Socjopapa napisał(a):Od razu w dobrym miejscu napisałeś.Wygłupy oszołoma nie mogą być dziełem, ponieważ do dzieł zaliczamy:
Ile osób musi znać utwór, żeby stał się utworem? A może to zależy od rodzaju utworu? Wspaniała powieść, przed wydrukowaniem znana autorowi i kilku osobom z wydawnictwa, dziełem nie jest, ale wygłupy jakiegoś oszołoma na youtubie, które mają milion wyświetleń dziełem już są?:8O:
- dzieła literackie,
- kompozycje muzyczne,
- kompozycje plastyczne /rzeźby, obrazy itd./.
O dziele mówimy zatem w kontekście sztuki, więc jeśli pracodawca podpisuje umowę o dzieło, a tego dzieła nie wymaga /notatki lektora dziełem być nie mogą, bo nie są dziełem literackim, a więc nie są nimi z samej definicji/, to mamy tu do czynienia z czystej wody kombinatorstwem i oszustwem, a także nadużyciem semantycznym.
Niektórzy tak się przyzywczaili do absurdu, że go nie zauważają: pracujący rencista, umowa-zlecenie na cały etat /to przecież też bzdura itd./. Nie wiem, czy w innych krajach są podobne brednie. U nas niestety jest szerokie przyzwolenie społeczne na podobne praktyki.
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".

