Geez, kolejny liberalny wysryw.
Po prostu millenialsi (przynajmniej niektórzy, jak widać) wiedzą, że sukces jest udziałem nielicznych, a ciężka praca nie oznacza od razu bogacenia się. Mit "od zera do milionera" nie trzyma się już tak tego pokolenia.
Kolejne powielanie mitu, że bogactwo rodzi się z zapieprzania.
A Zachód trzeba gonić produktywnością, ale nie przez bezmyślny zapierdol, a innowacje i zmiany w zarządzaniu. Bo to one zwiększają produktywność.
Widzę mamy tu wyznawcę bezmyślnego zpierdolu, o którym wklejałem już tu na forum tekst. No więc to brednia, można mieć wygodne życie bez zapierdolu, zarabiając przy tym więcej niż zawody w których naprawdę ostro się zapierdala/pracuje dla społeczeństwa. Ot chujowa wycena liberalnego "rynku".
Po dupie dostają biedni, bogaci lądują na złotych spadochronach, mimo że to ich chciwość doprowadza do kryzysów. Jakie konsekwencje ponieśli odpowiedzialni za kryzys z 2008?
Cytat:Oj, chyba nie do końca. Gość gani jednostki z pokolenia nazywanego Milenialsami za to, że zamiast dążenia do bogacenia się i wkładania w to maksymalnego wysiłku i zaangażowania, ci nie zmniejszają swoich aspiracji, a pozostają przy minimalnym wkładzie własnym. Rozczarowani, że gołąbki same nie lecą do gębki, dają się kupić obietnicami spełnienia marzeń o wygodzie przy braku wysiłku. Całkiem rozsądna konkluzja.
Po prostu millenialsi (przynajmniej niektórzy, jak widać) wiedzą, że sukces jest udziałem nielicznych, a ciężka praca nie oznacza od razu bogacenia się. Mit "od zera do milionera" nie trzyma się już tak tego pokolenia.
Cytat:Życie jest po to, aby je przeżyć. Praca i wysiłek konstytuują zaś to kim się jest i jak się życie przeżywa. Może to i dla socjalistów smutne, ale z reguły bezrobotni i bezwysiłkowi to są ludzie z kompletnych patologicznych nizin, którzy żerują na systemie świadczeń socjalnych. Jak się normalnego człowieka zapytać kim jesteś to wymieni łańcuszek określeń odnoszących się do niego osobiście, do zawodu i grup społecznych, do których należy. Pytając świadczeniobiorcę, który się szkołą ni pracą nie skalał, dowiedzieć się można najwyżej, że się nazywa XYZ, czyli, że jest społecznie upośledzony. Fakt transferowania komuś takiemu środków nie zmienia jego społecznego położenia a jedynie zapewnia byt na lepszym poziomie niż zasługuje. To zaś jest traktowane jako jawna niesprawiedliwość, bo jest robiona kosztem tych, którzy swój czas (najcenniejszy zasób nieodnawialny), poświęcali na pracę, nie na hedonizm, na koszt społeczeństwa. Dlatego libki przyjebują się do żula Mietka a nie do Paris Hilton. Bo Mietek jest pasożytem społecznym, a Paris ma swoje zasoby, bo ktoś kiedyś w jej rodzinie zapieprzał za trzech, i o zgrozo, nawet ona chcąc się hedonistycznie dowartościować, potrafi tą kasę pomnażać.
Kolejne powielanie mitu, że bogactwo rodzi się z zapieprzania.
Cytat:I znowu nie. Chodzi po prostu o to, żeby pensja przedstawiała realną zależność między stanem gospodarki a wartością pracy. Zawsze przecież można wziąć "godną pensję minimalną" na warsztat i jedną ustawą doprowadzić ją do poziomu 10 000/msc. Bo taka jest na Zachodzie. Gonić Zachód można na przynajmniej dwa sposoby. Pierwszy to stawianie konia przed wozem i ogłaszanie, że nowe programy socjalne muszą być na wysokości tych Zachodnich, bo dopiero wtedy bedzie dobrobyt. I drugi, który mówi, że żeby wydawać, to najpierw trzeba mieć i spory garb oszczędności, bo bez tego przyjdzie dołek i taka rozpierducha, że z mokrych snów o życiu w socjalnej Arkadii zostanie krach, bieda i masa ludzi, którzy ze sobą nic nie zrobili, bo nie musieli. Nie mają kwalifikacji, nie mają oszczędności, nie mają nic własnego ergo nie mają nic, bo żyli na cudzy koszt. Żeby dobrze zarabiać, to trzeba jednak coś umieć i kwalifikacje podnosić. Siedzenie na dupie i żądanie kokosów to zaś realne zjawisko. Z reguły im kto mniej pracy wsadził tym większych pensji żąda, "bo mu się nie opłaca".No tak, bo pensje prezesów i dyrektorów rzeczywiście odźwierciedlają ich odpowiedzialność
A Zachód trzeba gonić produktywnością, ale nie przez bezmyślny zapierdol, a innowacje i zmiany w zarządzaniu. Bo to one zwiększają produktywność.Cytat:Ale to co pisze nawet kontrowersyjne nie jest. Poziom życia stale rośnie tam gdzie ludzie się bogacą. Jak utrzymać poziom wygodnego życia, bez podnoszenia kwalifikacji? Takich czarów nie ma. Chce się żyć jak na Zachodzie, to trzeba zapieprzać. Samo się nic nie zrobi.
Widzę mamy tu wyznawcę bezmyślnego zpierdolu, o którym wklejałem już tu na forum tekst. No więc to brednia, można mieć wygodne życie bez zapierdolu, zarabiając przy tym więcej niż zawody w których naprawdę ostro się zapierdala/pracuje dla społeczeństwa. Ot chujowa wycena liberalnego "rynku".
Cytat:Liberalizm jak nazwa wskazuje raczej nie zmusza nikogo do pracy. Zmusza do ponoszenia konsekwencji za własne działania i rozumiem, że to się może nie podobać. Wiele osób dostaje w takich sytuacjach mocno po dupie.
Po dupie dostają biedni, bogaci lądują na złotych spadochronach, mimo że to ich chciwość doprowadza do kryzysów. Jakie konsekwencje ponieśli odpowiedzialni za kryzys z 2008?
Dopóki rodzimy się i umieramy, póki światło jest w nas, warto się wkurwiać, trzeba się wkurwiać! Wciąż i wciąż od nowa.

