kmat napisał(a): Też. Ale jest bardziej prozaiczny mechanizm. Im zamożniejsze społeczeństwo, tym na wyższym szczeblu piramidy Masłowa operuje. Jak jest syf, to dominują potrzeby bezpieczeństwa, przynależności, etc. na których łatwo grać konserwie, czy wręcz reakcji. Jak jest dobrze to ludziom zaczynają się marzyć jakieś samorealizacje (czyli nieskrępowana konsumpcja ), co sprzyja nastrojom progresywnym, a gdy system nie nadąża, nawet rewolucyjnym. Nie jest przypadkiem, że w ciągu ostatnich 100 lat nastroje zamordystyczne i antyliberalne wybuchały chwilę po wielkich kryzysach gospodarczych, a różowe lata 70-te to czas prosperity i rozwoju.
Tu należy docenić inteligencję i ogarnięcie tej obecnej kontrrewolucji. Oni wiedzą, że ich idee najlepiej sprzedają się w syfie, więc najlepiej dla nich, aby prowadzić politykę sprzyjającą biedzie i dziadostwu. To też tak robią.
To się nazywa kulturą postmaterialną (https://pl.wikipedia.org/wiki/Postmaterializm). To też wszystko opiera się o współczesną gospodarkę i np. nie dziwota, że miasta laicyzują się znacznie szybciej od wsi, skoro model funkcjonowania w (szczególnie dużym) mieście w dużym stopniu uniezależnia od wsparcia płynącego od otoczenia, od rodziny, sąsiadów. Jest dużo mniejsze parcie na przyjęcie postawy konformistycznej, bo w wymiarze najważniejszym, a więc ekonomicznym, nie jesteś uzależniony od akceptacji otoczenia, na które jesteś skazany (to jest zresztą część tego lokalizmu, o którym pisze wyżej Inky) i nie musisz bawić się w te wszystkie rodzinno-religijne szopki, chadzać na msze i składać ofiarę, żeby twoje nazwisko jako ofiarodawcy przeczytał do wiadomości sąsiadów po mszy proboszcz. Liczą się twoje kompetencje, to czy jesteś dobrym pracownikiem. Koniec końców ta niezależność prowadzi do większej akceptacji różnorodności, której się też musisz nauczyć (akceptacji inności), żeby dobrze funkcjonować w środowisku wielkomiejskim. W tej różnorodności łatwiej też każdemu znaleźć grono osób sobie podobnych i nie jesteśmy w niej skazani na jedno, niezmienne otoczenie. Trybalizm jest raczej domeną tych lokalnych środowisk, które ze względów ekonomicznych duszą różnorodność (silna współzależność ludzi z tych środowisk skutkuje ich homogenizacją)), której niestandardowe potrzeby mogą ulec zaspokojeniu dopiero w sprzyjających środowiskach wielkomiejskich.
Inky napisał(a): Niemniej jednak to na dole, to nie jest żaden konserwatyzm, tylko lokalizm. I gdy obecnie mamy jeszcze czas tej wojny cywilizacyjnej 'lokalizm vs globalizm', tak sądzę, że ów lokalizm jest skazany na przegraną.
Dodałbym tylko, że ten globalizm należy też postrzegać w kontekście rynków zbytu i konsumpcji. Cały ten progresywizm i diversity sprzyjają powstawaniu różnych nisz na rynku, które zaspokajają najróżniejsze potrzeby, których ludzie nie muszą się wstydzić. Tłamszenie różnorodności (a ludzie dziś wręcz mają potrzeba zaznaczenia swojej odmienności, oryginalności) zdecydowanie nie działa na korzyść tych globalnych biznesów.
zefciu napisał(a): A jak to się udawało wszystkim innym Trumpom w historii od Absaloma po Kaczyńskiego? A skąd się wzięły baśniowe tropy króla z ludu, czy króla, który przebiera się za nędzarza i wychodzi na targ, żeby się dowiedzieć, czego ludowi potrzeba? Widać, że jest w Kowalskim gdzieś głęboko zakorzeniona potrzeba, żeby elity go dostrzegły i jest gotów jest Kowalski w imię tej potrzeby uchwycić się brzytwy.
Te potrzeby zresztą znajdują także zaspokojenie w wierze religijnej. Chrześcijaństwo jest tego dobrym przykładem.
All cognizing aims at "delivering a grip on the patterns that matter for the interactions that matter"
(Wszelkie poznanie ma na celu "uchwycenie wzorców mających znaczenie dla interakcji mających znaczenie")
Andy Clark
Moje miejsce na FB:
https://www.facebook.com/Postmoralno%C5%...1700366315
(Wszelkie poznanie ma na celu "uchwycenie wzorców mających znaczenie dla interakcji mających znaczenie")
Andy Clark
Moje miejsce na FB:
https://www.facebook.com/Postmoralno%C5%...1700366315

