Genialny komentarz Ziemkiewicza:
https://fakty.interia.pl/opinie/ziemkiew...lH69o-U1VI
Polecam całość
https://fakty.interia.pl/opinie/ziemkiew...lH69o-U1VI
Polecam całośćCytat:(...) Przed upadkiem kroczy pycha; po upadku jest już tylko śmieszność. Akcja z "protestem" polegającym na jedzeniu bananów wydaje mi się przykładem tak dobitnym, że głupiej i śmieszniej chyba już być nie może - i to właściwie pod każdym względem.
Przypomnę pokrótce: w Muzeum Narodowym pokazano retrospektywę artystki, obejmującą między innymi jej sławne dzieło sprzed dobrych czterdziestu lat, z gatunku tzw. wideoinstalacji. W ramach owej instalacji na dwóch telebimach wyświetlane były zapętlone, kilkuminutowe filmy. Na jednym pani artystka posługując się bananem daje pokaz czegoś, co w medycznej łacinie nazywa się "fellatio", stymulując go wargami i językiem; na drugim przewraca oczami i robi lubieżne miny, podczas gdy z ust wypływa jej i ścieka po brodzie coś białego i gęstego, przyjmijmy, że śmietana. Sztuka ta, jak łatwo było się domyślić, prowokowała liczne w tym muzeum wycieczki szkolne do zachowań zupełnie z powagą placówki nie licujących i dyrektor placówki w końcu postanowił telebimy wyłączyć.
I w ten sposób, jakby naciśnięciem magicznego guzika, uruchomił środowiskowy gen głupactwa. Po pierwsze, skoro coś usunęli, to na pewno wina PiS. Narodziła się natychmiast, właściwie nie wiadomo gdzie i kiedy, legenda, że to rządzący "ocenzurowali" wystawę, co najmniej minister Gliński, a kto wie, pewnie i sam znienawidzony Kaczyński. Ponieważ środowisko żywi wobec PiS i wspomnianych osób żywiołową pogardę, postanowiło nie tylko zaprotestować, ale przy okazji zrobić z nich durniów, wmawiając samym sobie, że bananowy-śmietanowy oral artystki to zwykłe jedzenie banana, które się prawicowcom, a więc bigotom, a więc niewątpliwie ludziom seksualnie niewyżytym, kojarzy z seksem absolutnie bez żadnej przyczyny.
Przez dziesięciolecia funkcjonowania autorki w sferach artystycznych żaden krytyk nie miał wątpliwości, na czym polega jej prowokacja, nawet kobiecy dodatek "Gazety Wyborczej" reklamując parę lat temu artystkę objaśniał czytelniczkom, że "chodzi o seks oralny", i że dzieło jest "manifestem feministycznego protestu wobec patriarchalnej kultury", w którym "banany stały się symbolem kultury fallocentrycznej" [uwielbiam ten żargon marksizmu-feminizmu] i "w uległych i czarujących ustach za sprawą przewrotnej wyobraźni zmieniają się w spragnione pieszczot penisy". Ale elektryzująca wieść, że "PiS cenzuruje sztukę" , dokładnie "tak samo jak Hitler, kiedy w latach trzydziestych usuwał z muzeów sztukę zdegenerowaną" sprawiła, że nagle instalacja zaczęła przedstawiać - wedle tej samej "Wyborczej" - li tylko "kobietę jedzącą banany" i cały tłum pajacujących "autorytetów moralnych", nawet były redaktor naczelny "Playboya", rżnąć zaczął głupa, że jak ci zboczeńcy z PiS mogli się tu czegokolwiek sprośnego dopatrzyć, cha, cha, cha (...)
