Puszczyk napisał(a): Wydaje mi się, że rozszerzyłem to wystarczająco w ostatnim poście. Niech będzie, powiedzmy że masz rację, ale jak widzisz to wszystko jest wytłumaczalne z naturalistycznego (używam tego trochę jako synonim ateistycznego) punktu widzenia. Są dziedziny medycyny i fizjologii, które zajmują się wpływem modlitwy czy mantry na stany mentalne. Ba, można wywoływać uczucia religijne stymulując odpowiednie partie mózgu. Problem (albo i nie) polega na tym, że Ty uważasz, że stoi za tym obiektywnie istniejący, osobowy, inteligentny, transcendentny i niefalsyfikowalny byt (choć Bóg chrześcijański do końca taki nie jest, bo wszak oddziałuje ze stworzonym światem) o przypisanych mu cechach (wszechmogący, wszechobecny, wszechwiedzący etc.). I teraz musisz bronić całego tego inwentarza, i na przykład tłumaczyć problem zła na świecie i nieciekawych fragmentów Biblii (która moim zdaniem nie jest najlepiej napisaną książką, i choć są tam też dobre fragmenty, to nie podejrzewałbym wyżej opisanego bytu o jej popełnienie). Naturalizm (choć nie tylko) jest prostszym wyjaśnieniem. I przepraszam za te wszystkie nawiasy.
Dlaczego naturalistyczne wyjaśnienia wystarczaj już wyjaśniłem. I z obu tych punktów (natiralistycznego i teologicznego) jako wierzący de facto zyskuję. Logika prowadzi do wniosku, że skoro lepiej jest wierzyć niż nie wierzyć, to czemu nie wierzyć?
Cytat:Jest ciekawym tematem, ale nie bez przyczyny wśród osób wybitnych odsetek niewierzących/wątpiących jest wyższy niż w reszcie społeczeństwa. Na przykład ludzi zajmujących się naukami przyrodniczymi musi cechować sceptycyzm. Nie można też zapominać, że Newton, mimo wielkiego geniuszu, miał jednak znacznie mniejsze pojęcie o świecie niż my (no, niektórzy) obecnie i nie wiadomo jak prezentowałyby się jego poglądy dzisiaj. U Einsteina natomiast wpływ jego poglądów był z jednej strony destruktywny (co sprawiło, że walczył z mechaniką kwantową przez przekonanie o determinizmie przyrody) a z drugiej przekonanie o pięknie i prostocie praw fizyki doprowadziło go do stworzenia najlepszej (do dnia dzisiejszego) teorii grawitacji. Ideę Boga osobowego określał jednak jako infantylną.
Nie on jeden. Co nie zmienia faktu, że z samego faktu, iż w populacji dominującą częścią są wierzący to i znalezienie wybitnych wierzących nie nastręcza większych trudności. I pewnie ilościowo jest ich więcej. Ale to jest przerzucanie się autorytetami i nic do dyskusji nie wnosi.
Cytat:To że rozciągnąłem to na problem zła. Napisałeś wcześniej, że zło jest aktywnym odrzucaniem tego, co Bóg uosabia. A ja podałem przykłady, które określiłbym mianem zła, a które dzieją się niezależnie od ludzkich wyborów. Co jest zupełnie kompatybilne z moim światopoglądem, ale Ty musisz się z tego tłumaczyć, skoro przypisałeś Bogu atrybuty określone przez Kościół.
I Kościół też dość sprawnie to wszystko wytłumaczył.
Cytat:Powiedzmy, że kiedy Jezus przechodził przez ścianę to wszystkie cząstki w jego ciele przetunelowały przez barierę, którą stanowiła ściana. Pewnie nawet teoretycznie możliwe, choć raczej przez czas istnienia Wszechświata się nie wydarzy. Podejrzewam, że podobna jest szansa na to, że wszystkie atomy w pomieszczeniu w którym teraz przebywasz skupią się w jednym kącie i nie będziesz miał czym oddychać. Gdybym zobaczył coś takiego, albo rozmnożenie chleba (to już byłoby pewnie trudniej wyjaśnić na gruncie fizyki) to dla mnie osobiście byłby to dowód na ingerencję sił wyższych. Na razie jednak cuda ograniczają się (pomijając te słabo udokumentowane) raczej do uzdrowień które można wytłumaczyć autosugestią albo pojawieniu się świętego wizerunku na patelni/w chmurach.
Z mojego punktu widzenia to akurat jest bardzo logiczne. Cud jest po prostu pewną manifestacją bożej intencji, a skoro w ogóle występuje to zapewne w takiej formie jaka w danej chwili jest potrzebna. I każdy z cudów chyba da się wytłumaczyć na kanwie wiedzy przyrodniczej. I jedyne co w nich jest nadnaturalne to niskie prawdopodobieństwo wystąpienia. Ale przecież niskie to nie zerowe.
Cytat:Na mnie widok rozgwieżdżonego nieba też zawsze robi duże wrażenie, ale jest bardziej potwierdzeniem, że ta scena jest za duża na taki spektakl.
Nigdzie nie jest powiedziane, że tylko jeden grają.
Cytat:Czyli przyznajesz, że Twoja wiara wynika z trochę z życzeniowego myślenia, chęci nadania życiu głębszego "sensu"? A teraz wyobraź sobie (choć z tego co rozumiem kiedyś podzielałeś taką wizję), że Wszechświat powstaje "z niczego" albo po prostu wiecznie jest. W toku ewolucji pojawiają się na nim istoty rozumne, które mogą doceniać jego piękno (pomijając subiektywność tego wrażenia). Właściwie oczywiste jest, że w kręgu ich kultury powstanie również coś takiego jak religia (bo większość stwierdzi, że coś takiego nie mogło po prostu powstać przypadkiem), co nie zmienia faktu, że przy przyjętych założeniach żadnego transcendentnego ani tym bardziej osobowego bytu, nie ma. A chyba obu nas interesuje bardziej to, co jest (choć pewnie nieweryfikowalne), niż to, co chcielibyśmy aby było.
Kwestia podejścia. Czy za pomocą wiary czy intuicyjnie czy intelektualnie wszechświat rozbity na składowe sprowadzi się do szeregu niewiadomych, o których nie wiadomo czy w ogóle wiadomymi sie staną. I stając gdzieś na rozdrożu można wybrać rozwiązanie niosące za sobą tą jakość, która najlepiej uzupełnia światopogląd. W moim przypadku jest to wiara. A czy jest to myślenie życzeniowe? Myślę, że nie. Ani sobie wiary nie życzyłem, ani obietnica nagrody nie jest dla mnie na tyle atrakcyjna, żeby myśl o kompletnym unicestwieniu świadomości po śmierci mnie przerażała (raczej jest mi to obojętne). To raczej konsekwencja tego kim jestem. Może to wina dostosowania a może nie. Natomiast czuję, że wiara jest dla mnie czymś komplementarnym, bez czego było mi zdecydowanie gorzej. A że nie jest to ani nielogiczne, ani na żadnej znanej mi kanwie nie jest niesłuszne to dlaczego miałbym nie wierzyć?
Cytat:I na koniec chciałem zapytać, czy uważasz że osoba o moralności i zachowaniu na poziomie przeciętnego wierzącego, ale o poglądach zbliżonych do moich jeśli chodzi o istnienie Boga (ateista) zasługuje na potępienie lub może brak tej nagrody (nie wiem jakie jest obecne stanowisko Kościoła), o której pisałeś wcześniej, przez sam fakt niewiary? Jeśli nie to najwyraźniej mając sceptyczne poglądy taka osoba nic nie traci (i Twój argument z Pascala albo "logiki" idzie do kosza) a jeśli tak, to nie przekonasz jej w żaden sposób do wiary w byt, który w założeniach miał być wzorem moralności i miłosierdzia.
Co do ekonomii Zbawienia to jest szereg różnych wytlumaczeń. Od tego, ze wszyscy zostaną Zbawieni, aż do wąskiego grono wybranych. I nie mnie to rozstrzygać. Teologiem nie jestem.
Sebastian Flak

