Analiza celów politycznych i militarnych władzy na Kremlu, pióra Mirosława Czecha:
[COLOR="Blue"]Czas pomyśleć o Rosji bez Putina
Mirosław Czech[/COLOR]
[COLOR="Blue"]Po rozpadzie ZSRR świat się obawiał, że do władzy w Rosji dojdzie reżim nacjonalistyczny i bolszewicki zarazem, który będzie straszył Zachód użyciem broni jądrowej. Putin ten scenariusz urzeczywistnił
Gwałtowna dewaluacja rubla i czekająca Rosję recesja to kres putinizmu - obwieścił Borys Niemcow, były rosyjski wicepremier, ostry krytyk Władimira Putina. - Koniec jednak nie będzie szybki, bo "car" nie zamierza się cofać w konfrontacji z Ukrainą i Zachodem. A zagoniony do kąta może uderzyć, by wojna ukryła bankructwo jego rządów.
Gleb Pawłowski - do 2011 r. doradca Putina, dziś zabiegający o powrót do jego łask - powiedział niedawno w Warszawie, że szansą na zachowanie władzy przez Putina jest to, by "zniszczył on system stworzony przez Putina". Zapewnił też, że rosyjski prezydent nie jest nacjonalistą, choć "daje się nieść nacjonalistycznej fali". Może od tego odstąpić, lecz jeśli Zachód podyktuje Rosji zbyt twarde warunki, to Putin rozpocznie "wielką wojnę".
Od stwierdzenia Angeli Merkel, że Putin "żyje w innej rzeczywistości" (marzec tego roku), wiadomo, że rosyjski "car" zrobić może wszystko. Włącznie z użyciem broni jądrowej. Stąd racjonalna ocena skutków jego polityki to klucz do zakończenia awantury, którą wywołał.
Napaść Rosji na Ukrainę nie była wynikiem "spontanicznego odruchu" Putina, który przestraszył się wizji "Majdanu w Moskwie" i w nerwach zajął Krym, a następnie rozochocony brakiem oporu wsparł prorosyjską rebelię na wschodzie kraju. Do ekspansji szykował się długo i starannie, bo z mapy świata miało zniknąć państwo ukraińskie i naród ukraiński. Jako wstęp do dalszej ekspansji na niezmierzonych przestrzeniach Eurazji.
Ukraina była potrzebna Putinowi z trzech powodów. Chciał wykorzystać jej potencjał gospodarczy, bo bez jej przemysłu obronnego nie mógł wprowadzić w życie wielkiego programu przezbrojenia swojej armii, na który do 2020 r. zamierzał wydać 700 mld dolarów. Chciał też poprawić sytuację demograficzną Rosji - miliony Ukraińców miały zostać zachęcone do przesiedlenia się na rosyjski Daleki Wschód i Syberię, by rekolonizować te ziemie i uchronić je przed zalewem Chińczyków (na początku tego roku okazało się, że rosyjskie ministerstwo rolnictwa od czterech lat pracowało nad takim planem). Ważny był też czynnik ideologiczny.
Ruszając na podbój Ukrainy, Putin chciał przekreślić skutki nie tylko rozpadu ZSRR, "największej katastrofy geopolitycznej XX wieku", jak sam to określił, lecz także "katastrofy" wieku XIX - "rozbicia jedności trzech plemion ruskich" (wielkoruskiego, małoruskiego i białoruskiego) pod wpływem idei europejskiego oświecenia. Zegar dziejów miał się cofnąć o dwa wieki, a odnowione imperium rosyjskie miało funkcjonować zgodnie z formułą hrabiego Siergieja Uwarowa, XIX-wiecznego ministra oświaty Rosji: prawosławie - samodzierżawie - ludowość. Stosu pacierzowego ideologii Rosji carskiej według wzorów najczarniejszej reakcji.
Zabijać, zabijać, zabijać
"To naród rosyjski jest dziś Rosją, jednak nie w sensie istniejącego państwa, lecz potencjału geopolitycznego, który powinien transformować się w byt państwowy - z nową ideologią, granicami i ustrojem społeczno-gospodarczym". To fragment "Podstaw geopolityki" (1997), najważniejszej książki Aleksandra Dugina, czołowego rosyjskiego geopolityka i twórcy ideologii neoeurazjatyzmu. W "Foreign Affairs" Anton Barbashin i Hannah Thoburn nazwali go "mózgiem Putina".
Rosja - przekonywał Dugin - to osobna cywilizacja i "wieczny Rzym", który jest powołany do tego, by pokonać "wieczne Kartaginy" - USA i ich protektorat Unię Europejską. Przeciwnikami Rosji są amerykańscy "atlantyści", katolicyzm i "kultura postchrześcijańska" - wszechobecna dzisiaj w Europie. Rosjanie to "naród-bogonośca" i ostatnie słowo w dziejach świata musi należeć do nich. Ich imperium zostało powołane, by urzeczywistnić swój "Drang nach Osten und Norden" - na północ i wschód Eurazji. Rosja dysponuje strategiczną bronią jądrową, więc powinna się przeciwstawić naciskom Zachodu. "Wszystko zależy od woli politycznej i zdecydowania tych osób, które wezmą na siebie odpowiedzialność za los Rosji i narodu rosyjskiego".
Wielu uważa Władimira Żyrinowskiego za pajaca, do którego słów nie warto przywiązywać wagi. Lekceważono więc jego groźby uderzenia jądrowego na kilka stolic europejskich z lata tego roku. Obamie i Merkel nie było jednak do śmiechu, gdy o tym samym mówił im Putin. I gdy na potwierdzenie swoich słów wysyła strategiczne bombowce w pobliże granic NATO oraz wypróbowuje rakiety balistyczne Buława.
Do czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę Dugina też traktowano jak szaleńca. To jednak na podstawie jego wskazówek rosyjski sztab generalny opracował strategię zajęcia Ukrainy i pozostałej części "północy Eurazji".
Niepodległa Ukraina - napisał w "Podstawach geopolityki" - to "ogromne zagrożenie dla całej Eurazji i niebezpieczeństwo porównywalne z agresją na terytorium Rosji". Należy ją zatem podzielić na cztery części: wschód (ziemie od Czernihowa do Morza Azowskiego), Krym, Ukrainę centralną (na zachód od Czernihowa i Odessy, czyli Małorosję) i Ukrainę Zachodnią. A ponieważ odnowienie imperium rosyjskiego i przeciwstawienie się "atlantystom" z USA oraz ich wasalom z Europy nie jest możliwe bez sojuszu z Niemcami, należy im dać własną strefę wpływów, do której ma należeć Polska.
Jak jednak zachęcić Polaków? "Należy odstąpić od rosyjskiej dominacji nad częścią regionów Ukrainy Zachodniej - Galicją i Zakarpaciem, które zwarcie zamieszkują unici i katolicy. To samo dotyczy części regionów Białorusi".
Kilka miesięcy temu Dugin perorował: "Wstydzę się, że mam w sobie ukraińską krew. Ta krew musi zostać oczyszczona krwią kijowskiej junty". W innej wypowiedzi nawoływał, by Ukraińców "zabijać, zabijać, zabijać. Mówię to jako profesor". Po skandalu, który wywołały te słowa na Zachodzie, miał stracić posadę na Uniwersytecie Moskiewskim i zaczął krytykować "cara". Szybko jednak wrócił do jego apologii: "Jedynie Putin może zrealizować przeznaczenie Rosji".
Dla "historycznej Rusi" (Rosji, Ukrainy i Białorusi) eurazjatyzm miał koncepcję Russkiego Mira - świata rosyjskiego. W listopadzie 2011 r. jego program ogłosił patriarcha Cyryl I, zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. To wspólna przestrzeń cywilizacyjna - mówił do uczestników III Zgromadzenia Russkiego Mira - zbudowana na trzech filarach: prawosławiu, kulturze i języku rosyjskim oraz wspólnej pamięci historycznej i wspólnym spojrzeniu na rozwój społeczny. Patriarcha wymienił też zadania stojące przed RM: "zagwarantować rolę silnego gracza na arenie międzynarodowej"; "zachować wartości i styl życia, które cenili nasi przodkowie i na których się opierając, zbudowali również wielką Rosję"; "stać się silnym podmiotem w globalnej polityce".
Kijowski tygodnik "Dzerkało Tyżnia" wyliczył, że w swoim 25-minutowym wystąpieniu patriarcha ani razu nie wymienił imienia Jezusa i jedynie trzy razy użył słowa "Bóg". Nie wspominał o potrzebie pokuty, zmartwychwstaniu i Sądzie Ostatecznym, za to 38 razy wypowiedział słowa "Russkij Mir".
Rosja odrodzona
Dziesięć lat temu, w tygodniu poprzedzającym I turę wyborów prezydenckich na Ukrainie (31 października 2004 r.), Putin gościł z trzydniową wizytą w Kijowie, bo w wyborach chciał poprzeć Wiktora Janukowycza. Jechał jak po swoje, bo dwie trzecie Ukraińców widziało w nim wzór przywódcy - prężnego i skutecznego, który wyciągnął swój kraj z zapaści lat 90. Boleśnie przeżył zwycięstwo Wiktora Juszczenki i porażkę Janukowycza. Na Kremlu początkowo zapanowała panika, lecz szok ustąpił, bo pomarańczowe władze w Kijowie się pokłóciły i do polityki wrócił Janukowycz.
Rosyjscy stratedzy wyciągnęli trzy wnioski z analizy zachowań wyborczych Ukraińców z tego okresu. Po pierwsze, podział na elektorat pomarańczowy i niebiesko-biały stał się trwały. Pomarańczowi byli za Unią i NATO, ich oponenci - za związkami z Rosją. Pomarańczowi posługiwali się językiem ukraińskim, niebiesko-biali - rosyjskim. Pierwsi na ogół byli etnicznymi Ukraińcami, wśród drugich niemal połowę stanowili etniczni Rosjanie - jeśli zatem umiejętnie pogłębiać ów podział, to wyborcy zmienią się we wrogie plemiona, które nie zechcą żyć w jednym państwie.
Stratedzy owi zauważyli też, że linie rozgraniczenia elektoratu niemal dokładnie pokrywały się ze strefą osadnictwa na ziemiach ukraińskich w połowie XVII wieku, czyli z granicami Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Inne tereny, a więc duża część ziem wschodnich i całe niemal południe, stały się etnicznie ukraińskie dopiero w wieku XVIII i XIX, gdy ziemie te Imperium Rosyjskie wydarło chanatowi krymskiemu i Porcie Otomańskiej. Zwieńczeniem tego procesu było przejęcie Krymu przez Ukraińską SRR w 1954 r. Wydawało się zatem, że łatwo można przekonać ludność tych terenów, że to "od zawsze była Rosja".
Wreszcie od początku niepodległości Ukraińcy ostro się kłócili w sprawach historii najnowszej. Jedni (liczniejsi) uznawali za własną tradycję sowiecką, inni pielęgnowali tradycję walk niepodległościowych, w tym UPA. Z czasem ten spór zdominował ukraińską debatę publiczną, w cień usuwając problemy społeczno-ekonomiczne. Jakby za oknem był czerwiec 1941 r., a dzisiejsi Ukraińcy mieli wybierać między Stalinem a Hitlerem.
Putin z boku podsycał konflikt. Ideologię państwową Rosji oparł na pamięci o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej i obrazie Stalina jako "skutecznego menedżera państwowego". W tej konstrukcji ukraińskie tradycje niepodległościowe równały się kolaboracji z III Rzeszą, antysemityzmowi i rzeziom Polaków na Wołyniu. Ukrainiec, który sprzeciwił się sojuszowi z Rosją, był "faszystą" i "banderowcem". W czasie Majdanu i wojny w Donbasie dla wściekłej propagandy rosyjskiej cały naród ukraiński to byli "banderowcy" i "faszyści".
Po zsumowaniu tych czynników Putin mógł tłumaczyć przywódcom Zachodu (m.in. w czasie szczytu NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008 r.), że "Ukraina to nie państwo, lecz terytorium". I że na Ukrainie mieszka 17 mln Rosjan, niemal połowa ludności kraju. Ołeksandr Turczynow (od lutego do czerwca 2014 r. p.o. prezydenta Ukrainy) ujawnił, że w kwietniu tego roku białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka opowiedział mu o mapie Ukrainy, którą w maju 2013 r. zademonstrowano mu na Kremlu. Krym, wschód i południe kraju były częścią Rosji.
Miało być zatem tak: zwycięski pochód "zielonych ludzików" zatrzymuje się na linii Korosteń - Żytomierz - Winnica, czyli z grubsza na dawnej granicy II RP. Zebrani na spontanicznych wiecach mieszkańcy ośmiu obwodów południa i wschodu powołują władze republik ludowych, które łączą się w jedno państwo - Noworosję. W zorganizowanym naprędce referendum 90 proc. mieszkańców opowiada się za jej akcesją do Federacji Rosyjskiej. Tak jak zapowiedział to Putin, gdy 17 kwietnia 2014 r. "rozmawiał ze swoim narodem".
Z obwodów centralnych Ukrainy miała powstać Małorosja - quasi-państwo ze stolicą w Kijowie, połączone z Rosją szczególną więzią, bo Kijów to "macierz grodów ruskich". W ten sposób miały się odrodzić czasy carskie, gdy Rosja Wielka i Rosja Mała tworzyły wielkie imperium.
Inny los czekał zachód kraju - "matecznik banderowców i faszystów". W kwietniu Żyrinowski, wiceprzewodniczący Dumy Państwowej, zwrócił się do władz Polski, Węgier i Rumunii z propozycją wzięcia udziału w rozbiorze Ukrainy. Polsce zaoferowano Galicję i Wołyń, Węgrom - Zakarpacie, Rumunii - Bukowinę.
Polski MSZ nazwał tę propozycję "kuriozum". Była ona jednak serio, bo w ten sposób Rosja chciała poznać odpowiedź na pytanie o reakcję sąsiadów Ukrainy, gdy rządy "kijowskiej junty" ograniczą się do zachodu kraju. I gdy na czele "junty" staną skrajni nacjonaliści, którzy odsuną od władzy Turczynowa i premiera Arsenija Jaceniuka. Ci bowiem doprowadzili do narodowej klęski.
Jeżeli Polska, Węgry lub Rumunia chciałyby przejąć "swoją" część ukraińskiego terytorium, wówczas Rosja miałaby wspólników w dokonaniu rozbioru. Jeśli nie wyraziłyby zainteresowania, to Moskwa zaczęłaby pacyfikować "faszystów" na swoją modłę. Jak w Czeczenii i Gruzji. A spacyfikowane terytorium nazwano by Rusią Halicko-Włodzimierską - jak brzmiała nazwa używana przez Rosję carską, gdy w 1915 r. okupowała owo terytorium.
A dalej byłyby państwa bałtyckie, Mołdawia, Gruzja, Bułgaria i Bałkany. Zdobycze na wyciągnięcie ręki.
Wielka rewolucja ukraińska
Putinizm nie jest "ślepym ogniwem" rozwoju demokracji europejskiej, lecz systemem rządzenia autorytarnym państwem, którego celem jest podbój ościennych krajów i narodów. Jest amalgamatem ideologii XIX-wiecznych rosyjskich imperialistów, eurazjatów i rosyjskich adeptów faszyzmu. Po rozpadzie ZSRR świat się obawiał, że do władzy w Rosji dojdzie reżim nacjonalistyczny i bolszewicki zarazem, który dla swoich ekspansjonistycznych celów będzie straszył Zachód użyciem broni jądrowej. Putin ten scenariusz właśnie urzeczywistnił.
Nazizm dysponował "Mein Kampf" i "Mitem XX wieku" Alfreda Rosenberga, stalinizm opierał się na "Krótkim kursie historii WKP(b)". Fundamentem ideologii putinizmu są "Podstawy geopolityki" Dugina i Russkij Mir Cerkwi rosyjskiej. Kościół już płaci wysoką cenę za wprzęgnięcie religii w służbę świeckiej ideologii - antychrześcijańskiej ze swej istoty. Religioznawcy podają, że w 10-milionowej Moskwie w nocnych nabożeństwach wielkanocnych (w których uczestniczy najwięcej wyznawców prawosławia) bierze udział mniej ludzi niż w modłach przed meczetami w muzułmańskie święto Kurban Bajram.
Putinizm chciał urzeczywistnić wizję ze "Zderzenia cywilizacji" Huntingtona. Rozwój cywilizacji determinuje tradycyjna religia i kultura, więc społeczeństwa nie mogą przejść z jednego kręgu cywilizacyjnego do innego. Prawosławie to odrębny świat, w którym nie może zakorzenić się demokracja. Zajęcie Ukrainy jednak - zaprogramowane jako starcie sił "antyfaszystowskiego konserwatywnego dobra" z "faszystowskim złem" - obróciło się przeciw Moskwie.
Russkij Mir zatrzymał się w Donbasie, a eurazjatyzm utracił impet, zanim na dobre ruszył do natarcia przeciw "postchrześcijańskiej Europie". I na tym się zakończy, choć Putinowi i jego otoczeniu się wydaje, że coś jeszcze mogą uratować ze swoich koncepcji. Najważniejsze starcie idei i wartości już przegrali. W przemianę Putina nie należy wierzyć, bo on nie jest zdolny do zbudowania innej Rosji od tej, którą stworzył w ciągu 15 lat swoich rządów.
Europa i cały Zachód muszą zacząć myśleć o Rosji "bez Putina" i jej miejscu w świecie. Putin i system, który zbudował, nie są zdolni do twórczej pracy na rzecz własnego narodu i lepszej przyszłości świata. Za wzór ma ordę, która niszczy wszystko wokół i przesuwa się z terytorium na terytorium, by pożywić się dobrobytem innych narodów.
Pod koniec września, podczas prezentacji programu reform "Strategia 2020", prezydent Petro Poroszenko powiedział: "Rewolucja ukraińska 2013-14 r. będzie oceniana przez świat jako wielkie wydarzenie historyczne, które kończy proces narodowych rewolucji demokratycznych zapoczątkowanych w XVI wieku w Holandii. Przypomina ona amerykańską wojnę o niepodległość, gdy wolni obywatele pokonali kolonialną metropolię. Podchwyciła też hasło wielkiej rewolucji francuskiej: wolność - równość - braterstwo i sformułowała własne: godność - wolność - przyszłość".
Godność, bo na Majdanie ludzie walczyli o godność osobistą i narodową, które chciał podeptać reżim Janukowycza i stojący za nim Putin. Wolność, bo wojna w Donbasie jest walką o niepodległość Ukrainy i prawo jej obywateli do życia w wolnym i demokratycznym kraju. Przyszłość, bo Ukraińcy wybierają Europę, a nie powrót do rosyjskiego imperium. Zarazem "to Ukraina i Ukraińcy - mówił Poroszenko - swoją odważną walką prowadzoną w imię Europy i wartości europejskich osłabili tendencje odśrodkowe w Unii, wzmacniając całą wspólnotę euroatlantycką. Tysiące Ukraińców oddało życie nie tylko za własny kraj, lecz również za Europę, o której marzyły całe pokolenia naszych przodków".
Jest w tym dużo patosu, lecz nie ma wiele przesady. Dla Ukraińców zdarzenia zapoczątkowane jesienią 2013 r. na kijowskim Majdanie są ich wielką rewolucją i czasem tworzenia się nowoczesnego narodu opartego na kryterium obywatelstwa, a nie pochodzenia etnicznego (w armii ukraińskiej komendy wydaje się równie często po rosyjsku, co po ukraińsku). Narodu o europejskiej tożsamości kulturowej i przywiązanego do demokracji.
Współczesne pokolenia Ukraińców osiągają to, co nie udało się ich przodkom. Nie ulegli imperialistycznej Rosji, obronili wolność i demokrację oraz zapewnili sobie poparcie Zachodu. I na tworzącym się właśnie nowym micie założycielskim ich narodu wychowywać się będą przyszłe pokolenia.
To już Ukraińcy osiągnęli. Teraz muszą sobie i światu udowodnić, że są równie skuteczni w reformowaniu kraju. To bowiem warunek konieczny, by stali się częścią zjednoczonej Europy. Wówczas będzie można ostatecznie powiedzieć, że nie mieli racji Huntington i jego wschodni naśladowcy. Ukraińcy reformy przeprowadzają dla siebie, lecz pośrednio czynią to też dla demokratycznej Rosji. A właściwie dla szansy, by taka Rosja w ogóle się pojaw
[/COLOR]
[COLOR="Blue"]Czas pomyśleć o Rosji bez Putina
Mirosław Czech[/COLOR]
[COLOR="Blue"]Po rozpadzie ZSRR świat się obawiał, że do władzy w Rosji dojdzie reżim nacjonalistyczny i bolszewicki zarazem, który będzie straszył Zachód użyciem broni jądrowej. Putin ten scenariusz urzeczywistnił
Gwałtowna dewaluacja rubla i czekająca Rosję recesja to kres putinizmu - obwieścił Borys Niemcow, były rosyjski wicepremier, ostry krytyk Władimira Putina. - Koniec jednak nie będzie szybki, bo "car" nie zamierza się cofać w konfrontacji z Ukrainą i Zachodem. A zagoniony do kąta może uderzyć, by wojna ukryła bankructwo jego rządów.
Gleb Pawłowski - do 2011 r. doradca Putina, dziś zabiegający o powrót do jego łask - powiedział niedawno w Warszawie, że szansą na zachowanie władzy przez Putina jest to, by "zniszczył on system stworzony przez Putina". Zapewnił też, że rosyjski prezydent nie jest nacjonalistą, choć "daje się nieść nacjonalistycznej fali". Może od tego odstąpić, lecz jeśli Zachód podyktuje Rosji zbyt twarde warunki, to Putin rozpocznie "wielką wojnę".
Od stwierdzenia Angeli Merkel, że Putin "żyje w innej rzeczywistości" (marzec tego roku), wiadomo, że rosyjski "car" zrobić może wszystko. Włącznie z użyciem broni jądrowej. Stąd racjonalna ocena skutków jego polityki to klucz do zakończenia awantury, którą wywołał.
Napaść Rosji na Ukrainę nie była wynikiem "spontanicznego odruchu" Putina, który przestraszył się wizji "Majdanu w Moskwie" i w nerwach zajął Krym, a następnie rozochocony brakiem oporu wsparł prorosyjską rebelię na wschodzie kraju. Do ekspansji szykował się długo i starannie, bo z mapy świata miało zniknąć państwo ukraińskie i naród ukraiński. Jako wstęp do dalszej ekspansji na niezmierzonych przestrzeniach Eurazji.
Ukraina była potrzebna Putinowi z trzech powodów. Chciał wykorzystać jej potencjał gospodarczy, bo bez jej przemysłu obronnego nie mógł wprowadzić w życie wielkiego programu przezbrojenia swojej armii, na który do 2020 r. zamierzał wydać 700 mld dolarów. Chciał też poprawić sytuację demograficzną Rosji - miliony Ukraińców miały zostać zachęcone do przesiedlenia się na rosyjski Daleki Wschód i Syberię, by rekolonizować te ziemie i uchronić je przed zalewem Chińczyków (na początku tego roku okazało się, że rosyjskie ministerstwo rolnictwa od czterech lat pracowało nad takim planem). Ważny był też czynnik ideologiczny.
Ruszając na podbój Ukrainy, Putin chciał przekreślić skutki nie tylko rozpadu ZSRR, "największej katastrofy geopolitycznej XX wieku", jak sam to określił, lecz także "katastrofy" wieku XIX - "rozbicia jedności trzech plemion ruskich" (wielkoruskiego, małoruskiego i białoruskiego) pod wpływem idei europejskiego oświecenia. Zegar dziejów miał się cofnąć o dwa wieki, a odnowione imperium rosyjskie miało funkcjonować zgodnie z formułą hrabiego Siergieja Uwarowa, XIX-wiecznego ministra oświaty Rosji: prawosławie - samodzierżawie - ludowość. Stosu pacierzowego ideologii Rosji carskiej według wzorów najczarniejszej reakcji.
Zabijać, zabijać, zabijać
"To naród rosyjski jest dziś Rosją, jednak nie w sensie istniejącego państwa, lecz potencjału geopolitycznego, który powinien transformować się w byt państwowy - z nową ideologią, granicami i ustrojem społeczno-gospodarczym". To fragment "Podstaw geopolityki" (1997), najważniejszej książki Aleksandra Dugina, czołowego rosyjskiego geopolityka i twórcy ideologii neoeurazjatyzmu. W "Foreign Affairs" Anton Barbashin i Hannah Thoburn nazwali go "mózgiem Putina".
Rosja - przekonywał Dugin - to osobna cywilizacja i "wieczny Rzym", który jest powołany do tego, by pokonać "wieczne Kartaginy" - USA i ich protektorat Unię Europejską. Przeciwnikami Rosji są amerykańscy "atlantyści", katolicyzm i "kultura postchrześcijańska" - wszechobecna dzisiaj w Europie. Rosjanie to "naród-bogonośca" i ostatnie słowo w dziejach świata musi należeć do nich. Ich imperium zostało powołane, by urzeczywistnić swój "Drang nach Osten und Norden" - na północ i wschód Eurazji. Rosja dysponuje strategiczną bronią jądrową, więc powinna się przeciwstawić naciskom Zachodu. "Wszystko zależy od woli politycznej i zdecydowania tych osób, które wezmą na siebie odpowiedzialność za los Rosji i narodu rosyjskiego".
Wielu uważa Władimira Żyrinowskiego za pajaca, do którego słów nie warto przywiązywać wagi. Lekceważono więc jego groźby uderzenia jądrowego na kilka stolic europejskich z lata tego roku. Obamie i Merkel nie było jednak do śmiechu, gdy o tym samym mówił im Putin. I gdy na potwierdzenie swoich słów wysyła strategiczne bombowce w pobliże granic NATO oraz wypróbowuje rakiety balistyczne Buława.
Do czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę Dugina też traktowano jak szaleńca. To jednak na podstawie jego wskazówek rosyjski sztab generalny opracował strategię zajęcia Ukrainy i pozostałej części "północy Eurazji".
Niepodległa Ukraina - napisał w "Podstawach geopolityki" - to "ogromne zagrożenie dla całej Eurazji i niebezpieczeństwo porównywalne z agresją na terytorium Rosji". Należy ją zatem podzielić na cztery części: wschód (ziemie od Czernihowa do Morza Azowskiego), Krym, Ukrainę centralną (na zachód od Czernihowa i Odessy, czyli Małorosję) i Ukrainę Zachodnią. A ponieważ odnowienie imperium rosyjskiego i przeciwstawienie się "atlantystom" z USA oraz ich wasalom z Europy nie jest możliwe bez sojuszu z Niemcami, należy im dać własną strefę wpływów, do której ma należeć Polska.
Jak jednak zachęcić Polaków? "Należy odstąpić od rosyjskiej dominacji nad częścią regionów Ukrainy Zachodniej - Galicją i Zakarpaciem, które zwarcie zamieszkują unici i katolicy. To samo dotyczy części regionów Białorusi".
Kilka miesięcy temu Dugin perorował: "Wstydzę się, że mam w sobie ukraińską krew. Ta krew musi zostać oczyszczona krwią kijowskiej junty". W innej wypowiedzi nawoływał, by Ukraińców "zabijać, zabijać, zabijać. Mówię to jako profesor". Po skandalu, który wywołały te słowa na Zachodzie, miał stracić posadę na Uniwersytecie Moskiewskim i zaczął krytykować "cara". Szybko jednak wrócił do jego apologii: "Jedynie Putin może zrealizować przeznaczenie Rosji".
Dla "historycznej Rusi" (Rosji, Ukrainy i Białorusi) eurazjatyzm miał koncepcję Russkiego Mira - świata rosyjskiego. W listopadzie 2011 r. jego program ogłosił patriarcha Cyryl I, zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. To wspólna przestrzeń cywilizacyjna - mówił do uczestników III Zgromadzenia Russkiego Mira - zbudowana na trzech filarach: prawosławiu, kulturze i języku rosyjskim oraz wspólnej pamięci historycznej i wspólnym spojrzeniu na rozwój społeczny. Patriarcha wymienił też zadania stojące przed RM: "zagwarantować rolę silnego gracza na arenie międzynarodowej"; "zachować wartości i styl życia, które cenili nasi przodkowie i na których się opierając, zbudowali również wielką Rosję"; "stać się silnym podmiotem w globalnej polityce".
Kijowski tygodnik "Dzerkało Tyżnia" wyliczył, że w swoim 25-minutowym wystąpieniu patriarcha ani razu nie wymienił imienia Jezusa i jedynie trzy razy użył słowa "Bóg". Nie wspominał o potrzebie pokuty, zmartwychwstaniu i Sądzie Ostatecznym, za to 38 razy wypowiedział słowa "Russkij Mir".
Rosja odrodzona
Dziesięć lat temu, w tygodniu poprzedzającym I turę wyborów prezydenckich na Ukrainie (31 października 2004 r.), Putin gościł z trzydniową wizytą w Kijowie, bo w wyborach chciał poprzeć Wiktora Janukowycza. Jechał jak po swoje, bo dwie trzecie Ukraińców widziało w nim wzór przywódcy - prężnego i skutecznego, który wyciągnął swój kraj z zapaści lat 90. Boleśnie przeżył zwycięstwo Wiktora Juszczenki i porażkę Janukowycza. Na Kremlu początkowo zapanowała panika, lecz szok ustąpił, bo pomarańczowe władze w Kijowie się pokłóciły i do polityki wrócił Janukowycz.
Rosyjscy stratedzy wyciągnęli trzy wnioski z analizy zachowań wyborczych Ukraińców z tego okresu. Po pierwsze, podział na elektorat pomarańczowy i niebiesko-biały stał się trwały. Pomarańczowi byli za Unią i NATO, ich oponenci - za związkami z Rosją. Pomarańczowi posługiwali się językiem ukraińskim, niebiesko-biali - rosyjskim. Pierwsi na ogół byli etnicznymi Ukraińcami, wśród drugich niemal połowę stanowili etniczni Rosjanie - jeśli zatem umiejętnie pogłębiać ów podział, to wyborcy zmienią się we wrogie plemiona, które nie zechcą żyć w jednym państwie.
Stratedzy owi zauważyli też, że linie rozgraniczenia elektoratu niemal dokładnie pokrywały się ze strefą osadnictwa na ziemiach ukraińskich w połowie XVII wieku, czyli z granicami Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Inne tereny, a więc duża część ziem wschodnich i całe niemal południe, stały się etnicznie ukraińskie dopiero w wieku XVIII i XIX, gdy ziemie te Imperium Rosyjskie wydarło chanatowi krymskiemu i Porcie Otomańskiej. Zwieńczeniem tego procesu było przejęcie Krymu przez Ukraińską SRR w 1954 r. Wydawało się zatem, że łatwo można przekonać ludność tych terenów, że to "od zawsze była Rosja".
Wreszcie od początku niepodległości Ukraińcy ostro się kłócili w sprawach historii najnowszej. Jedni (liczniejsi) uznawali za własną tradycję sowiecką, inni pielęgnowali tradycję walk niepodległościowych, w tym UPA. Z czasem ten spór zdominował ukraińską debatę publiczną, w cień usuwając problemy społeczno-ekonomiczne. Jakby za oknem był czerwiec 1941 r., a dzisiejsi Ukraińcy mieli wybierać między Stalinem a Hitlerem.
Putin z boku podsycał konflikt. Ideologię państwową Rosji oparł na pamięci o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej i obrazie Stalina jako "skutecznego menedżera państwowego". W tej konstrukcji ukraińskie tradycje niepodległościowe równały się kolaboracji z III Rzeszą, antysemityzmowi i rzeziom Polaków na Wołyniu. Ukrainiec, który sprzeciwił się sojuszowi z Rosją, był "faszystą" i "banderowcem". W czasie Majdanu i wojny w Donbasie dla wściekłej propagandy rosyjskiej cały naród ukraiński to byli "banderowcy" i "faszyści".
Po zsumowaniu tych czynników Putin mógł tłumaczyć przywódcom Zachodu (m.in. w czasie szczytu NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008 r.), że "Ukraina to nie państwo, lecz terytorium". I że na Ukrainie mieszka 17 mln Rosjan, niemal połowa ludności kraju. Ołeksandr Turczynow (od lutego do czerwca 2014 r. p.o. prezydenta Ukrainy) ujawnił, że w kwietniu tego roku białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka opowiedział mu o mapie Ukrainy, którą w maju 2013 r. zademonstrowano mu na Kremlu. Krym, wschód i południe kraju były częścią Rosji.
Miało być zatem tak: zwycięski pochód "zielonych ludzików" zatrzymuje się na linii Korosteń - Żytomierz - Winnica, czyli z grubsza na dawnej granicy II RP. Zebrani na spontanicznych wiecach mieszkańcy ośmiu obwodów południa i wschodu powołują władze republik ludowych, które łączą się w jedno państwo - Noworosję. W zorganizowanym naprędce referendum 90 proc. mieszkańców opowiada się za jej akcesją do Federacji Rosyjskiej. Tak jak zapowiedział to Putin, gdy 17 kwietnia 2014 r. "rozmawiał ze swoim narodem".
Z obwodów centralnych Ukrainy miała powstać Małorosja - quasi-państwo ze stolicą w Kijowie, połączone z Rosją szczególną więzią, bo Kijów to "macierz grodów ruskich". W ten sposób miały się odrodzić czasy carskie, gdy Rosja Wielka i Rosja Mała tworzyły wielkie imperium.
Inny los czekał zachód kraju - "matecznik banderowców i faszystów". W kwietniu Żyrinowski, wiceprzewodniczący Dumy Państwowej, zwrócił się do władz Polski, Węgier i Rumunii z propozycją wzięcia udziału w rozbiorze Ukrainy. Polsce zaoferowano Galicję i Wołyń, Węgrom - Zakarpacie, Rumunii - Bukowinę.
Polski MSZ nazwał tę propozycję "kuriozum". Była ona jednak serio, bo w ten sposób Rosja chciała poznać odpowiedź na pytanie o reakcję sąsiadów Ukrainy, gdy rządy "kijowskiej junty" ograniczą się do zachodu kraju. I gdy na czele "junty" staną skrajni nacjonaliści, którzy odsuną od władzy Turczynowa i premiera Arsenija Jaceniuka. Ci bowiem doprowadzili do narodowej klęski.
Jeżeli Polska, Węgry lub Rumunia chciałyby przejąć "swoją" część ukraińskiego terytorium, wówczas Rosja miałaby wspólników w dokonaniu rozbioru. Jeśli nie wyraziłyby zainteresowania, to Moskwa zaczęłaby pacyfikować "faszystów" na swoją modłę. Jak w Czeczenii i Gruzji. A spacyfikowane terytorium nazwano by Rusią Halicko-Włodzimierską - jak brzmiała nazwa używana przez Rosję carską, gdy w 1915 r. okupowała owo terytorium.
A dalej byłyby państwa bałtyckie, Mołdawia, Gruzja, Bułgaria i Bałkany. Zdobycze na wyciągnięcie ręki.
Wielka rewolucja ukraińska
Putinizm nie jest "ślepym ogniwem" rozwoju demokracji europejskiej, lecz systemem rządzenia autorytarnym państwem, którego celem jest podbój ościennych krajów i narodów. Jest amalgamatem ideologii XIX-wiecznych rosyjskich imperialistów, eurazjatów i rosyjskich adeptów faszyzmu. Po rozpadzie ZSRR świat się obawiał, że do władzy w Rosji dojdzie reżim nacjonalistyczny i bolszewicki zarazem, który dla swoich ekspansjonistycznych celów będzie straszył Zachód użyciem broni jądrowej. Putin ten scenariusz właśnie urzeczywistnił.
Nazizm dysponował "Mein Kampf" i "Mitem XX wieku" Alfreda Rosenberga, stalinizm opierał się na "Krótkim kursie historii WKP(b)". Fundamentem ideologii putinizmu są "Podstawy geopolityki" Dugina i Russkij Mir Cerkwi rosyjskiej. Kościół już płaci wysoką cenę za wprzęgnięcie religii w służbę świeckiej ideologii - antychrześcijańskiej ze swej istoty. Religioznawcy podają, że w 10-milionowej Moskwie w nocnych nabożeństwach wielkanocnych (w których uczestniczy najwięcej wyznawców prawosławia) bierze udział mniej ludzi niż w modłach przed meczetami w muzułmańskie święto Kurban Bajram.
Putinizm chciał urzeczywistnić wizję ze "Zderzenia cywilizacji" Huntingtona. Rozwój cywilizacji determinuje tradycyjna religia i kultura, więc społeczeństwa nie mogą przejść z jednego kręgu cywilizacyjnego do innego. Prawosławie to odrębny świat, w którym nie może zakorzenić się demokracja. Zajęcie Ukrainy jednak - zaprogramowane jako starcie sił "antyfaszystowskiego konserwatywnego dobra" z "faszystowskim złem" - obróciło się przeciw Moskwie.
Russkij Mir zatrzymał się w Donbasie, a eurazjatyzm utracił impet, zanim na dobre ruszył do natarcia przeciw "postchrześcijańskiej Europie". I na tym się zakończy, choć Putinowi i jego otoczeniu się wydaje, że coś jeszcze mogą uratować ze swoich koncepcji. Najważniejsze starcie idei i wartości już przegrali. W przemianę Putina nie należy wierzyć, bo on nie jest zdolny do zbudowania innej Rosji od tej, którą stworzył w ciągu 15 lat swoich rządów.
Europa i cały Zachód muszą zacząć myśleć o Rosji "bez Putina" i jej miejscu w świecie. Putin i system, który zbudował, nie są zdolni do twórczej pracy na rzecz własnego narodu i lepszej przyszłości świata. Za wzór ma ordę, która niszczy wszystko wokół i przesuwa się z terytorium na terytorium, by pożywić się dobrobytem innych narodów.
Pod koniec września, podczas prezentacji programu reform "Strategia 2020", prezydent Petro Poroszenko powiedział: "Rewolucja ukraińska 2013-14 r. będzie oceniana przez świat jako wielkie wydarzenie historyczne, które kończy proces narodowych rewolucji demokratycznych zapoczątkowanych w XVI wieku w Holandii. Przypomina ona amerykańską wojnę o niepodległość, gdy wolni obywatele pokonali kolonialną metropolię. Podchwyciła też hasło wielkiej rewolucji francuskiej: wolność - równość - braterstwo i sformułowała własne: godność - wolność - przyszłość".
Godność, bo na Majdanie ludzie walczyli o godność osobistą i narodową, które chciał podeptać reżim Janukowycza i stojący za nim Putin. Wolność, bo wojna w Donbasie jest walką o niepodległość Ukrainy i prawo jej obywateli do życia w wolnym i demokratycznym kraju. Przyszłość, bo Ukraińcy wybierają Europę, a nie powrót do rosyjskiego imperium. Zarazem "to Ukraina i Ukraińcy - mówił Poroszenko - swoją odważną walką prowadzoną w imię Europy i wartości europejskich osłabili tendencje odśrodkowe w Unii, wzmacniając całą wspólnotę euroatlantycką. Tysiące Ukraińców oddało życie nie tylko za własny kraj, lecz również za Europę, o której marzyły całe pokolenia naszych przodków".
Jest w tym dużo patosu, lecz nie ma wiele przesady. Dla Ukraińców zdarzenia zapoczątkowane jesienią 2013 r. na kijowskim Majdanie są ich wielką rewolucją i czasem tworzenia się nowoczesnego narodu opartego na kryterium obywatelstwa, a nie pochodzenia etnicznego (w armii ukraińskiej komendy wydaje się równie często po rosyjsku, co po ukraińsku). Narodu o europejskiej tożsamości kulturowej i przywiązanego do demokracji.
Współczesne pokolenia Ukraińców osiągają to, co nie udało się ich przodkom. Nie ulegli imperialistycznej Rosji, obronili wolność i demokrację oraz zapewnili sobie poparcie Zachodu. I na tworzącym się właśnie nowym micie założycielskim ich narodu wychowywać się będą przyszłe pokolenia.
To już Ukraińcy osiągnęli. Teraz muszą sobie i światu udowodnić, że są równie skuteczni w reformowaniu kraju. To bowiem warunek konieczny, by stali się częścią zjednoczonej Europy. Wówczas będzie można ostatecznie powiedzieć, że nie mieli racji Huntington i jego wschodni naśladowcy. Ukraińcy reformy przeprowadzają dla siebie, lecz pośrednio czynią to też dla demokratycznej Rosji. A właściwie dla szansy, by taka Rosja w ogóle się pojaw
[/COLOR]

