Vanat napisał(a): Rolnik wyniszczający wszelkie organizmy żywe (chwasty i szkodniki) na jakimś obszarze i hodujący tam monokulturę jest bardziej uciążliwy dla środowiska, niż łowca, który wyniszcza jedynie wybrane gatunki. Twoja opinia wynika zapewne z faktu iż pojemność ekologiczna dla łowców jest mniejsza, więc gdy garstka łowców staje się rolnikami, odławiane gatunku mogą odetchnąć z ulga.Owszem. Rolnik potrzebuje o wiele mniejszego obszaru niż łowca. Zresztą warto zauważyć, że antropogeniczne wymierania za Homo sapiens w epoce przedindustrialnej były związane raczej z łowiectwem niż rolnictwem.
Vanat napisał(a): Co jednak gdy rosnąca grupa rolników niszczy habitat owych łownych gatunków?Możesz podać przykłady, gdy ekspansja rolników doprowadziła do wymarcia jakiegoś łownego gatunku?
Vanat napisał(a): Im mniej zależymy od ekosystemu, tym większa szansa, że go zniszczymy, a współczesna technologia praktycznie nas od wszelkich naturalnych ekosystemów uniezależniła (uniezależniła czasowo, do momentu wyczerpania nieodnawialnych zasobów z których korzysta).Widoczne tendencje na to nie wskazują. Wzrost wydajności w pozyskiwaniu żywności prowadzi praktycznie do sytuacji, gdzie bardziej opłaca się zalesiać niż uprawiać. Zresztą widać to w Polsce w perspektywie ostatnich kilkudziesięciu lat - lasów jest więcej, żyje w nich więcej zwierząt, uprawy się kurczą. A przecież od lasów zależymy dużo mniej niż od pól.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

