Błędem jest stawianie znaku równości pomiędzy wschodem i zachodem jako podobnymi zagrożeniami. Z zachodem możemy konkurować ekonomicznie i to czy będziemy protektoratem Niemiec czy też nie zależy w głównej mierze od nas. Rosnąca gospodarka pozwoli spokojnie to zagrożenie wyeliminować - a jak będzie ona rosła zależy głównie od nas. Różnica potencjału Niemiec i Polski ciągle stale się zmniejsza na wszystkich praktycznie płaszczyznach. A osłabienie zachodu uderzy mocno rykoszetem po naszej gospodarce. Załóżmy jakiś średniej wielkości kryzys w Niemczech - i PKB leci nam tak, że rosyjskie embarga i zabawy z gazem okażą się śmiechu warte.
Rosja zagraża nam na płaszczyźnie militarnej, politycznej i surowcowej - a tutaj nie mamy żadnych szans. Słaba Rosja lubi poprawić sobie humor poprzez awantury takie jak na Ukrainie czy w Gruzji. Po tym jak opanuje i zdominuje Ukrainę realne jest, że sięgnie po kraje bałtyckie a potem będzie starała się zdominować Polskę - niekoniecznie militarnie.
Z krajami zachodu możliwe jest w miarę partnerskie utrzymywanie stosunków, z uwzględnieniem interesów narodowych poszczególnych państw. Relacje Rosja vs kraj taki jak Polska zawsze będą zmierzać do wasalizacji tego drugiego. Po prostu władze Rosyjskie mają mentalność, która nie zmieni się zbyt szybko.
No i wolę słabą Rosję bez Ukrainy niż słabą Rosję z Ukrainą - zawsze przyda się dodatkowy bufor. Zagrożeniem Ukraińskim nie ma co straszyć, nawet jeżeli zdarzy się cud i banderowcy zdobędą tam władzę (na co się nie zanosi - już prędzej może pojawić się jakieś zagrożenie w postaci śląskiego separatyzmu jeżeli w tamtejszych organizacjach dojdzie do głosu ekstrema) Ukraina jeszcze długo nie będzie nam w stanie niczym zagrozić. Bo i czym by mogła? Zatem strategia zwalczania dzisiejszego wroga za pomocą (być może, chociaż to mocno wątpliwe) wroga przyszłego nie jest najgłupszym rozwiązaniem.
Budując relację z Ukrainą niestety na płaszczyźnie politycznej i szczeblu interesów krajowych trzeba zapomnieć o banderowcach i Wołyniu - co nie oznacza, że mamy o tym całkowicie nie pamiętać - tylko to jest robota dla historyków. Z drugiej strony dobrze by było gdyby Ukraińcy podobnie spojrzeli na wciąż żywe tam historie o polskich panach wyrzynających w pień "ukraińskie" wsie.
Rosja zagraża nam na płaszczyźnie militarnej, politycznej i surowcowej - a tutaj nie mamy żadnych szans. Słaba Rosja lubi poprawić sobie humor poprzez awantury takie jak na Ukrainie czy w Gruzji. Po tym jak opanuje i zdominuje Ukrainę realne jest, że sięgnie po kraje bałtyckie a potem będzie starała się zdominować Polskę - niekoniecznie militarnie.
Z krajami zachodu możliwe jest w miarę partnerskie utrzymywanie stosunków, z uwzględnieniem interesów narodowych poszczególnych państw. Relacje Rosja vs kraj taki jak Polska zawsze będą zmierzać do wasalizacji tego drugiego. Po prostu władze Rosyjskie mają mentalność, która nie zmieni się zbyt szybko.
No i wolę słabą Rosję bez Ukrainy niż słabą Rosję z Ukrainą - zawsze przyda się dodatkowy bufor. Zagrożeniem Ukraińskim nie ma co straszyć, nawet jeżeli zdarzy się cud i banderowcy zdobędą tam władzę (na co się nie zanosi - już prędzej może pojawić się jakieś zagrożenie w postaci śląskiego separatyzmu jeżeli w tamtejszych organizacjach dojdzie do głosu ekstrema) Ukraina jeszcze długo nie będzie nam w stanie niczym zagrozić. Bo i czym by mogła? Zatem strategia zwalczania dzisiejszego wroga za pomocą (być może, chociaż to mocno wątpliwe) wroga przyszłego nie jest najgłupszym rozwiązaniem.
Budując relację z Ukrainą niestety na płaszczyźnie politycznej i szczeblu interesów krajowych trzeba zapomnieć o banderowcach i Wołyniu - co nie oznacza, że mamy o tym całkowicie nie pamiętać - tylko to jest robota dla historyków. Z drugiej strony dobrze by było gdyby Ukraińcy podobnie spojrzeli na wciąż żywe tam historie o polskich panach wyrzynających w pień "ukraińskie" wsie.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"

