pilaster napisał(a): Przecież jedno w nieunikniony sposób wynika z drugiego. Gdyby ludzie wiedzieli o istnieniu Boga, wiara, dobrowolna wiara, nie byłaby możliwa. Wiedzą o istnieniu takiej (wszech)potężnej istoty nikt by nie miał żadnego wyboru.
Parafrazując All shall love me and despair
Tylko co to jest ta "wiara"? Wiara to po prostu przyjęcie założenia, że coś jest, bez dowodu. Bo jakby dowód był, to by to nie była wiara, tylko wiedza. Tu wszystko jasne.
W przypadku innych istot nie mamy wyboru, i co to szkodzi? Na przykład fakt, że kot jawi mi się zmysłowo, sprawia, że uznanie istnienia kota nie jest już sprawą wyboru - jest właśnie oczywistością, a uznanie jego nieistnienia, choć możliwe, wymagałoby intelektualnych łamańców. Czy to jednak na serio oznacza, że koty ograniczają moją wolność wyboru?
To, co w pilastrowej teologii nie gra, to nie to, że Bóg nie daje żadnej wiedzy na swój temat - to akurat bardzo miło z jego strony. Ale takie zachowanie wskazuje wyraźnie na to właśnie, ze Bogu nie zależy wcale na tym, aby ludzie sądzili, że Bóg jest. Gdyby było inaczej, Bóg stawiałby ludzi przed dziwnym wyborem: masz pastylkę czerwoną i niebieską, nie dam ci żadnych kryteriów oceny, która jest lepsza, ale chciałbym, abyś wybrał właściwie. Dziwna loteria.


