cobras napisał(a): Tymczasem libek z Liberte wyprodukował takiego oto potworka:
i
Cytat:Jest to bardzo typowy przykład mentalności i polskiego pseudoliberalizmu:
Oj, chyba nie do końca. Gość gani jednostki z pokolenia nazywanego Milenialsami za to, że zamiast dążenia do bogacenia się i wkładania w to maksymalnego wysiłku i zaangażowania, ci nie zmniejszają swoich aspiracji, a pozostają przy minimalnym wkładzie własnym. Rozczarowani, że gołąbki same nie lecą do gębki, dają się kupić obietnicami spełnienia marzeń o wygodzie przy braku wysiłku. Całkiem rozsądna konkluzja.
Cytat:świat to obóz pracy,
Nigdzie tego nie napisał. Liberalizm jak nazwa wskazuje raczej nie zmusza nikogo do pracy. Zmusza do ponoszenia konsekwencji za własne działania i rozumiem, że to się może nie podobać. Wiele osób dostaje w takich sytuacjach mocno po dupie.
Cytat:życie jest po to, żeby pracować,
Życie jest po to, aby je przeżyć. Praca i wysiłek konstytuują zaś to kim się jest i jak się życie przeżywa. Może to i dla socjalistów smutne, ale z reguły bezrobotni i bezwysiłkowi to są ludzie z kompletnych patologicznych nizin, którzy żerują na systemie świadczeń socjalnych. Jak się normalnego człowieka zapytać kim jesteś to wymieni łańcuszek określeń odnoszących się do niego osobiście, do zawodu i grup społecznych, do których należy. Pytając świadczeniobiorcę, który się szkołą ni pracą nie skalał, dowiedzieć się można najwyżej, że się nazywa XYZ, czyli, że jest społecznie upośledzony. Fakt transferowania komuś takiemu środków nie zmienia jego społecznego położenia a jedynie zapewnia byt na lepszym poziomie niż zasługuje. To zaś jest traktowane jako jawna niesprawiedliwość, bo jest robiona kosztem tych, którzy swój czas (najcenniejszy zasób nieodnawialny), poświęcali na pracę, nie na hedonizm, na koszt społeczeństwa. Dlatego libki przyjebują się do żula Mietka a nie do Paris Hilton. Bo Mietek jest pasożytem społecznym, a Paris ma swoje zasoby, bo ktoś kiedyś w jej rodzinie zapieprzał za trzech, i o zgrozo, nawet ona chcąc się hedonistycznie dowartościować, potrafi tą kasę pomnażać.
Cytat:a pracuje się nie po to, żeby dobrze zarabiać, tylko po to, żeby rosły wskaźniki (bo o to chodzi w wyrażeniu "gonić Zachód").
I znowu nie. Chodzi po prostu o to, żeby pensja przedstawiała realną zależność między stanem gospodarki a wartością pracy. Zawsze przecież można wziąć "godną pensję minimalną" na warsztat i jedną ustawą doprowadzić ją do poziomu 10 000/msc. Bo taka jest na Zachodzie. Gonić Zachód można na przynajmniej dwa sposoby. Pierwszy to stawianie konia przed wozem i ogłaszanie, że nowe programy socjalne muszą być na wysokości tych Zachodnich, bo dopiero wtedy bedzie dobrobyt. I drugi, który mówi, że żeby wydawać, to najpierw trzeba mieć i spory garb oszczędności, bo bez tego przyjdzie dołek i taka rozpierducha, że z mokrych snów o życiu w socjalnej Arkadii zostanie krach, bieda i masa ludzi, którzy ze sobą nic nie zrobili, bo nie musieli. Nie mają kwalifikacji, nie mają oszczędności, nie mają nic własnego ergo nie mają nic, bo żyli na cudzy koszt. Żeby dobrze zarabiać, to trzeba jednak coś umieć i kwalifikacje podnosić. Siedzenie na dupie i żądanie kokosów to zaś realne zjawisko. Z reguły im kto mniej pracy wsadził tym większych pensji żąda, "bo mu się nie opłaca".
Cytat:Wszystko ma być jak na wschodzie - zapieprz, bieda, niskie płace - tylko wskaźniki jak na Zachodzie. Wtedy ogłosimy epokowy sukces III RP.
Udowodnij.
Cytat:EDIT:
Ten sam wysryw, ale bez paywalla:
https://liberte.pl/zandbergizm-nas-nie-zbawi/
Cytat:Razem wydaje się wyrazicielem nowego roszczeniowego podejścia do zagadnienia pracy wielu przedstawicieli wchodzącego na rynek pracy pokolenia millenialsów. W odróżnieniu od pokolenia swoich rodziców, budowniczych III RP dla których kult wysiłku, ciężkiej pracy, przedsiębiorczości były kręgosłupem ich moralnego kompasu, młodzi dziś szukają równowagi w życiu zawodowym i prywatnym, chcą pracować konieczne minimum uważając, że należy im się godziwa zapłata. Oczywiście dzisiejsza sytuacja gospodarcza coraz większej liczbie osób na to pozwala, choć nie sprzyja zwiększaniu produktywności naszych firm. Ale zarówno tzw. slow life jak i wielkie wygodne programy socjalne – dwie strony mentalnie tej samej przypadłości, możliwe są tylko do czasu. Do czasu takiego wydrenowania ludzi pracowitych i przedsiębiorczych, że system po prostu się załamie.
Ale to co pisze nawet kontrowersyjne nie jest. Poziom życia stale rośnie tam gdzie ludzie się bogacą. Jak utrzymać poziom wygodnego życia, bez podnoszenia kwalifikacji? Takich czarów nie ma. Chce się żyć jak na Zachodzie, to trzeba zapieprzać. Samo się nic nie zrobi.
ZaKotem napisał(a): Kuźwa. Tego właśnie w liberałach nie trawię. Znaczy, tej herezji, jawnego odstępstwa od liberalizmu. Przecież, na miłość Rynku, maksymalizacja przychodów (co dla większości ludzi oznacza pensję) i minimalizacja kosztów (co dla większości ludzi oznacza... samą pracę) jest absolutną podstawą kapitalizmu.
A i owszem, ale gosodarka to nie jest perpetuum mobile.
Cytat: Tego dzieci należy uczyć od maleńkości: działania ekonomicznego. Polski liberał potrafi chwalić przedsiębiorcę tnącego koszty, bo to zwiększa produktywność (słusznie chwali; i ja go chwalę za to, że chwali) i jednocześnie kiedy zobaczy robola działającego według identycznej zasady, to włącza mu się "Satyra na leniwych chłopów". Albo jej współczesna wersja, czyli "Świat według Kiepskich".
Robol tnący koszty to taki, który podejmuje wysiłek dążący do wzrostu czyli podniesienia swojego poziomu życia. Nigdy, do niedawna, nie było tak, że się nie miało żadnych zasobów, albo mialo mało i nic z nimi nie robiło a poziom życia rósł. Dzisiaj jest to możliwe, bo pracujący kredytują socjalnych świadczeniobiorców. Tylko idiota nie zdaje sobie sprawy, że ten rachunek przyjdzie kiedyś zapłacić i zapłacą go nie ci co z kredytu żyli, tylko ci co kasę dawali, bo pierwsi nie będą mieli ani kasy, ani kwalifikacji aby się po krachu odbić. I znowu będzie powtórka z rozrywki i lat 90. Ze wszystkimi tego wadami. Bo zanim gruby schudnie to chudy padnie. Każdy średniak dostanie po dupie i straci część tego co wypracował, ci na państwowym garnuszku nie zostaną powywalani na bruk, to znowu zyskają przynajmniej w formie zajęcia nieruchomości (na które każdy normalny czlowiek musi zapracować...) a najgrubsze ryby nałykają się płotek i powstanie magnateria 2.0. A to wszystko dzięki socjalnemu pojmowaniu sprawiedliwości i miejsca pracy w życiu. Będziem mieli Wielki Wschód, z którego tak ochoczo spieprzyliśmy.
Cytat: Zasada Ferdynanda Kiepskiego - "tak robić, żeby zarobić, a się nie narobić" jest właśnie działaniem ekonomicznym. Dzięki tej zasadzie wzrasta bogactwo narodów, dzięki niej możliwy jest postęp techniczny i moralny. A kiedy tylko prosty człowiek próbuje ją w życiu stosować, jest wyśmiewany i krytykowany. Przez niby to liberałów, którzy właśnie powinni go wspierać i dawać innym za przykład. Nikt jakoś na serio nie twierdzi "chciwość rolników obniża produktywność konsumentów żywności, rolnicy powinni pracować więcej i sprzedawać taniej, żeby produktywność była większa". Gdyby ktoś tak na serio myślał, to nazwałbym go komunistą. Toteż tak samo nazywam ludzi, którzy wmawiają innym, że powinni pracować więcej i nie domagać się większej zapłaty. Ci, którzy tak wmawiają, to są komuniści.
Serio? Rolnicy sami z siebie chcą produkować więcej i sprzedawać taniej. To się nazywa produkcja hurtowa. Zapewnia szybki zbyt, szybki transfer pieniędzy i co najważniejsze, więcej pieniędzy. Kto ma więcej, ten kto na tym samym areale wyprodukował 5000 główek kapusty po 1 zł czy ten co wyprodukował tysiąc po dwa złote? Bo ten drugi się mniej uzapierdala, mniej w produkcję włoży i jeszcze będzie musiał szukać kupców detalicznych, a i miejsce na przechowanie bedzie musiał mieć. Rynek działa podług efektywności. I trzeba większych nakładów - czasu, pracy, środków, aby więcej zarobić. Życie to nie bajka o Kopciuszku, której Madka Kszesna wyczarowała z dupy karocę i księdza z bajki.
Sebastian Flak

