manager napisał(a):Teista napisał(a): Jeśli jesteś w posiadaniu ostatecznej prawdy – podziel się nią z innymi. Jak mawiał klasyk „ głodnych nakarmić, nagich odziać” czy jakoś tak. Ja jestem tym głodnym...
Hehe... Zastanawiam się, co ci to da, że poznasz prawdę ostateczną? (Pomijam fakt, że coś takiego nie ma prawa istnieć.) Poddam Ci pewną myśl, która może wskaże Ci odpowiedni kierunek poszukiwań.
Ludzkie życie, wszechświat i w ogóle cokolwiek nie ma żadnego sensu, czy Bóg istnieje, czy nie! Nawet gdybyś sam był Bogiem i miał wszystkie jego atrybuty oraz możliwość nieograniczonej kreacji... Czy twoje życie naprawdę miałoby wtedy jakiś sens? JAKI???
A propos Twoich teologicznych rozważań - ja przestałem zagłębiać się w tego typu problemy, jak zadałem sobie pytanie: Po co Bóg stworzył ludzi i w ogóle cokolwiek? I niezależnie od tego, z której strony próbowałem to ugryźć, to mi wychodziło, że nic głupszego nie mógł zrobić. Przecież wszelkie istnienie, przed stworzeniem czegokolwiek innego, składało się w całości z osoby Boga, czyli było kompletne, doskonałe, absolutne. Czy Bóg mógł wpaść na taki głupi pomysł, żeby ten idealny stan wszechrzeczy popsuć? Wykluczone! Nie miał prawa! Nawet, jeżeli jest wszechmogący, to ograniczają Go jego atrybuty. Nieskończenie mądry Bóg nie może popełnić choćby najmniejszego głupstwa, więc nigdy niczego stwarzał nie będzie. Zatem, Bóg-Stwórca, to konstrukt sprzeczny logicznie, której to logice Bóg też musiałby podlegać, gdyby istniał.
Wniosek nasuwa się sam: istnienie ludzi, wszechświata... czegokolwiek poza samym Bogiem, z automatu wylkucza Jego istnienie. No chyba, że On tego wszystkiego nie stworzył, ale to na jedno wychodzi, bo wtedy nie jest Bogiem. Zatem, Boga nie ma. Koniec, kropka! Dla mnie, to wyczerpuje wszelkie teologiczne rozważania, ale nie chcę Ci odbierać zabawek...
Wprawdzie ten post nie był do Ciebie skierowany, ale dobrze że pytasz. Czym jest prawda ostateczna? To Prawa Przyrody, o których piszę w innym wątku, a nie te co człowiek abstrahuje z rzeczywistości. Gdzieś przeczytałem, ale zabij – nie pamiętam gdzie, że poznając prawa przyrody zdobywamy władzę nad światem i wtedy zaczyna działać biblijna wolna wola. To znaczy, że sensem naszego istnienia jest istnienie – a jakie? to już sami decydujemy. Inaczej, jak już jesteśmy to skorzystajmy z tego, jest co robić, jest tego sporo. Teraz np. poszukuję odpowiedzi: czy moje podejście do Biblii jest efektem „bezmyślnie powtarzanej kacerskiej propagandy” (Kuriozuś), bo jeśli tak – to kiepsko ze mną, jeśli nie to pozostaje pytanie; co siedzi w głowach katolików i nie tylko, że bezkrytycznie powtarzają słowa „autorytetów”, które stoją w sprzeczności z Pismem Świętym i jeszcze w to wierzą. Nie twierdzę, że wiara w Boga to coś złego, twierdzę, że wiara w słowa interpretatorów PŚ, nawiedzonych teologów i całej reszty patentowanych „intelektualnych arystokratów” jest efektem dobrowolnej kastracji umysłu. Biblia to historia zbawienia. Pojawienie się człowieka to niezły eksperyment. Na początku człowiek był tylko zwierzęciem, po zerwaniu owocu zrywa związki z przyrodą i sam decyduje co dla niego najlepsze, doprowadza do sytuacji, że życie jest nie do zniesienia. Teraz musi wytężyć mózgownicę i wyjść z tego bajzlu – Abel wyszedł, szkoda że na tak krótko. Przyznaj – jest to wyzwanie. Po to powstają takie pozycje jak Biblia, Tao te King i po to pojawiają się tacy jak Jezus, Sidartha Gautama, Robert Owen, Sokrates. Watykan nic tu nie pomoże, tylko zaszkodzi. Z tego bajzlu może wyjść tylko pojedynczy człowiek, społeczeństwo już nie i jeśli taki co wyszedł spotka drugiego, podobnego do siebie – wtedy automatycznie konstytuuje się Królestwo Niebieskie, które już nie tylko jest w nich, ale też pośród nich. A jeśli to będzie kobieta i mężczyzna to
„Szczęśliwy mąż, który ma dobrą żonę, liczba dni jego będzie podwójna..” Syr 26.1


