Gawain napisał(a): No z jednej strony to coś podobnego do ostracyzmu. Z drugiej jednak to nie jest to samo. Banicja i wykluczanie miały spełniać dość oczywiste role w społeczeństwie. Cancel culture zaś nie jest wygnaniem a "unieważnieniem" osoby, która raczy być inna. To taka forma wykorzystania konformizmu normatywnego. Nie jest się banitą tylko "nikim". To forma psychologicznego niszczenia a nie walki z czymś wrogim. Toż rośnie właśnie Bezosobowy
Wielki Brat, oparty na social mediach. I w tym właśnie jest problem. Bo w życiu można mieć peronalnie spokój, natomiast może trwać w mediach o zasięgu większym niż najbliższe otoczenie, kampania niszczenia oponenta. Z miejsca osoba atakowana staje się dla obcych ludzi kimś parszywym, naznaczona kainowym znamieniem i nie ma możliwości obrony przed taką pasywną agresją. To bardziej skomplikowany problem niż kiedyś. Globalna Wioska ma swoje wady.
Oczywiście, że Globalna Wioska ma swoje wady (i niewiele zalet), dlatego nie używam social mediów w ogóle. Ale szczerze, nie bardzo widzę różnicę między tradycyjnym ostracyzmem a tym, z czym mamy do czynienia dzisiaj. Różnica to metody - dzisiaj nikt nie jest fizycznie wydalony, nikogo nie pali się na stosie i nikt nie ląduje w więzieniu. Chciałbym poznać jakieś przykłady osób, które zostały "unieważnione" do tego stopnia, że nie mają możliwości funkcjonowania w życiu publicznym, tak jak to miało miejsce kiedyś.
Cytat:Mylisz dwie rzeczy, cancelowanie i otwartą walkę z wrogiem. Walka z herezją na przykład to nie canceling tylko pojedynek wartości. Walczy się z wrogimi poglądami i ludźmi, używa się otwartej agresji, natomiast kultura unieważniania to coś ala gówniarskie, podwórkowe kłotnie typu "nie słyszymy cię gnoju, jesteś chujem głupim. Coś ktoś mówił, czy to pierdy niedorozwoja? Trallalala, nikogo tu nie ma, my się z szują nie bawimy... Słyszałeś, że to zbok i zwyrodnialec? Gwałciciel, koniobijca i pedofil...?". I tak dalej, i tak dalej. Grunt, żeby ofiara miała wrażenie osaczenia i istnienia owego cancelowania. Na razie skuteczność jest średnia bo akcje typu #metoo, pokazują nie tylko brudne sprawki, ale też hipokryzję "poszkodowanych", więc nie ma totalnej solidarności co do wykluczeń a osoby cancelowane mogą znajdować wsparcie. Do czasu jednak. Taki Stalin był skuteczny jak mało kto w usuwaniu śladów po przeciwnikach.
Można powiedzieć, że ceną jaką płacą uczestnicy cyrku mediów społecznościowych jest wystawienie się na krytykę całego świata. Z jednej strony mają dostęp do wszystkich obserwujących i związane z tym ogromne korzyści materialne czy wizerunkowe a z drugiej strony jeden błąd może spowodować upadek w przepaść. Granica jest cienka gdyż nie wiadomo co danego dnia rozjuszy fejsbukową/twitterową czy instagramową publiczność. Tyle, że w rzeczywistości tak do końca nie jest: ilu celebrytów wypisywało przeróżne głupoty w mediach, później przepraszało, kasowało wpis, ludzie zapominali i świat toczył się dalej. Nie widzę tych ofiar i męczenników o których wspomniałeś.