Korwinizm nigdy nie był niczym więcej niż żałosnym kabaretem. Cała liberalna otoczka to tylko mechanicznie powtarzane skrypty odziedziczone po Kisielewskim, które towarzystwo ani niespecjalnie rozumie, ani tak naprawdę nie ceni. Poskrobać to to zostanie tylko autoerotyczna fascynacja darwinizmem społecznym, onanizm nad nietscheańskim nadludziem i spazmy jak to będzie dobrze gdy wyzdychają narkomani, kaleki i inne robactwo żerujące na zdrowej tkance aryjskiego narodu. A jak to poskrobać to zostaje tylko zboczony dziad, któremu z durniów udało się poskładać sektę do zarabiania i zapładniania.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

