Teista napisał(a):Peter napisał(a): pierunie, rzeczywiście, czyli pozostaje marycha
E tam, marihuana i tytoń (z uwagi na cenę) oczywiście nie, ale dostępny był cały wachlarz innych naturalnych halucynogenów od matki natury oczywiście, które sprawnie przygotowywały na podstawie wiedzy i ogromnego doświadczenia czarownice, wiedźmy i jędze mieszkające w lesie gdzie chadzali chłopi i baby po przyjemność, odpowiedź lub spędzenie płodu. I tak: dla noworodków i niemowlaków stosowano makiwarę – wywar ze słomy makowej – uspakajał oseski na cały dzień i chłop z babą mogli spokojnie pracować na polu pana bądź plebana. Dla starszych był lulek czarny czyli żabi jad, tarskie ziele, bieluń dziędzierzawa zwana trąbą anioła lub diabelskim zielem i lycoperdon oraz muchomor czerwony niejadalny w prawdzie ale nietrujący, a z przypadku podróż poza rzeczywistość za sprawą claviceps purpurea. Dla mniej wymagających była okovitka pędzona w parafialnym, bądź pańskim gospodarstwie. W najlepszej sytuacji byli mieszkańcy podkarpacia mając do dyspozycji nieograniczony dostęp do łysiczki lancetowatej, która prawdopodobnie odpowiedzialna jest, pośrednio rzecz jasna za pojawienie się parzenic na ludowych strojach góralów. I wiele innych roślin, grzybów miał do dyspozycji chłop pańszczyźniany za posiadanie których dziś idziemy siedzieć.
A Ty skąd to wszystko wiesz? ;-)
Sebastian Flak


