Socjopapa napisał(a): Ja nie mam w rodzinie prawników. W istocie wśród prawników z którymi współpracuję nie ma ani jednego z rodziny "prawniczej". Od pamiętnego wyroku SN, który stwierdził, że można być doradcą prawnym bez aplikacji radcowskiej baaardzo wiele się zmieniło. A znajomości się przydają - jeśli chcesz np. zostać notariuszem. A teraz zaczną się przydawać jeśli będziesz chciał mieć aptekę albo sprzedać ziemię. PRL wraca z całą mocą.
Bo regulowanie czynności przy wspólnej gospodarce ma sens, bez tego krowie mleko wylewasz do kanału a pomidory zakopujesz w piachu, cała masa ludzi wykonuje albo bezsensowną i nikomu niepotrzebną "pracę" albo w ogóle nie mają nic do zrobienia.
Licencjonowanie czynności w gospodarce ma głęboki sens bo jesteśmy systemem naczyń połączonych i sterowanie zarówno sposobem produkcji jak i wielkością produkcji jest koniecznością zwłaszcza kiedy myśli się o ochronie środowiska.
Licencjonowanie czynności w gospodarce ma sens dopiero wtedy, kiedy licencje są opodatkowane i podlegają nieograniczonemu obrotowi rynkowemu.
Dlatego proponuję obok własności rzeczowej ustanowić równoważną własność czynnościową.
Jeśli ktoś chce wykonywać określoną czynność np. jeździć taksówką, być księgowym, być prawnikiem to powinien kupić sobie na rynku odpowiednią licencję za gotówkę a po zakupieniu licencji odprowadzać od niej podatek od własności.
Jedna osoba powinna posiadać licencję globalną np. na przewozy taksówką i to ona powinna decydować o ilości licencji indywidualnych na rynku. Ceny licencji zarówno globalnej czy indywidualnych powinny być rynkowe. Taksówkarz, który sprzedaje swoją licencję nie może być już taksówkarzem ale dostaje gotówkę.
Regulowanie czynności w gospodarce przez urzędników to PRL. Licencje stanowiące własność prywatną i podlegające wolnemu obrotowi na rynku to już kapitalizm i to nowoczesny.
