakimi popisuje się na
Krymie. Sądzę, że w konwencjonalnym konflikcie Rosyjska armia miała by ogromne problemy aby poradzić sobie z armią Niemiec lub Francji z osoba (o ile ci ostatni nie poddali by się po 5 minutach od rozpoczęcia działań
) - nie mówiąc już o współpracujących siłach NATO
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"

