Ale nieunikniony w takich dworskich despotiach. Tam najlepszą strategią jest mówienie szefowi to, co ten chce słyszeć. Co oznacza właśnie propagandę szefa, bo to jest to, co szef chciałby, żeby było prawdą. Podobna rzecz zapewne stała się na Białorusi - pogubienie Łukaszenki wskazuje, że on od dłuższego czasu słyszał tylko "gospodarka kwitnie, naród cię kocha".
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

