Sofeicz napisał(a): No nie wiem. Taka mała Estonia dochrapała się tego, że 95% spraw administracyjnych załatwia się tam elektronicznie.Mieliśmy kiedyś z Gawainem krótką wymianę na podobny temat tutaj. Generalnie liczba urzędników i wydatki na nich są bliskie średnie europejskiej.
Czy to drogo czy tanio?
Gawain napisał(a): Ano choćby fakt, że platforma zarobiła na siebie tylko pełniąc podstawową funkcję, a po wyeksploatowaniu złóż dalej ma wartość eksploatacyjną, tyle, że już z innego źródła.Jakiego źródła? Jaką wartość, skoro nikt nie chce tego kupić za cenę chociaż zbliżoną do kosztów budowy?
Gawain napisał(a): Jak wyglądają dane o niesprzedawalności platform, bo szczerze powiedziawszy ich albo nie znam albo nie pamiętam. Zawsze znajduję info o przeniesieniu takiej platformy albo o ponownym wykorzystaniu w jakiś inny sposób.A jak wyglądają dane na temat ich sprzedawalności niczym tostów z objawieniami religijnymi? Gdyby platformy, które nie służą już swojemu pierwotnemu celowi, były tak lukratywne, to by nie stały opuszczone.
Gawain napisał(a): A to jest błąd w rozumowaniu. Przecież za stworzenie nakazów i zakazów odpowiada władza ustawodawcza i tutaj wielkość sejmu na ten przykład, nie jest poważnym kosztem w sensie obciążenia budżetu. Nawet lokalne przepisy i ich interpretacje nie są tu problemem, problemem jest kosztochłonność rozwiązań. Kosztochłonność zaś minimalizuje się poprzez ustanawianie jasnych i prostych przepisów o klarownej interpretacji. Całość dzisiejszych kosztów zezwoleń, obostrzeń i pierdyliarda wytycznych odnośnie budowy domumożna by zebrać w jeden krótki przepis mówiący o tym, że dom powinien znajdować się na działce nie mniejszej niż x m2, powinien spełniać warunki zabudowy określone w ustawie y, za prawidłowość wykonania odpowiada architekt i gość od ekspertyzy środowiskowej. Jeżeli dom spełnia warunki bycia w x% recyklingowalnym a oddziaływanie na środowisko jest pomijalne to żadnych zezwoleń, odrolnień itp. bzdur na budowę nie trzeba, wystarczy zgłoszenie i sprawdzenie na planach czy jest sens stawiać chatę. Zamiast odwiedzać kilka czy nawet kilkanaście urzędów i szukać kierowników robót, architektów oraz zbierać księgi bzdurnych papierów, wystarczy sprawdzenie czy można chałupę postawić czy nie. Przedstawić jak duża ma być, żeby sobie w urzędzie nanieśli ją na plany i szlus.By wybudować dom nie trzeba odwiedzać kilkunastu urzędów, tylko 1, a samo pozwolenie otrzymuje się na zgłoszenie. Być może trzeba jeszcze odwiedzić konserwatora, jeśli się buduje w strefie ochrony zabytków, i trzeba składać operaty wodnoprawne, jeśli nie ma kanalizacji, a chce się zrobić przydomową oczyszczalnię.
Stosów papierów też nie trzeba, tylko projekt budowlany i dziennik budowy.
Generalnie większość jest na plecach projektanta i co zaprojektuje, to będzie, podpisuje nawet deklarację, że projekt jest zgodny z przepisami i stanem wiedzy technicznej. Z grubsza więc jest tak, jakbyś chciał, by było
Problem w tym, że ochrona sąsiadów przed Tobą, ochrona środowiska, ochrona "krajobrazu", itp. wymaga czegoś więcej, niż ograniczenia proporcji między powierzchnią zabudowy, a powierzchnią działki.Gawain napisał(a): Dziwne rozumowanie. Zupełnie pomija fakt, że korupcja ściśle wiąże się z zależnością powiązania państwa i interesu interesariuszy. Korupcja jest tam gdzie jest możliwa do zaistnienia. Likwidując biurokrację, likwiduje się korupcję jaką ona generuje. Likwiduje się też szereg przepisów, które korumpowanie umożliwiały. Całkiem inna kwestia to istnienie egzekutywy odpowiedzialnej za regulacje i wykonywanie przepisów a całkiem inna czy owe przepisy są korupcjogenne i ogólnie rakotwórcze.To znowu jest postawienie sprawy na głowie. Owszem, brak przepisów i biurokracji likwiduje korupcję, ale to nie korupcja sama w sobie nas boli, tylko powody, dla których zachodzi - by łamać jakieś przepisy. Jeśli istnieje zakaz spuszczania chemikaliów do rzeki, a właściciel fabryki dał łapówkę instytucji, która to sprawdza, by przymknęła oko, to jest korupcja. Znieś zakaz i instytucję, to korupcji nie ma, ale są wszystkie pozostałe i najbardziej dotkliwe skutki tej korupcji - toksyczna rzeka.
Więc znowu - trzeba mieć sensowne prawo i sprawne instytucje, a nie brak przepisów i brak instytucji.
Gawain napisał(a): No tak, bo istnienie przepisów coś realnie zmienia.No to jak to jest - przepisy niczego realnie nie zmieniają, więc nie są dotkliwe, czy jednak coś regulują i skłaniają do korupcji? Chcesz zjeść ciastko i mieć ciastko.
Gawain napisał(a): A nie jest przypadkiem skorelowany z zamożnością społeczeństwa?Udział biurokracji w PKB? No pewnie jest - bardziej skomplikowana i "zagęszczona" struktura społeczeństwa wymaga do sprawnego działania więcej usług publicznych. Co w związku z tym? To jest ortogonalne do tematu. Bon moty powtarzane w tym wątku kazałyby wnioskować, że poziom korupcji powinien być w związku z tym większy, a jednak jest mniejszy.

