Żarłak napisał(a): Trochę obawiam się potknięcia w tym miejscu.Ale czemu. Przecież Bene Gesserit to są „waleczne kapłanki” (drugi człon jest tutaj wątpliwy, a nie pierwszy). To właśnie wizja Lyncha odbiega od tego, co jest w książce. Książkowe Bene Gesserit to dobrze wyszkolone wojowniczki (Jessica będąca tylko adeptką organizacji z łatwością spuszcza wpierdol Stilgarowi, który z łatwością spuści wpierdol dowolnemu Fremenowi ze swojej siczy, którzy to z łatwością spuszczą wpierdol elitarnym wojownikom Imperium). Ubierają się seksownie, ale lekko. Mają wyostrzone zmysły i superwytrenowane ciała. Bene Gesserit u Lyncha to jakieś dziwne łysole snujące się w ciężkich kiecach i stosujące jakieś czarodziejskie telepatyczne techniki.
Nawet jak Villeneuve się „potknie”, to i tak z deklaracji wynika, że pójdzie we właściwym kierunku.
Jeśli zaś chodzi w ogóle o temat „kobieta u Herberta”, to rzeczywiście jego wizje odbiegają od dzisiejszych genderowych standardów. Ale nie dlatego, że kobiety nie odgrywają znaczącej roli, lecz dlatego, że kobiety w Diunie spełniają role szarych eminencji, a nie ludzi na stołkach (to zresztą się potem zmienia).
Natomiast martwią mnie te pancerze. W uniwersum idea siłowej zbroi jest kluczowa i wyjaśnia, czemu ludzie walczą na noże i czemu tak ważnym jest w tym społeczeństwie szkolenie w sztukach walki. Więc nie wiem, jak te twory ze zdjęć (z nitami czy bez) będą się wpisywać w spójną wizję świata.
