towarzyski.pelikan napisał(a): Twierdzi, ze ma.Gwoli ścisłości, powtórzę jeszcze raz:
"ma to u mnie pewne cechy bardziej osobowości anankastycznej niż zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych...ale może to obecna klasyfikacja leży i kwiczy, bo moim zdaniem to jest coś pośrodku"
Niestety nie udało mi się znaleźć jednostki, która by była czymś takim właśnie "pośrodku"...mam w sobie Osobowość Obsesyjno-Kompulsyjną, ale nie jestem nią, choć prawie. Gdy byłem dzieckiem, ja i ta Osobowość Obsesyjno-Kompulsyjna stanowiliśmy niemal jedność. Obecnie mam do niej większy dystans, ale to jest dla mnie coś dużo bardziej fundamentalnego niż zwykłe irracjonalne, absudralne Zaburzenia Obsesyjno-Kompulsyjne...
To jest trochę tak jakbym miał w sobie jakąś fałszywą osobowość, taką introjekcyjną, trochę jak takiego pasożyta (niczym w Spider-manie 3, tym starym), trochę coś w rodzaju opętania. To nie jest mój prawdziwy "temperament", to jest "przymusowa osobowość"...
Do tego odnajduję się w pojęciu "neurastenii", ale tym przytoczonym w książce "integracja Psychiczna" ( Anna A. Terruwe, Conrad W. Baars) - niestety nie mam jej pod ręką, więc nie mogę przytoczyć. Generalnie chodzi o genetyczne uwarunkowanie układu nerwowego, powodujące nadwrażliwość, łatwe załamywanie się niepowodzeniami, itp. Takie cechy od dziecka.
Niektórzy sugerowali, że to może być Zespół Aspergera...(?)
Gdyby katolicyzm był prawdą, to zadziałałby na mnie terapeutycznie. A przynajmniej by nie zaszkodził.
A zaszkodził.
Natomiast w takich rzeczach jak psychologia i duchowość wschodu odnalazłem wsparcie, ukojenie i - może przede wszystkim -zrozumienie.
W katolicyzmie zawsze czułem się obco, niezrozumiany, to wszystko było dla mnie tak naprawdę sztuczne, ale miałem poczucie, że muszę się podporządkować.
Narracja psychologii i duchowości wschodu lepiej opisuje moją głębię niż ta (względnie) powierzchowna, chrześcijańska (i mówię to mimo iż sięgam po książki chrześcijańskiej psychologii, ze względnie głębokim wglądem), nie mówiąc już o prymitywnej wersji katolicyzmu, w którą zostałem zindoktrynowany, wepchnięty w introjekcje.
Gdyby katolicyzm był prawdą, to odnalazłbym w nim przynajmniej zrozumienie dla siebie większe niż w psychologii czy duchowości wschodu.
A przynajmniej tak to widzę...
Lampart napisał(a): Idealną sytuacją jest odpuszczenie, ale nie kompulsywne, nie metodyczne, tylko takie szczere, ale to bardzo trudne bez leków.A najlepsze jest takie, które dzieje się automatycznie, pod wpływem napotkanych treści. Następuje wówczas u mnie przeskok świadomości i bardziej się rozluźniam. Doświadczyłem czegoś takiego co najmniej kilka razy, generalnie głównie dzięki takiemu kanałowi na youtubie:
https://www.youtube.com/channel/UC3hjR4X...-nQadTVs-Q
No i ostatnio doświadczyłem na nieco mniejszą skalę podobnego zjawiska dzięki ZaKotem
Bo tak trafnie opisał moje motywy, sprawił że je sobie lepiej uświadomiłem i inaczej na niej spojrzałem. Przestałem potępiać w sobie pewne rzeczy, zaakceptowałem je, odciążyłem w ten sposób RAM i nastąpił u mnie przeskok (w większym stopniu na pozycję obserwatora) i rozluźnienie. Thx

Później jednak następuje pewien regres i przymus, by zmusić się do nadmiernego analizowania, wrócenia na stare tory, wewnętrznego usztywnienia się, itp. (nie wiem jak to lepiej opisać). Mam do wyboru, by podporządkować się temu przymusowi lub nie.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
May all beings be at ease.
May all beings be happy

