Sofeicz napisał(a): A najbardziej sozologiczna jest skażona strefa czarnobylska i strefa pomiędzy zwaśnionymi Koreami, gdzie po prostu nie ma ludzi.
Bo intensywna cywilizacja zachodnia i jej cuda, i ekosystemy w sensie pierwotnym, są nie do pogodzenia z definicji.
Można oczywiście minimalizować nacisk cywilizacji na otoczenie, i o tym możemy dyskutować.
Ale nie można zjeść ciastka i je mieć.
Ale przecież nie o to chodzi, żeby mieć ekosystem "pierwotny", czyli taki jakby był, gdyby nie było ludzi. Zresztą akurat w północnej Europie pierwotny ekosystem ludzi zawierał, bo przed ludźmi był tu lodowiec. Chodzi o to, aby mieć ekosystem zapewniający ludziom warunki do życia w zdrowiu i dobrym samopoczuciu, a przy tym jeszcze stabilny, zdolny do samodzielnej regeneracji, bo to taniej. Okazuje się, że nie da się tego uzyskać w betonowisku, choćby nawet było dobrze klimatyzowane. Troska o środowisko jest więc przejawem egoistycznej troski o własny dobrobyt, a motylki, ptaszki i sarenki skikające po lasach są dobrem luksusowym, którego pożądamy, gdy już się ubierzemy, nażremy i podrapiemy w tyłek.
A żeby produkować i rozpowszechniać dobra luksusowe, potrzebna jest wysoka cywilizacja i technika. Na przykład rolnictwo integrowane, gdzie zamiast monokultur uprawiamy w zasadzie cały ekosystem (na wzór rolnictwa tradycyjnego, tylko na większą skalę), może przynosić zbiory większe nawet niż monokultury - tylko problem polega na tym, że nie tak łatwo te zbiory ciachnąć kombajnem jednym ciachem i dlatego wciąż nie jest zbyt konkurencyjne bez dotacji, bo wymaga więcej ludzkiej siły roboczej niż ogromne monokultury. Ale nieco bardziej zaawansowana robotyka mogłaby załatwić sprawę - a do rozwoju robotyki konieczny jest przemysł, nauka i bogactwo zdolne do ich podtrzymania, do wzrostu bogactwa zaś przyczynia się konsumpcjonizm. No więc jednak owszem, żeby mieć więcej ciastek, trzeba te ciastka żreć.

