Oj, Quinque. Człowiek cywilizowany to jest taki, co zamiast działać z odruchu, instynktownie, słucha się wpojonych norm i obyczajów ustanowionych po to, żeby móc działać rozumnie. Leży w instynktach ludzkich zabijanie wrogów - nie zabijamy wrogów, handlujemy z wrogami. Leży w instynktach ludzkich postrzeganie obcego jako wroga - nie postrzegamy obcego jako wroga, zauważamy w nim człowieka takiego jak my sami. Leży w instynktach ludzkich wstręt dla obcych nie przestrzegających norm naszych własnych - nie oddajemy się wtedy pogardzie, ale przezwyciężamy wstręt wobec Innego. I tak dalej.
Co się za tyczy wartości, to trzeba być kompletnym barbarzyńcą, żeby nie dostrzegać w powojennym Okcydencie bardzo silnej wartości pozytywnej, do której jeśli się nie dorasta, to się odczuwa przepotężny wstyd - jeśli jest się człowiekiem jakoś cywilizowanym. Że mianowicie niektórzy ludzie rodzą się kalecy z nie swojej winy, a życie mają tylko jedno; niech więc też mają z tego życia tyle, ile dadzą radę wyczerpać. Że kalectwo nie jest już obłożone tabu obrzydliwości, jak w prymitywnych odmianach Christianitas. Że się kaleki nie odpycha z odrazą, ale akceptuje go z bagażem jego uszczerbku na ciele czy umyśle. Że w związku z tym nie trzeba się już kryć z kalectwem, bo nikt kaleki nie zamierza niszczyć, izolując go gwoli prymitywnego komfortu własnego gdzieś za jakimś murem, żeby się nie plątał między ludźmi - on, kaleka, zwierzę jakieś poczwarne pokarane przez naszego straszliwego Boga.
Otóż proszę Quinquego - Quinque nie jest cywilizowany w tym sensie, Quinque do takiego poziomu cywilizacji nie dorasta. Co mogę z tym zrobić. Mogę się zniżyć do Quinquego poziomu i go zbluzgać, skopać, rzygnąć mu tym, czym on rzyga na ludzi kalekich, Mogę też Quinquego próbować podciągnąć do mojego poziomu. Pytanie, czy Quinque chce być podciągnięty, czy woli jednak siedzieć w szambie pogardy, w zgniliźnie wstrętu. Politowania godny jest Quinque, że w tym siedzi i udaje, że mu z tym dobrze.
Co się za tyczy wartości, to trzeba być kompletnym barbarzyńcą, żeby nie dostrzegać w powojennym Okcydencie bardzo silnej wartości pozytywnej, do której jeśli się nie dorasta, to się odczuwa przepotężny wstyd - jeśli jest się człowiekiem jakoś cywilizowanym. Że mianowicie niektórzy ludzie rodzą się kalecy z nie swojej winy, a życie mają tylko jedno; niech więc też mają z tego życia tyle, ile dadzą radę wyczerpać. Że kalectwo nie jest już obłożone tabu obrzydliwości, jak w prymitywnych odmianach Christianitas. Że się kaleki nie odpycha z odrazą, ale akceptuje go z bagażem jego uszczerbku na ciele czy umyśle. Że w związku z tym nie trzeba się już kryć z kalectwem, bo nikt kaleki nie zamierza niszczyć, izolując go gwoli prymitywnego komfortu własnego gdzieś za jakimś murem, żeby się nie plątał między ludźmi - on, kaleka, zwierzę jakieś poczwarne pokarane przez naszego straszliwego Boga.
Otóż proszę Quinquego - Quinque nie jest cywilizowany w tym sensie, Quinque do takiego poziomu cywilizacji nie dorasta. Co mogę z tym zrobić. Mogę się zniżyć do Quinquego poziomu i go zbluzgać, skopać, rzygnąć mu tym, czym on rzyga na ludzi kalekich, Mogę też Quinquego próbować podciągnąć do mojego poziomu. Pytanie, czy Quinque chce być podciągnięty, czy woli jednak siedzieć w szambie pogardy, w zgniliźnie wstrętu. Politowania godny jest Quinque, że w tym siedzi i udaje, że mu z tym dobrze.
