O czym wy tu pierdzielicie...
Siły "wolnorynkowe" owszem załatwiłby sprawę, gdyby pełne koszty środowiskowe ponosił konsument a nie całe społeczeństwo, ludzkość lub przyszłe pokolenia.
Ot i cała filozofia. Konsumuj ile chcesz, ale zapłać za usunięcie szkód, które powstały przy wytwarzaniu dobra, które konsumujesz.
Nic więcej nic mniej.
Można to zrobić na dwa sposoby:
1. Sprywatyzować wszystko.
Tylko że sama prywatyzacja wszelkich zasobów naturalnych jest technicznie, prawnie i politycznie niemożliwa, a jej skutkiem wcale nie będzie wymuszenie na trujących by nie truli, bo gdy z zasobu naturalnego się nie korzysta, to jego właściciel nie zarobi.
2. Instytucje powinny pilnować, by konsumujący finansował naprawę środowiska, które zniszczono by mógł konsumować to co konsumuje.
Dzięki temu to społeczeństwo w ramach procesów politycznych może kontrolować jak dalece chce (i może) posuwać się w tym procesie. Dzięki temu np redukcja emisji CO2 może następować stopniowo, tak by nie zabić z dnia na dzień nieprzystosowanej do tego gospodarki.
"Wolny rynek" to mrzonka. Nigdy nie istniał i nigdy nie zaistnieje. By system społeczny i gospodarczy mógł istnieć musi istnieć odpowiednia równowaga pomiędzy obszarami "wolnorynkowymi" i regulowanymi. Od nas zależy gdzie i w jakim stopniu pozwolimy działać wolnemu rynkowi a gdzie i w jakim stopniu będziemy te siły regulować. Raz jeszcze: nigdy nigdzie nie istniało społeczeństwo, którego wszelkie aspekty życia byłyby "wolnorynkowe" lub w którym choć jeden aspekt życia byłby w pełni "wolnorynkowy". Zawsze w każdym obszarze życia istnieją regulacje, prawa, obyczaje itp.
Ideologiczne pierdolety, że "wolny rynek jest zawsze lepszy" albo że "gdy w jakimkolwiek stopniu w jakimkolwiek obszarze ograniczasz wolny rynek to skutkiem tego jest gułag i bieda" to jakieś kompletne aberracje idiotów, którzy nie rozumieją, że "wolny rynek" sam wymusza, wymuszał i zawsze będzie wymuszał swoje ograniczenia.
Siły "wolnorynkowe" owszem załatwiłby sprawę, gdyby pełne koszty środowiskowe ponosił konsument a nie całe społeczeństwo, ludzkość lub przyszłe pokolenia.
Ot i cała filozofia. Konsumuj ile chcesz, ale zapłać za usunięcie szkód, które powstały przy wytwarzaniu dobra, które konsumujesz.
Nic więcej nic mniej.
Można to zrobić na dwa sposoby:
1. Sprywatyzować wszystko.
Tylko że sama prywatyzacja wszelkich zasobów naturalnych jest technicznie, prawnie i politycznie niemożliwa, a jej skutkiem wcale nie będzie wymuszenie na trujących by nie truli, bo gdy z zasobu naturalnego się nie korzysta, to jego właściciel nie zarobi.
2. Instytucje powinny pilnować, by konsumujący finansował naprawę środowiska, które zniszczono by mógł konsumować to co konsumuje.
Dzięki temu to społeczeństwo w ramach procesów politycznych może kontrolować jak dalece chce (i może) posuwać się w tym procesie. Dzięki temu np redukcja emisji CO2 może następować stopniowo, tak by nie zabić z dnia na dzień nieprzystosowanej do tego gospodarki.
"Wolny rynek" to mrzonka. Nigdy nie istniał i nigdy nie zaistnieje. By system społeczny i gospodarczy mógł istnieć musi istnieć odpowiednia równowaga pomiędzy obszarami "wolnorynkowymi" i regulowanymi. Od nas zależy gdzie i w jakim stopniu pozwolimy działać wolnemu rynkowi a gdzie i w jakim stopniu będziemy te siły regulować. Raz jeszcze: nigdy nigdzie nie istniało społeczeństwo, którego wszelkie aspekty życia byłyby "wolnorynkowe" lub w którym choć jeden aspekt życia byłby w pełni "wolnorynkowy". Zawsze w każdym obszarze życia istnieją regulacje, prawa, obyczaje itp.
Ideologiczne pierdolety, że "wolny rynek jest zawsze lepszy" albo że "gdy w jakimkolwiek stopniu w jakimkolwiek obszarze ograniczasz wolny rynek to skutkiem tego jest gułag i bieda" to jakieś kompletne aberracje idiotów, którzy nie rozumieją, że "wolny rynek" sam wymusza, wymuszał i zawsze będzie wymuszał swoje ograniczenia.

