Jeśli ktoś cierpi wskutek swojego zachowania i to zachowanie produkuje spektakularne efekty, jak było np. u Mozarta, to z dużym prawdopodobieństwem wkurwia Rodicę?
Pławienie się w szczęściu i komforcie przez całą swoją drogę życiową jest niekonieczne; czasami warto w cierpienie zainwestować. Czy Rodica słyszała może o Kazimierzu Dąbrowskim? Pewno nie, bo Freud bardziej się przebił do gawiedzi. Osobiście spuściłem starego zboczucha w klozecie, postawiłem na Junga z jego archetypami i osiągnąłem pewne rezultaty w drodze psychodramy (ale cicho sza o szczegółach, bo się krępuję). Wszystko to przy założeniu dezintegracji pozytywnej.
Jasne? No jasne, że jasne.
Pławienie się w szczęściu i komforcie przez całą swoją drogę życiową jest niekonieczne; czasami warto w cierpienie zainwestować. Czy Rodica słyszała może o Kazimierzu Dąbrowskim? Pewno nie, bo Freud bardziej się przebił do gawiedzi. Osobiście spuściłem starego zboczucha w klozecie, postawiłem na Junga z jego archetypami i osiągnąłem pewne rezultaty w drodze psychodramy (ale cicho sza o szczegółach, bo się krępuję). Wszystko to przy założeniu dezintegracji pozytywnej.
Jasne? No jasne, że jasne.
