Co do tego, że samolot zestrzelili tak zwani separatyści nikt nie ma chyba zastrzeżeń, oprócz rzecz jasna Putina i Janusza Korwina-Mikke aka Pożyteczny Idiota.
JKM-PI w swej nieomylności omamił już część społeczeństwa polskiego peanami na cześć wodza ludu rosyjskiego. Jednak z ostatnich słów, w których stwierdza, że za katastrofą stoją siły ukraińskie, bo rosyjskim taki przebieg wydarzeń by się "nie opłacał", nie uda się go wybronić nawet najbardziej skąpanym w blasku Korwina kucom.
Trzeba najpierw powziąć pewne założenia, aby ustalić czemu to Rosja ma krew na rękach.
Po pierwsze, wyrzutni Buk rosyjskie siły nie dałyby jakimś tam chłystkom, którzy mienią się "żołnierzami republiki ludowej", ale są w większości kiepsko przeszkolonymi rosyjskojęzycznymi mieszkańcami wschodniej Ukrainy, którzy do tego roku byli cywilami. Oczywiście, są oni dowodzeni przez rosyjskich przedstawicieli GRU.
Stąd wniosek, że wyrzutnia Buk została przetransportowana przez zajęty punkt graniczny z Rosji i jest kontrolowana tylko i wyłącznie przez siły rosyjskie, które miały za zadanie pierwotnie likwidować zagrażające separatystom naloty ukraińskich sił powietrznych (Kadafi przegrał wojnę w Libii, bo stracił całe lotnictwo, Assadowi udało się przeciwstawić islamistom, gdyż lotnictwa mógł używać) oraz przed desantem.
Po drugie, Rosji na rękę było zestrzelenie samolotu cywilnego, jakkolwiek JKM-PI wydaje się to absurdalne. Po sprawnej drugiej odsłonie akcji antyterrorystycznej na wschodzie kraju, rosyjscy separatyści utracili 3/4 zajmowanych terenów, w tym kluczowe ośrodki jak Kramatorsk, Luhańsk, Słowiańsk itp. Był to cios zadany bezpośrednio Rosji, która po Krymie, wielu sankcjach zagranicznych, obniżających ilość inwestycji, spadkach na giełdzie, olbrzymich wydatkach na zbrojenia, nie jest w tej chwili w stanie zbrojnie wkroczyć na teren wschodniej Ukrainy, gdyż mogłoby to doprowadzić do krachu rosyjskiego systemu ubezpieczeń (dotowanego, jak u nas, w dużej mierze z podatków), a to z kolei doprowadziłoby do upadku jedynowładztwa Putina, który wie, że w obecnych czasach musi się jakkolwiek liczyć ze zdaniem społeczeństwa.
Powyższe czynniki spowodowały, że Putin musiał zrobić coś, co z jednej strony ograniczy akcję antyterrorystyczną służb ukraińskich, która pogrążyłaby i tak już porządnie nadwątloną obronę Doniecka, a z drugiej nie będzie zbyt dużo kosztować.
Idealnym wydaje się zestrzelenie samolotu cywilnego nad terenem walk, co umożliwi wprowadzenie "komisji międzynarodowej", która będzie miała zbadać przyczynę wypadku. Oczywiście, Rosja, w której faktycznym posiadaniu znajdą się dowody (które zostaną przekazane Rosji jako "patronowi pokoju i sprawiedliwości" przez separatystów), gdyż separatyści nie oddadzą ich rzecz jasna Ukraińcom, będzie mogła wieść prym w tymże "międzynarodowym" "śledztwie", które stwierdzi, że winę za zestrzelenie samolotu ponosi... Ukraina.
JKM-PI w swej nieomylności omamił już część społeczeństwa polskiego peanami na cześć wodza ludu rosyjskiego. Jednak z ostatnich słów, w których stwierdza, że za katastrofą stoją siły ukraińskie, bo rosyjskim taki przebieg wydarzeń by się "nie opłacał", nie uda się go wybronić nawet najbardziej skąpanym w blasku Korwina kucom.
Trzeba najpierw powziąć pewne założenia, aby ustalić czemu to Rosja ma krew na rękach.
Po pierwsze, wyrzutni Buk rosyjskie siły nie dałyby jakimś tam chłystkom, którzy mienią się "żołnierzami republiki ludowej", ale są w większości kiepsko przeszkolonymi rosyjskojęzycznymi mieszkańcami wschodniej Ukrainy, którzy do tego roku byli cywilami. Oczywiście, są oni dowodzeni przez rosyjskich przedstawicieli GRU.
Stąd wniosek, że wyrzutnia Buk została przetransportowana przez zajęty punkt graniczny z Rosji i jest kontrolowana tylko i wyłącznie przez siły rosyjskie, które miały za zadanie pierwotnie likwidować zagrażające separatystom naloty ukraińskich sił powietrznych (Kadafi przegrał wojnę w Libii, bo stracił całe lotnictwo, Assadowi udało się przeciwstawić islamistom, gdyż lotnictwa mógł używać) oraz przed desantem.
Po drugie, Rosji na rękę było zestrzelenie samolotu cywilnego, jakkolwiek JKM-PI wydaje się to absurdalne. Po sprawnej drugiej odsłonie akcji antyterrorystycznej na wschodzie kraju, rosyjscy separatyści utracili 3/4 zajmowanych terenów, w tym kluczowe ośrodki jak Kramatorsk, Luhańsk, Słowiańsk itp. Był to cios zadany bezpośrednio Rosji, która po Krymie, wielu sankcjach zagranicznych, obniżających ilość inwestycji, spadkach na giełdzie, olbrzymich wydatkach na zbrojenia, nie jest w tej chwili w stanie zbrojnie wkroczyć na teren wschodniej Ukrainy, gdyż mogłoby to doprowadzić do krachu rosyjskiego systemu ubezpieczeń (dotowanego, jak u nas, w dużej mierze z podatków), a to z kolei doprowadziłoby do upadku jedynowładztwa Putina, który wie, że w obecnych czasach musi się jakkolwiek liczyć ze zdaniem społeczeństwa.
Powyższe czynniki spowodowały, że Putin musiał zrobić coś, co z jednej strony ograniczy akcję antyterrorystyczną służb ukraińskich, która pogrążyłaby i tak już porządnie nadwątloną obronę Doniecka, a z drugiej nie będzie zbyt dużo kosztować.
Idealnym wydaje się zestrzelenie samolotu cywilnego nad terenem walk, co umożliwi wprowadzenie "komisji międzynarodowej", która będzie miała zbadać przyczynę wypadku. Oczywiście, Rosja, w której faktycznym posiadaniu znajdą się dowody (które zostaną przekazane Rosji jako "patronowi pokoju i sprawiedliwości" przez separatystów), gdyż separatyści nie oddadzą ich rzecz jasna Ukraińcom, będzie mogła wieść prym w tymże "międzynarodowym" "śledztwie", które stwierdzi, że winę za zestrzelenie samolotu ponosi... Ukraina.
