Galahad napisał(a): To coraz bliżej Ci do teizmu.
Aha, jasne. Chyba takiego rozumianego jako umiłowanie do herbat

Galahad napisał(a): Też lubię samotność. I ciszę. I jeszcze odpowiadać tylko za siebie samego. W ogóle charakter mam skrajnie introwertyczny. Ale bez przesady. Nie po to mam dom, ażeby samemu wiecznie w nim mieszkać. Samemu to tylko zgorzknieć idzie.
Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma
Ludzie w związkach też potrafią zgorzknieć
Ba, nawet nakręcają się nawzajem w tym gorzknięciu...Galahad napisał(a): Ale ja chyba najbardziej lubię ludzi.
A fuj

Galahad napisał(a): I przez te pięć lat tyle ile się tutaj od różnych różnistych ludziów dowiedziałem, nauczyłem i ile odpowiedzi dostałem to głowa mała. Tutaj to się siedzi dla towarzystwa proszę Pana Oczko
Tak

Galahad napisał(a): A jak pogodzić Boga, który jest miłością z jakąś pedagogiką wstydu? Bo mi nijak jedno z drugim nie gra.
Załóżmy, że ktoś jest gejem. Ale jest wychowany w chrześcijaństwie. I się wstydzi tego, że woli się łupać z chłopakami. I ma z tego powodu wyrzuty sumienia i poczucie winy. A nie powinien ich mieć.
Przynajmniej takie jest moje zdanie.
Galahad napisał(a): Ale wiara to coś lekkiego, coś jak dodatkowa podpora, kiedy jest trudno.
Mi, kiedy było trudno, wiara w niczym nie pomagała. Ba, miałem tylko więcej pytań bez odpowiedzi.
Galahad napisał(a): Powyżej nakreśliłem tylko powody dlaczego te zasady się kiedyś pojawiły. A co do pytania, w takiej sytuacji po nic. Jeżeli się nie zmienia to należy odejść. Ale chodzi o mechanizm. Są ludzie, którzy przy pierwszych problemach się rozwodzą i od tychże uciekają a nie próbują związek naprawić. A to też nie jest dobre wyjście.
Zgoda. Ale twoja odpowiedź nie jest katolicka tylko zdroworozsądkowa. Katolicka odpowiedź na takie problemy (gdy się nie ma hajsu) to co najwyżej separacja, ale bez możliwości rozwodu i ułożenia sobie życia z kimś innym.
Rozwodnicy żyją w stanie permanentnego grzechu ciężkiego i sam fakt rozwodu winien w nich wzbudzać poczucie winy i wstydu...
Galahad napisał(a): Jw. Kiedyś w warunkach w jakich powstało miało to sens. Ułatwiało przetrwanie i konsolidację społeczeństwa dzisiaj nadal ma, tylko warunki się zmieniły i przeżywalność wzrosła.
Tak, ale znowu - po katolicku jest wyłącznie bez kalosza i innych środków antykoncepcyjnych. czyli prawdziwy katolik albo będzie miał gromadkę dziecioków albo będzie się męczył i walczył ze swoimi chuciami

Galahad napisał(a): Skoro sakrament nie przeszkadza to znaczy, że jest nie ważny. Bo co to za przysięga złożona przez kłamcę? Jak kogoś kochasz to do cholery, będziesz wierny jak pies. Mimo wszystko i mimo wszystkich. A jak jeszcze chcesz bożego błogosławieństwa aby się wiodło, żeby się układało to chyba nie robisz tego dla pokazania się przed ludźmi, tylko po to żeby było lepiej, bardziej szczęśliwie.
No to wychodzi na to, że 1/3 niedawno hajtniętych katolików w większości regionów Polski i 1/2 katolików w takiej np. Warszawie nie wytrzymuje ze sobą pierwszych kilku lat małżeństwa.
Galahad napisał(a): Nieprawda. Zmusza ludzi do prób naprawy relacji. Kiedy próby zawodzą to nawet trzeba odejść.
Niestetyż po takim odejściu nie ma możliwości zaczęcia życia z nową osobą.
No chyba, że masz parę rezerwowych tysi w swojej kiesie. Wtedy idziesz do pana biskupa i kupujesz se unieważnienie małżeństwa. Ach, jaka piękna religia, w której wszystko da się załatwić za uiszczeniem odpowiedniej opłaty. Najdłużej istniejąca korpo na świecie
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.
Nietzsche
Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Polska trwa i trwa mać

