ZaKotem napisał(a): Tylko że nawet nie zbliżyliśmy się do temperatury z interglacjału eemiańskiego który, nie wiedzieć czemu, nie spowodował zagłady życia na Ziemi. W żaden sposób nie potraficie wyjaśnić tego fenomenu braku totalnej zagłady.I nie musimy się zbliżać aż do tej temperatury, by doprowadzić do poważnego kryzysu. Nie musimy czekać na odtlenienie oceanów by obaczyć upadek naszej cywilizacji. Cywilizacje upadają, bo rozpada się porządek społeczny.
Obecna cywilizacja to skomplikowany supersystem systemów. Nikt tak na prawdę nie widzi i nie rozumie wszystkich powiązań i wszelkich efektów jakie wywołałby upadek któregoś z podsystemów.
Być może upadek jednego z podsystemów byłby do naprawienia siłami pozostałych. Problem polega na tym, że podsystemy nie upadają, ale są podtrzymywane nadmierną eksploatacją pozostałych podsystemów. Tak naprawdę kryzys w obrębie jednego podsystemu, maskowany jest na koszt pozostałych podsystemów. W efekcie wszystko z zewnątrz wygląda jakby działało, ale gdy w końcu coś się rozleci w jednym z podsystemów, doprowadzi to do efektu domina i upadku powiązanych z nim podsystemów, które działały jedynie dlatego, że tamten je "sponsorował".
Dyskutowaliście tu na temat wojny w Syrii i jej związków z suszą.
Nie - kryzys ten nie był spowodowany jedynie suszą. Susza jedynie obnażyła, że pozostałe podsystemy, które powinny były zadziałać i zminimalizować jej skutki, nie były w stanie tego zrobić. Dlaczego? Bo były nadmiernie eksploatowane by zatkać wcześniejsze dziury.
Syria była spokojnym producentem i eksporterem ropy. Swoim obywatelom mogła sprzedawać ropę taniej, a za pieniądze z eksportu fundować im bonusy. Żyło się fajnie a gospodarka kwitła. Nikt nie musiał oszczędzać i wszyscy wierzyli, że będzie tylko lepiej. Jednak ropa zaczęła się wyczerpywać. Najpierw zabrakło bonusów z eksportu. Potem trzeba było importować ropę po cenach rynkowych. A ludzie przecież dostali niepisaną obietnicę, że zawsze będzie coraz lepiej. Łatwo więc ich podburzyć, a skoro nie masz już marchewki, to musisz sięgnąć po kij. I na to wszystko przyszła susza, która sprawiła, że sporo ludzi przestało mieć cokolwiek do stracenia. Wystarczyło dać im broń i porządek społeczny się rozpadł.
Wiem, wiele procesów uprościłem - jak ktoś jest ciekawy poważnej analizy polecam: http://peakaustria.blogspot.com/2015/09/
Tak czy inaczej, by doprowadzić kraj do katastrofy nie trzeba było suszy apokaliptycznej - która odparowała wszelką wodę i sprawiła, że Syryjczycy wymarli z pragnienia.
W jakim punkcie jest system globalny? Czy poszczególne podsystemy nie działają już dłuższego czasu na 120% swoich możliwości? Nadmierna eksploatacja przyrody, to dowód na to, że nie mamy lepszego sposobu na zapewnienie spokoju społecznego. Palimy w piecu meblami. Co będzie gdy meble nam się skończą?
Ewentualny upadek cywilizacji globalnej nie będzie zapewne oznaczał wymarcia gatunku ludzkiego. Czy to pocieszające?
Państwem, które straciło procentowo najwięcej obywateli w wyniku II Wojny Światowej była Polska. Było to jednak jedynie kilkanaście procent obywateli a i tak uważamy to za straszną hekatombę i przerażające wydarzenie. Jaki odsetek ofiar upadku cywilizacji jest akceptowalny? Przy jakim odsetku ofiar powiemy: "w sumie nic się nie stało, przecież ludzkość przetrwała".
Ewentualny upadek zapewne też nie będzie przebiegał wszędzie równie dramatycznie. Czy to pocieszające?
Jakoś nie wydaje mi się by ofiary II WŚ mówiły: "w sumie nic się nie stało, bo w Ameryce południowej ludzie żyją nadal spokojnie".
żeniec napisał(a):No to najwyższy czas, byś w końcu powiedział jak rozumiesz wolność.Vanat napisał(a): Rozmawiamy o definicji wolnego runku, i przypomnę, ja uważam, że jest ona bez sensu, bo skoro gra o władzę, a więc o wolność w danym zakresie, to gra o sumie zerowej, to wolności nie może przybyć.No, ale na szczęście nie jest grą o sumie zerowej.

