manager napisał(a): Przychylam się do poglądu zawartego w tym ostatnim, zacytowanym przeze mnie, zdaniu. Sądzę, że o środowisko można (i chyba należy) dbać o tyle, o ile nie utrudnia nam to normalnego funkcjonowania. Jeżeli miałoby to komuś zbytnio doskwierać, to jestem w stanie mu odpuścić, rozgrzeszyć go.
Szczerze mówiąc, występuje u mnie spory dysonans między praktyką, a myśleniem na ten temat. No bo jest tak: segreguję śmieci, spalam najwyżej 10 l benzyny na miesiąc i prawie nie korzystam z transportu publicznego (mieszkam w małej mieścinie, gdzie wszędzie da się dotrzeć na nogach lub rowerem), wody zużywam 20 m3 rocznie (to chyba mało), komórkę mam tą samą od kilkunastu lat (nie potrzebuję smartfona), komputery składam sobie z używanych części... itd, itp. Nawet nowych ciuchów niewiele kupiłem w ciągu ostatniej dekady (poza bielizną i skarpetami). Największym moim "grzechem" przeciwko planecie jest chyba gazowe ogrzewanie, ale to też planuję ograniczyć, instalując panele słoneczne.
I, między bogiem a prawdą, nie mam zielonego pojęcia, skąd mi się to wzięło, że stałem się takim ascetą, bo powyższe zachowania ma się nijak do moich poglądów związanych z przyszłością homo sapiens i innych żywych stworzeń. Zastanawiałem się nad tym wielokrotnie, przemyślałem sprawę dogłębnie i nie znalazłem żadnych powodów, dla których powinienem dbać o dobrostan planety. Gatunek ludzki (lub to, co niego wyewoluuje), wcześniej, czy później niewątpliwie przestanie istnieć, z tej, czy innej przyczyny. Wszystkie inne zresztą też. Mając tą świadomość, dlaczego miałbym się przejmować tym, kiedy to nastąpi? Co mnie, tak naprawdę, obchodzi, czy ludzkość (i inne gatunki) wyginie za sto, sto tysięcy, czy sto milionów lat? Jakie ma dla mnie znaczenie, czy nastąpi to wcześniej, czy później? Kompletnie żadnego! Przecież i tak wszyscy (wszystko) w końcu wymrą! Co za różnica, kiedy?!
Nie potrafię znaleźć sensownej odpowiedzi na te pytania, z której wyszłoby mi, że powinienem zaproblemiać się dbaniem o środowisko, choćby w najmniejszym stopniu. A jednak postępuję tak, jakby mi zależało, chociaż nie wiem dlaczego. Więc, jeżeli można i nie doskwiera to człowiekowi jakoś specjalnie, to... czemu nie.
To są Twoje powierzchowne myśli, ale Twoje działania pokazują, że jednak w głębi czujesz inaczej. Nie jest obojętne, czy gatunek ludzki wyginie za 50, 500, 5000 czy 500.000.000 lat. Podobnie, jak nie jest obojętne, czy Ty lub ja umrzemy za minutę, godzinę, tydzień, miesiąc czy parę dobrze przeżytych dekad. Gdyby tak nie było, to mógłbyś już dziś przestać jeść, pić, cokolwiek robić. A może nawet skrócić ten czas. Ale większość ludzi tak nie robi, samobójstwo ciągle jest wyjątkiem od normalności. A ponieważ człowiek jest osobnikiem społecznym, posiada też coś w rodzaju świadomości społecznej i ta też ma zbiorowy instynkt przetrwania. Dotyczy to zwłaszcza ludzi z potomstwem, ale i bezdzietni nie są od tego wolni. Tego nie trzeba racjonalnie uzasadniać, tak po prostu jest i tyle.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

