cobras napisał(a): Geez, kolejny liberalny wysryw.
O, merytoryka wypowiedzi na poziomie

Cytat:Po prostu millenialsi (przynajmniej niektórzy, jak widać) wiedzą, że sukces jest udziałem nielicznych, a ciężka praca nie oznacza od razu bogacenia się. Mit "od zera do milionera" nie trzyma się już tak tego pokolenia.
Sukces jest udziałem tych, którzy jakoś pracują i robią to z głową. Podejrzewam, że zapierdol po 12 godzin dziennie 6 dni w tygodniu jest możliwy i nieopłacalne, ale ja się jeszcze z takim zjawiskiem nie spotkałem.Zawsze zapierdalacz ma z tego jakiś profit, albo dużo więcej kasy niż normik, albo coś ekstra w postaci np. możliwości wypożyczenia sprzętu z roboty, zabrania napoczętych końcówek materiałów czy coś. Jeszcze nie spotkałem aż tak wielkiego frajera, który by zapierdalał z własnej woli i nic z tego nie miał. Natomiast spotkałem takich, dla których stawki za, które ja robiłem były uwłaczające ich godności. Co poradzić, jestem frajerem i nie narzekam.
Cytat:Kolejne powielanie mitu, że bogactwo rodzi się z zapieprzania.
Jak się mądrze zapieprza to są tego efekty. Jedyne osoby zapierdalające i żyjące w czarnej dupie jakie mi na myśl przyszły to fizole z nałogami. Tutaj faktycznie może się zdarzyć, że długotrwały zapierdol nie przynosi efektu, bo konsumpcja bieżąca jest droga, nawet pić nie musi, aby fajki palił jak smok. Przy dzisiejszych cenach paląc paczkę dziennie puszczałby z dymem grubo ponad 500 złotych przy kosztach życia singla wynoszacych minimum te 2k to zarabiając około 3k na rękę ma faktycznie niewielkie pole manewru, bo wystarczy jakaś drobna przyjemność raz czy dwa w miesiącu, albo zakup ponad stałe wydatki i klops. Ale nikt nie musi mieć nałogów jeżeli chce mieć kasę.
Cytat:
No tak, bo pensje prezesów i dyrektorów rzeczywiście odźwierciedlają ich odpowiedzialnośćA Zachód trzeba gonić produktywnością, ale nie przez bezmyślny zapierdol, a innowacje i zmiany w zarządzaniu. Bo to one zwiększają produktywność.
Pensje dyrektorów i prezesów w większości przypadków i owszem odzwierciedlają. W Polsce dominują MSP, dyrektorka zakładu 15 osobowego zarabia raczej średnią krajową aniżeli więcej. To przy instytucjach molochach nie odzwierciedlają, bo i wcale nie mają tego robić. Tam mają zwabiać na stołki największe piranie, które nie dadzą się zeżreć innym. I to z reguły u tych molochów jest zapierdol bardziej cywilizowany z owocowymi wtorkami i karnetem na basen.
Cytat:Widzę mamy tu wyznawcę bezmyślnego zpierdolu, o którym wklejałem już tu na forum tekst. No więc to brednia, można mieć wygodne życie bez zapierdolu,
No ba. Mieszkanie z MOPSu, trzy razy 500+, rodzinne i okresówka, ubrania z darów, żarcie z Caritasu i żyć nie umierać. Jeszcze ruskimi papierosami po handlować i wódą, marysią, albo w melinie zrobić zbiórkę rzeczy niepotrzebnych właścicielom i już w zasadzie jest zajebiście. Pracy minimum a poziom i pion się trzyma. A poważnie to nie wiem czy jest na ziemi taki frajer, który zapierdala z własnej woli za miskę ryżu. Ja takiego zwierza jeszcze nie widziałem.
Cytat:
zarabiając przy tym więcej niż zawody w których naprawdę ostro się zapierdala/pracuje dla społeczeństwa. Ot chujowa wycena liberalnego "rynku".
Akurat rynek nie wycenia pracy budżetówki, a tam się zarabia naprawdę gówniane pieniądze za pracę dla społeczeństwa. Fizolem jestem i z tego co widzę, to raczej adekwatne do wysiłku zarobki są osiągalne. Fakt, trzeba zapieprzać, ale lepsze to niż minimalna pensja za robotę za biurkiem. Nie widzę tu niesprawiedliwości.
Prosta biurowa robota jest o wiele mniej męcząca niż fizyczna praca. Do tej pierwszej jest tabun chętnych, do tej drugiej są regularne deficyty to i pensje są lepsze, bo nie ma komu robić. Logiczne.
Cytat:Po dupie dostają biedni, bogaci lądują na złotych spadochronach, mimo że to ich chciwość doprowadza do kryzysów. Jakie konsekwencje ponieśli odpowiedzialni za kryzys z 2008?
A kto był odpowiedzialny? Ci co dawali kasę na kredyt, czy Ci co je brali a nie mieli z czego spłacić? Jak się chce żyć ponad stan to zawsze się skończy źle. Dobrobyt trzeba sobie wypracować.
ZaKotem napisał(a): Samo nie. Ale samo zapieprzanie to trochę za mało. Bogaci się nie ten, kto więcej pracuje, ale ten, który skutecznie sprzedaje wyniki swojej pracy.
Efektywność to pochodna pracy, jak się pracuje więcej to się efekt skali włącza. Jak mówił Stalin, ilość jest jakością samą w sobie. Zapierdalacz nie musi być wybitnym akwizytorem swojej roboty, jeżeli pracuje na akord albo na godziny to i tak zarobi więcej. Inna sytuacja jest przy pracy na etat, wtedy się zgodzę. Ale kto zapierdala na etacie więcej niż musi, jeżeli robota nie wiąże się z awansem i... mniejszą ilością roboty, którą zleci się podwładnym?
Cytat:Toż przecież zmniejszenie ilości pracy przy tej samej ilości pieniędzy jest oczywistym podniesieniem poziomu życia.
I wskazuje na ścisłe powiązanie pracy z pieniądzem. Jak się jakoś sztucznie ten efekt zaburza to następuje oderwanie ilości forsy od ilości pracy czyli do inflacji. Niezależnie czy infloduje praca czy pieniądz to skutek jest ten sam. Bieda. Rentier może sobie pozwolić na carpediem ze szklaneczką koniaku, bo żyje z zebranych zasobów. Jak inaczej niż gromadząc dobra pozwalające na siedzenie na dupie bez ponoszenia konsekwencji bezrobocia sobie na to pozwolić?
Cytat:No dobra, a ryby giną bez wody. Co to jednak ma wspólnego z tą wypowiedzią, którą cobras zacytował? Tam nie ma mowy o ludziach, którzy chcą pasożytować na państwie, tylko o ludziach, którzy szukają równowagi w życiu zawodowym i prywatnym, chcą pracować konieczne minimum uważając, że należy im się godziwa zapłata.
Chciałbym poznać twój rok myślenia, który doprowadził cię do utożsamienia równowagi w życiu zawodowym i prywatnym z menelstwem i pasożytnictwem społecznym.
No ja empatyczny jestem i sobie zadaję pytanie jak osiągnąć przedstawiony cel, czyli "mieć dużo a robić mało?"
No i wychodzi mi, że:
a) Trzeba dużo, dużo zapierdalać. Nabierać kupę forsy, pomnożyć i zostać rentierem.
b) Trzeba zebrać dużo ludzi i wymusić wprowadzenie zmian polegających na tym, że ja i ci zebrani dostaniemy ten hajs z jakiegoś źródła. Może to być zrzuta na Kickstarterze (mało prawdopodobna), może to być wymuszenie wysokiej pensji minimalnej, a jako, że to pomysł durny, bo doprowadzi do zwolnienia części zwolenników mój postulat popierających, to
c) Niech nam redystrybuują hajs bez jakichś wymyślnych progów i udziwnień. Jako, że nic z próżni się nie bierze, to musieli by zabrać pracującemu, czyli przy wysokim stopniu redystrybucji praca mi się nie opłaca, bo wtedy musiałbym zgodzić się na przerzucanie mojej własnej kasy z kieszeni do kieszeni i to z potrąceniem prowizji pośrednika. Magicznym więc sposobem praca osiągalny dla mnie i kolektywu mnie wspierającego przestaje się opłacać. Nikt z nas nie jest wysoko wykfalifikowanym pracownikiem, bo ci siłą rzeczy zarabiają dużo i nie zawracają sobie życi lataniem za kwotą wystarczającą do nicnierobienia. Oni chcą więcej. Musimy więc zarabiać mało albo wcale, żeby dysponować dużą ilością czasu i pieniądza jednocześnie. Jeżeli zwiększymy wysiłek i kwalifikacje to transfer będzie ucięty, bo wiadomo, że ktoś musi zarabiać, żeby brać mógł ktoś. Tak więc arkadyjski balans marzy się albo leniwym idiotom, albo leniwym cwaniakom. I jedno i drugie to rodzaj społecznego pasożyta.
Cytat:Szukanie kupców też wliczamy w zapierdalanie. Trzeba by obliczyć, ile każdy z nich ma na roboczogodzinę, wliczając w to wszystkie czynności okołozarobkowe. W każdym razie, zwiększanie wydajności produkcji to jest właśnie wynik działania lenistwa, czyli chęci pracowania mniej na każdą złotówkę.
Tyle, że inteligentne lenistwo prowadzi do maksymalizacji zysków i przynajmniej początkowego wymuszenia zwiększenia nakładów. Najczęściej nakładów pracy właśnie, bo skądś pieniądz trzeba wziąć i o losie najpierw trzeba go... zarobić. A potem pieniądz robi pieniądz o ile się go durnowato nie przepuści.
Cytat:Nie jest to również bajka o siedmiu krasnoludkach, którzy radośnie pracują w jakiejś kopalni, ale nic nie wiadomo o tym komu i za ile sprzedają urobek i jak właściwie królewna Śnieżka płaci za użytkowanie ich lokalu. W tym wypadku wkład królewny polegał chyba na utrzymywaniu krasnoludków w przekonaniu, że zajebiście jest pracować dla samej satysfakcji z pracy. Ja już z dwojga rodzaju pasożytów wolę tych twoich meneli niż królewny, bo meneli nikt nie przedstawia jako przykład cnót.
Tyle, że krasnoludki zapierdalały zanim im się Śnieżka objawiła. A i skoro mieli chatę ośmioosobową, prężnie działające konsorcjum, mieli nadwyżki zdolne utrzymać w zdrowiu i urodzie babsko w krasnalskim rozmiarze XXL i jeszcze starczało na zbytki od Czarownicy to chyba im się ten zapierdol opłacał. Nawet jeżeli Śnieżka to było pasozytnicze zwierzątko domowe, żerujące na boguduchawinnych przedsiębiorcach. Tylko w głowę zachodzę jakim cudem by im wmowiła, że muszą na nią zapierdalać kompletnie za friko? Może przenosiła takiego grzyba co robi z mrówek posłuszne Zombie? Może zmuszała ich przemocą? A może wykonywała dla nich pracę jakieś, a oni w zamian dawali jej wikt i opierunek? No nie wiem co Śnieżka mogła by innego im dać, ale ewidentnie jej magiczny wpływ typu "Make Zapierdol Great Again!", mi się ekonomicznie uzasadnić nie chce inaczej niż wymianą barterową usług.


A Zachód trzeba gonić produktywnością, ale nie przez bezmyślny zapierdol, a innowacje i zmiany w zarządzaniu. Bo to one zwiększają produktywność.