Adeptus napisał(a): Jeśli chodzi natomiast o książki, to podobały mi się pierwsze trzy tomy. Od "Boga Imperatora" proporcje "filozofowanie vs akcja" przechylają się coraz bardziej na stronę tego pierwszego, co gorsza filozofowanie staje się coraz bardziej mętne i pod koniec nie bardzo wiedziałem, co ja właściwie czytam. Może jestem zwyczajnie za głupi.Moje odczucie było takie, że po Bogu Imperatorze nie potrafiłem się w żaden sposób utożsamiać z bohaterami. O ile Paui i Leto II są transludźmi, to jednak targają nimi ludzkie emocje. Bohaterowie „Heretyków” zdają się maszynami realizującymi jakieś strategie. Dlatego mnie to nie wciągnęło.
Cytat:Lewica może mieć problem z "rasistowskim" motywem "Mightey Whitey" (kiedy "biały człowiek" przybywa do "tubylców" i okazuje się lepszy we wszystkim, nawet w tym, co jest ich specjalnością i zostaje ich wodzem/bohaterem)No ale przecież w książce ten trop zostaje „wywrócony na lewą stronę”. Paul staje się nie szlachetnym bohaterem, tylko kosmicznym Hitlerem. I nie dlatego, że jest szlachetny, tylko dlatego, że został tak on, jak i „szlachetni dzikusi” do tej roli wytresowani.
Cytat:(Bene Gesserit muszą sobie wyhodować faceta, który będzie potrafił wykonywać rzeczy, których one nie umieją, chcą zrobić z niego narzędzie, ale to on rozstawia je po kątach)Ale gdzie tutaj antyfeminizm? Jest to opowieść o niebesbiecznym eksperymencie, który wydziera się spod kontroli.
Natomiast czy Vladimira Harkonnena da się nazwać „gejem”, to bym polemizował.
