Ja to widzę tak:
Od 1941 i ataku Niemiec na ZSRR stało się jasne, że Aliantom przybył nowy sojusznik. Wojna na Zachodzie toczyła się trochę na zasadzie inercji: UK plus niedobitki z podbitych przez Hitlera krajów nie miały ani dość sił ani ochoty na otworzenie jakiegoś realnego frontu lądowego na Zachodzie Europy. USA miały ochotę wejść do wojny (politycy), ale potrzebowali pretekstu i dobrze nakręconej propagandy - pojawiło się Pearl Harbor. W momencie, kiedy Niemcy zaszli w głąb ZSRR już dość daleko, trudno sobie wyobrazić, że USA i UK mogą prowadzić jakąś realną politykę "zbalansowania" sił, czyli tak pomagać Stalinowi, aby ten jak najbardziej wykrwawił Niemców, ale żeby nie miał dość sił na ekspansję na Wschód. Taką tezę odrzucam dlatego, że jest niemożliwa do wykonania. USA i UK mogły trząść dupą, ponieważ gdyby Hitlerowi udało się przełamać ZSRR i osiąść trwale na roponośnym Kaukazie, jakie ziemie pozostałyby w rękach Stalina? "Uprzemysłowiona" Syberia i "bogaty" daleki wschód ZSRR? Czy może "stepy akermańskie"? Z kolei Niemcy kończąc konflikt na Wschodzie rządziłyby Europą w całości i żaden desant w Normandii czy Bałkanach nie miałby szans powodzenia.
Dlatego też pragmatyczni Anglosasi wymyślili, że pokonają Niemców rękami i nogami Stalina, za niewielką cenę dozbrojenia go w miarę możliwości. A ponieważ Japonia przegrała wojnę w pierwszy dzień od jej rozpoczęcia, gospodarka USA doskonale radziła sobie w warunkach wojennych. Dodam tylko, że wojna tak rozbuchała amerykańską produkcję, że w 1945 roku produkowane w dużych ilościach samoloty nie szły już na front tylko wprost do zezłomowania. Ale to dyskusja na inny temat.
Alianci wiedzieli, że pokonanie Hitlera zostałoby okupione wielkimi stratami ludzkimi. Stalin idealnie nadawał się do roli dostarczyciela mięsa armatniego. Myślę, że sprawa demokratycznej i niepodległej Polski mogła być jakimś tysięcznym punktem umowy trójstronnej pomiędzy ZSRR, UK i USA, zupełnie zmarginalizowanym. Nie wiadomo do końca, czy UK i USA naiwnie wierzyli Stalinowi, że "jakoś to będzie" z Polską. Stalin mógł obiecać, co chcieli, bo wiedział, że nie będzie musiał się z tego wywiązywać.
Teraz kluczowe pytania:
1. Czy Alianci oszukali Polskę? Obiegowa opinia: tak. Moim zdaniem: nie.
Z formalnego punktu widzenia określono granice Polski, na mocy których otrzymała ona spore i dobre ziemie, tracąc oczywiście ich część na wschodzie, ale... sorry, taki był klimat. Uwzględniono plany Stalina.
Oczywiście, można się spierać, czy do zdrady nie doszło już we wrześniu 1939, kiedy to Francja i UK wykazały opieszałość w działaniach, ale, bądźmy uczciwi, nie wiadomo do końca, czy ich ewentualny atak na Niemcy nie pogorszyłby jeszcze sprawy. W końcowych latach wojny UK była bardzo uzależniona od USA (pamiętajmy o wojnie w Afryce Płn. i angielskich koloniach), więc i pozycja negocjacyjna Churchilla była słaba. Karty rozdawali Amerykanie i Sowieci.
2. Czy Powstanie Warszawskie było błędem. Obiegowa opinia: nie. Moim zdaniem: tak.
Należy oddzielić dwie sprawy. Deprecjonowanie poświęcenia ludzi rzuconych i zaangażowanych do powstania jest nie na miejscu. Niezależnie od pobudek i sensu był to jednak zryw przeciwko agresorowi. Jedynymi, których można winić, to dowódcy powstania, którzy (świadomie lub nie) nie wyczuli sytuacji. Ale ich wina również nie musi być bezpośrednia. Może mieli za mało danych, może przeszacowali. Stało się. Trudno. Analiza historyczna pokazuje, że był to błąd. Jak jednak skomentować np. Termopile? Gdyby strategicznie rozpatrzyć sytuację Spartan w tamtym okresie, obrona przeciw Persom nie miała sensu. A jednak się udało.
Ja to konstatuję w ten sposób, że prawie nigdy w czasach najnowszych nie mieliśmy dobrych polityków, rozumiejących sytuację międzynarodową i geopolityczne położenie Polski. Polityki nie kreuje się uwzględniając dobro tylko jednego państwa, choćby najbardziej zasłużonego na polu walki z Hitlerem. Położenie Polski już takie jest - jest chuj**e. Dla porównania: Francja, która jest dla mnie najgorszą k**wą II wojny światowej, po wojnie nie musiała się niczego obawiać. Państwo otwarcie i legalnie kolaborujące z Hitlerem partycypowało nawet w podziale Niemiec!
Odnosząc zdarzenia historyczne do współczesnych czasów i ucząc się na błędach, powinniśmy bardziej myśleć kategoriami: "Euromajdan? Ok. Ale co my z tego będziemy mieli?". Smutne to, ale prawdziwe. Taką politykę od lat stosują państwa typu UK, Francja i Niemcy. A zwłaszcza USA, które nigdy i nic nie robią za darmo.
Jaki scenariusz byłby idealny?
Z gatunku S-F. UK i USA układają się z Hitlerem w momencie, kiedy Stalin jest jeszcze na Białorusi i nie wchodzi do Polski. UK i USA szybko okupują terytorium zdobyte przez Niemców (czyli m.in.), wprowadzając tam swoje wojska. Kończy się pomoc dla Stalina. Układ geopolityczny jest taki, że granice są podobnie wytyczone, ale zachodnia strefa wpływów zaczyna się na Bugu. Oczywiście wymagałoby to albo uśmiercenia Hitlera w zamachu i zgodę Niemców na powrót do granic sprzed wojny, nawet niekoniecznie pomniejszonych o Śląsk i Prusy. Ale wtedy prawdopodobnie Stalin by już nie fiknął. Nawet z dużą ilością wojska. I właśnie wtedy można było rzucić prewencyjnie kilka atomówek w głąb ZSRR zamiast uśmiercać śliczne Japoneczki.
Od 1941 i ataku Niemiec na ZSRR stało się jasne, że Aliantom przybył nowy sojusznik. Wojna na Zachodzie toczyła się trochę na zasadzie inercji: UK plus niedobitki z podbitych przez Hitlera krajów nie miały ani dość sił ani ochoty na otworzenie jakiegoś realnego frontu lądowego na Zachodzie Europy. USA miały ochotę wejść do wojny (politycy), ale potrzebowali pretekstu i dobrze nakręconej propagandy - pojawiło się Pearl Harbor. W momencie, kiedy Niemcy zaszli w głąb ZSRR już dość daleko, trudno sobie wyobrazić, że USA i UK mogą prowadzić jakąś realną politykę "zbalansowania" sił, czyli tak pomagać Stalinowi, aby ten jak najbardziej wykrwawił Niemców, ale żeby nie miał dość sił na ekspansję na Wschód. Taką tezę odrzucam dlatego, że jest niemożliwa do wykonania. USA i UK mogły trząść dupą, ponieważ gdyby Hitlerowi udało się przełamać ZSRR i osiąść trwale na roponośnym Kaukazie, jakie ziemie pozostałyby w rękach Stalina? "Uprzemysłowiona" Syberia i "bogaty" daleki wschód ZSRR? Czy może "stepy akermańskie"? Z kolei Niemcy kończąc konflikt na Wschodzie rządziłyby Europą w całości i żaden desant w Normandii czy Bałkanach nie miałby szans powodzenia.
Dlatego też pragmatyczni Anglosasi wymyślili, że pokonają Niemców rękami i nogami Stalina, za niewielką cenę dozbrojenia go w miarę możliwości. A ponieważ Japonia przegrała wojnę w pierwszy dzień od jej rozpoczęcia, gospodarka USA doskonale radziła sobie w warunkach wojennych. Dodam tylko, że wojna tak rozbuchała amerykańską produkcję, że w 1945 roku produkowane w dużych ilościach samoloty nie szły już na front tylko wprost do zezłomowania. Ale to dyskusja na inny temat.
Alianci wiedzieli, że pokonanie Hitlera zostałoby okupione wielkimi stratami ludzkimi. Stalin idealnie nadawał się do roli dostarczyciela mięsa armatniego. Myślę, że sprawa demokratycznej i niepodległej Polski mogła być jakimś tysięcznym punktem umowy trójstronnej pomiędzy ZSRR, UK i USA, zupełnie zmarginalizowanym. Nie wiadomo do końca, czy UK i USA naiwnie wierzyli Stalinowi, że "jakoś to będzie" z Polską. Stalin mógł obiecać, co chcieli, bo wiedział, że nie będzie musiał się z tego wywiązywać.
Teraz kluczowe pytania:
1. Czy Alianci oszukali Polskę? Obiegowa opinia: tak. Moim zdaniem: nie.
Z formalnego punktu widzenia określono granice Polski, na mocy których otrzymała ona spore i dobre ziemie, tracąc oczywiście ich część na wschodzie, ale... sorry, taki był klimat. Uwzględniono plany Stalina.
Oczywiście, można się spierać, czy do zdrady nie doszło już we wrześniu 1939, kiedy to Francja i UK wykazały opieszałość w działaniach, ale, bądźmy uczciwi, nie wiadomo do końca, czy ich ewentualny atak na Niemcy nie pogorszyłby jeszcze sprawy. W końcowych latach wojny UK była bardzo uzależniona od USA (pamiętajmy o wojnie w Afryce Płn. i angielskich koloniach), więc i pozycja negocjacyjna Churchilla była słaba. Karty rozdawali Amerykanie i Sowieci.
2. Czy Powstanie Warszawskie było błędem. Obiegowa opinia: nie. Moim zdaniem: tak.
Należy oddzielić dwie sprawy. Deprecjonowanie poświęcenia ludzi rzuconych i zaangażowanych do powstania jest nie na miejscu. Niezależnie od pobudek i sensu był to jednak zryw przeciwko agresorowi. Jedynymi, których można winić, to dowódcy powstania, którzy (świadomie lub nie) nie wyczuli sytuacji. Ale ich wina również nie musi być bezpośrednia. Może mieli za mało danych, może przeszacowali. Stało się. Trudno. Analiza historyczna pokazuje, że był to błąd. Jak jednak skomentować np. Termopile? Gdyby strategicznie rozpatrzyć sytuację Spartan w tamtym okresie, obrona przeciw Persom nie miała sensu. A jednak się udało.
Ja to konstatuję w ten sposób, że prawie nigdy w czasach najnowszych nie mieliśmy dobrych polityków, rozumiejących sytuację międzynarodową i geopolityczne położenie Polski. Polityki nie kreuje się uwzględniając dobro tylko jednego państwa, choćby najbardziej zasłużonego na polu walki z Hitlerem. Położenie Polski już takie jest - jest chuj**e. Dla porównania: Francja, która jest dla mnie najgorszą k**wą II wojny światowej, po wojnie nie musiała się niczego obawiać. Państwo otwarcie i legalnie kolaborujące z Hitlerem partycypowało nawet w podziale Niemiec!
Odnosząc zdarzenia historyczne do współczesnych czasów i ucząc się na błędach, powinniśmy bardziej myśleć kategoriami: "Euromajdan? Ok. Ale co my z tego będziemy mieli?". Smutne to, ale prawdziwe. Taką politykę od lat stosują państwa typu UK, Francja i Niemcy. A zwłaszcza USA, które nigdy i nic nie robią za darmo.
Jaki scenariusz byłby idealny?
Z gatunku S-F. UK i USA układają się z Hitlerem w momencie, kiedy Stalin jest jeszcze na Białorusi i nie wchodzi do Polski. UK i USA szybko okupują terytorium zdobyte przez Niemców (czyli m.in.), wprowadzając tam swoje wojska. Kończy się pomoc dla Stalina. Układ geopolityczny jest taki, że granice są podobnie wytyczone, ale zachodnia strefa wpływów zaczyna się na Bugu. Oczywiście wymagałoby to albo uśmiercenia Hitlera w zamachu i zgodę Niemców na powrót do granic sprzed wojny, nawet niekoniecznie pomniejszonych o Śląsk i Prusy. Ale wtedy prawdopodobnie Stalin by już nie fiknął. Nawet z dużą ilością wojska. I właśnie wtedy można było rzucić prewencyjnie kilka atomówek w głąb ZSRR zamiast uśmiercać śliczne Japoneczki.

