bert04 napisał(a): To jest oczywiście bzdura, gdyż podałeś mieszankę:I zrobiłem to świadomie, gdyż w tym wypadku był to jawnie zapowiedziany przed podaniem definicji trolling. Zapytano mnie czy potrafię dać definicję powiedziałem że potrafię zdefiniować to pojęcie na dziesiątki wykluczających się wzajemnie sposobów i "popuściłem wodza fantazji". Czym udowodniłem, że definiowanie pojęć jest możliwe, wystarczy tylko zechcieć. Oczywiście gdy wiesz o czym mówię możesz mnie krytykować. Jeśli zaś twierdzę, że wolność to komunizm, ale ani wolności ani komunizmu nie zdefiniowałem, to nie masz szans mi niczego udowodnić.
- definicji merytorycznej ("w którym niezmącone panują prawa naturalnej konkurencji")
- oceny propagandowej ("silniejszy zjada słabszego")
- definicji idealistycznej ("i żadne sztuczne regulacje mu tego nie utrudniają")
Chcę zmusić Pilastra, by podawał definicję pojęć, którymi się posługuję, bo tu tkwi podstawowa słabość jego twierdzeń (poza zmyślaniem danych).
Pilaster nie umie definiować pojęć, którymi się posługuje i dzięki temu odkrywa przeróżne nieistniejące zależności pomiędzy owymi nieokreślonymi bytami.
Jak chcesz wiedzieć jak naprawdę definiuję wolność gospodarczą, to opiszę ją raz jeszcze:
Wolność gospodarcza to wolność w zakresie działań gospodarczych, tak jak wolność seksualna to wolność w kwestii seksualności, a wolność wyznania to wolność w kwestiach religii.
Wolność to władza (możliwość realizowania swoje woli).
"Ilość" wolność (także gospodarczej), jest stała, gdyż wolność (władza) jednego podmiotu zawsze ogranicza wolność (władzę) innego podmiotu. Suma wolności (władzy) wszystkich musi być stała. Im więcej ja mam wolności (władzy) tym ty masz jej mniej. Jak ja mam pełnię władzy i mogę decydować o każdym aspekcie życia każdego człowieka, to wszyscy pozostali ludzie na świecie nie mają wolności wcale.
Mierzenie poziomu wolności (także gospodarczej) nie ma więc sensu, można co najwyżej mierzyć "poziom równości", czyli czy wszyscy mamy tyle samo władzy, czy też jedni z nas maja jej radykalnie więcej.
Jak chcesz możemy ciągnąc dalej te rozważania i omawiać jak dystrybuowana była władza (wolność) w różnych systemach politycznych i różnych epokach.
Każda inna definicja wolności gospodarczej wydaje mi się być budowana (najczęściej nieświadomie) pod potrzebę uzasadniania jakichś konkretnych ideologii politycznych, czyli wmawiania ogółowi, że jedni powinni mają mieć więcej władzy (wolności), a inni mniej.
bert04 napisał(a):Jakoś mi się nie wydaję, że Niemczech prawo pozwala właścicielowi lasu w każdej chwili wyciąć go i posadzić tam stokrotki, wydobywać piasek albo zbudować hotel...Cytat:Tylko że to nie działa, bo rolnicy masowo nie zamieniają pół uprawnych w lasy. Ciekawe dlaczego...
Gdyż w Polsce nadal kapitan państwo zajmuje się majstrowaniem przy prawach własności handlu ziemi. A kwestia własności to pierwszy warunek, który pozwala na inwestycję długoterminową. W polskich warunkach ekonomiczno-prawnych rolnik z roczną perspektywą plonów ma lepiej niż leśnik z perspektywą inwestycji na dekady.
A jako to wygląda w kraju, w którym własność prywatna jest gwarantowana przez prawo i zwyczaj?
Ok. 400 tys. ha to las państwowy. Drugie tyle to "las powierniczy" (Treuhandwald), czyli byłe państwowe lasy DDR. Już ponad 2,1 mln. ha to lasy publiczno-prywatne (Kórperschaftswald). I to ty było prawie wszystko, poza tym, że ponad 4,8 mln ha (48% całości) jest w rękach prywatnych.
Dla porównania, w PL to jest jakieś 17%. Przy czym ta liczba jest jeszcze zawyżona, gdyż wiele z form wymienionych w tej statystyce w Niemczech podpadałoby pod lasy "publiczno-prywatne"
Czyli warunek założony przez Pilastra nie jest spełniony - wolności w tym zakresie brak.
pilaster napisał(a): Poza tym co innego jest nie wycinać i dewastować lasu, który już jest, a co innego, czekać na las, żeby wyrósł w miejscu gdzie go nie ma.????
Załóżmy że masz las.
Albo pole kartofli.
Tniesz las i sprzedajesz drzewo.
Albo robisz wykopki i sprzedajesz ziemniaki.
A potem na takim polu albo sadzisz drzewa, albo kartofle.
Drzewa, jak twierdzisz opłaca się bardziej...
pilaster napisał(a): Kwestia lesistosci (i ogólnie stanu zasobów przyrodniczych, także np jezior, czy rzek) zależy, pilaster przypomina, od trzech parametrów:
1. średniego czasu władania t Im dłuższy tym lepszy stan przyrody
2. stosunku b/a - czyli przychodu z alternatywnego wykorzystania powierzchni do przychodu z lasu. Im niższy (czyli im wyższa cena drewna) tym lepiej
3. Stopy procentowej r. Im niższa tym lepiej
Punkt 1 zalezy od ustroju - poziomu IEF i przy odpowiednio wysokim IEF dązy do nieskończoności (W Wlk Brytanii na pewno)
Punkt 2 - generalnie zalezy od opłacalności produkcji rolnej. Oczywiscie można las wyciąć pod inne inwestycje, mieszkaniowe, drogowe, etc, o bardzo wysokim b, b>a, ale to są bardzo małe, pomijalne w ogólnym bilansie, areały.
Punkt 3 zależy własnie od zamożności i nasycenia kapitałem. Im bogatszy kraj, tym średnie stopy procentowe niższe - dlatego w krajach bogatych EPI jest wyższe niż w biednych
Parametry te nie są do końca niezależne. W kraju dzikim, bez wartości prywatnej (niskim IEF, czyli krótkim t) np na idealnej wg klimatystów Kubie, wartość b/a może byc z kolei bardzo wysoka, bo "władajacy" nie jest nawet na tyle władajacym, żeby móc sprzedać drewno ze "swojej" działki. Zatem a jest dla niego bardzo niskie (zerowe), więc i stosunek b/a wysoki. Zdecydowanie opłaca się wypalić dżunglę i posiać w tym miejscu soję.
Rzek i jezior... Ciekaaaaawe...
t jest we wszystkich krajach UE takie samo, bo w żadnym z nich rzeki i jeziora nie są prywatne...
Czyli to "dzikie kraje, bez własności prywatnej (niskim IEF, czyli krótkim t)"
Czyli rzeki i jeziora powinny być tam maksymalnie zdewastowane, jak na Kubie.
Co na to wskaźnik EPI????


