Galahad napisał(a): To jest tylko jedno ze wszystkich możliwych spektrów oddziaływania. I działa tak tylko wtedy kiedy miałaby spełniać zadania placebo czyli coś konkretnego zastępować i działać mimo to w ten sam sposób. A przecież modlitwa całkiem realnie oddziałuje na poziomie neurofizjologicznym. I działa od regulowania pulsu, tonizujący wpływ na kontakty społeczne, aż po zmianę aktywności fal mózgowych i realne wydłużanie życia. Różne remisje i uzdrowienia to tylko coś na zasadzie wyjątku od standardowego działania.
Okej, ja miałem na myśli nie tylko przypadki kiedy modlitwa coś stricte zastępuje, ale ogólnie że sama wiara w to, że coś pomaga sprawia, że czujemy się lepiej i wszystkie inne rzeczy które wymieniłeś. Optymiści również żyją dłużej niezależnie od religijnych przekonań. To nie sprawia, że osobowy Bóg (i dodajmy że katolicki) będący dla niektórych z ludzi źródłem nadziei albo inspiracji staje się choć trochę bardziej realny. To tylko dowodzi, że ludzki mózg jest niesamowity, i że musi być odpowiednio stymulowany żeby działać jak najoptymalniej. I ten sam efekt zapewne znajdziesz u osób wyznających islam albo New Age.
Swoją drogą moim ulubionym przykładem wpływu istot boskich na ludzi jest przypadek hinduskiego matematyka Srnivasy Ramanujana. Nie mając żadnego ścisłego wykształcenia zapisał setki wzorów, których nie potrafił udowodnić (niektóre z nich są dowodzone do dzisiaj), które podobno bogini Namagiri zsyłała mu w snach. Hare Kryszna!
Cytat:O ile dobrze kminię to Bóg jest uosobieniem dobra, miłości i miłosierdzia etc. Natomiast zło to aktywne odrzucanie tego co Bóg uosabia. Także nie ma tutaj sprzeczności.
Cytat:Ale jak już się wie, że nie są to zakazy i nakazy aprioryczne, tylko takie jakie wynikały z uwarunkowań w jakich się tworzyły i bronią tej koncepcji świata jaka była przyjęta za najlepszą to już ww. kwestie nie stają się jakieś dojmujące.
I w jaki sposób chore noworodki odrzucają boską dobroć? A ofiary tsunami albo trzęsień ziemi? Wszyscy odrzucili po równo? A może takie katastrofy nie są czymś złym, ale uprawianie seksu dwóch dorosłych osób, które się kochają już jest? I pisanie o uwarunkowaniach historycznych to dla mnie typowa apologetyka, ja mogę w ten sposób bronić dowolnej religii, nawet prymitywnych wierzeń politeistycznych (choć mogę wypaść trochę bardziej niekorzystnie na tle setek wyedukowanych apologetów chrześcijańskich).
Cytat:Aby możliwa do zaistnienia była wolna wola to musi istnieć możliwość wyboru. Gdyby świat został stworzony w taki sposób aby istnienie Boga było dowodliwe na gruncie nauki, to de facto żadnego wyboru by nie było, a co za tym idzie i wolnej woli. Bo skoro wiesz to nawet działania... 'dywersyjne' byłyby niczym innym jak buntem niewolnika. I co do tego , że religie są mempleksami nie da się zaprzeczyć o tyle o Bogu nie da się powiedzieć niczego konkretnego, bo w gruncie rzeczy istnienia Boga nie da się zbadać. I na tym gruncie pozostaje jedynie uwierzyć![]()
Ja nie twierdzę, że istnienie Boga powinno być falsyfikowalne, ale jeśli zbawienie ma być np. uwarunkowane wiarą w niego, to moim zdaniem trochę słabo, że ma pretensje do sceptyków przy całej słabości przesłanek za jego istnieniem. Chodziło mi o to (podając przykład nauk przyrodniczych), że Wszechświat zachowuje się dokładnie tak, jakby Boga nie było, albo jak gdyby tylko wprawił w ruch tę całą maszynerię (której samo istnienie jest fascynujące).
Zapytam jeszcze z ciekawości (choć wiem że to wątek dotyczący pytań dla ateistów): co sądzisz o cudach? Po co Bóg je wykonuje, skoro ponoć ma być niefalsyfikowalny, a skoro już wykonuje, to czemu żaden z nich nie jest dobrze udokumentowany? Mają nas stymulować tylko troszkę?
Cytat:Parafrazując, jest coś co działa jak Bóg, spełnia zadania takie jak Bóg to niby co to jest jak nie Bóg? Skoro wiem, że istnieje "zjawisko", które w obserwowalnej części jest i nazywane Bogiem i z Nim tożsame w iluś tam punktach to trzymanie się redukcjonistycznej wersji nic nie zmienia. Natomiast przyjęcie istnienia Boga realnego zmienia już radykalnie wszystko. W prosty sposób stawiam się w sytuacji typu win-win. Bo wnioski z uwierzenia płyną takie jak z zakładu Pascala i wiara się nijak nie kłóci się z nauką, a otwierasz się na wszystko to co wiara ze sobą niesie. Także co by się nie działo jako wierzący wygrywam. Redukcjonizm nie niesie żadnej nowej jakości.
Gratuluję jeśli zakład Pascala u Ciebie działa, ale skoro się na niego powołujesz to powinieneś też wiedzieć o jego słabościach. Rzeczywiście byłby słuszny przy możliwościach które podał Pascal, ale znowu, ja myślę że Bóg który brałby do raju interesownych ludzi realizujących taki zakład, a strącał na wieczną zgubę tych, którzy postępują w zgodzie z własnymi przekonaniami (nieszkodzącymi innym) nie jest Bogiem najwyższych lotów i taka koncepcja do mnie nie przemawia. Ergo albo nie istnieje, albo ma wywalone - win-win dla mnie. No i wiara nie jest kwestią wyboru, a przynajmniej nie dla wszystkich. Bo ja również uważam, że jest ona raczej korzystna czy to dla grupy ludzi czy dla jednostek (inaczej nie pojawiłaby się w toku ewolucji), ale nie potrafię uwierzyć, ani nawet chodzić tylko do kościoła co niedzielę, "bo się opłaca".
I napiszę jeszcze na koniec, że dla mnie ów redukcjonizm jest bardziej fascynujący (i samo istnienie czegokolwiek przez to bardziej tajemnicze i ciekawe) od koncepcji Boga na tacy, a to, czy nie niesie on nowej jakości, nie jest wcale tak oczywiste.

