Gawain napisał(a):znaLezczyni napisał(a):Możesz sobie wyrobić zdanie na temat tego, czy warto oglądać albo czego możesz od serialu oczekiwać. Nie jesteś jednak w stanie ocenić go bez oglądania.
No logiczne. Skoro nie żyłeś w Średniowieczu to nie wiesz czy warto by było. Skoro realnego socjalizmu na własne oczy nie widziałeś to nie jesteś w stanie właściwie go ocenić. Skoro nie bierzesz udziału w eksperymentach to żadnej oceny ich skutków oceny dokonać nie możesz... Jak mnie irytują kategoryczne stwierdzenia, że do oceny potrzebna jest obecność przy wydarzeniu. Na podstawie tylko otoczenia wokół zdarzenia da się wywnioskować i ocenić jego skutki, cele i efekty powstania. Gdyby Twoje stwierdzenie było prawdą to ani nie dałoby się mówić o moralności, o rozwoju nauki i wyższości sztuki takiej nad siaką. Osobiste doświadczanie wręcz przeciwnie, zaburza ocenę w większości przypadków. Dlatego to najgorsze szmiry mają najwięcej odcinków i statystycznie najczęściej produkują grupę wiernych fanów, którzy nie są zaangażowani w rozwój "franczyzy" jednak bezwzględnie przestrzegają a to godzin emisji odcinków, a to rytuałów prowadzących do powstania uzależnienia. Stąd Brook i Rich razem z Maciusiem i Bożenką święcą tryumfy i wcale nie trzeba obejrzeć wszystkich tysięcy odcinków, aby wiedzieć, że to chała.
Podałeś skrajne przypadki oper mydlanych (i to nie najwyższych lotów). Normalnym serialom daje się szansę, myślę że tak z pięć odcinków. Tak przynajmniej było w moim przypadku z "The Expanse", gdybym sugerował się pierwszymi dwoma-trzema odcinkami (albo, o zgrozo, jednym) ominęłaby mnie najlepsza space-opera, jaką w życiu widziałem.
"Squid Game" akurat ma póki co tylko jedną serię, w której odcinków wiele nie ma, więc można by w sumie dociągnąć go do końca w celu oceny, no chyba że ktoś nie jest kinomanem i serialomanem, tak jak ja, to rozumiem, że nie musi wszystkiego oceniać dokładniej.
Dragula napisał(a):Po prostu nie jest to ponadprzeciętny serial, stąd nie rozumiem jego popularności.
A w czym się przejawia ta trudność w zrozumieniu?
Po prostu duża grupa osób uważa go za serial lepszy od przeciętnej. Ty nie. To nie jest fizyka kwantowa czy iloraz różnicowy.
Bert04 napisał(a):Jaka "egzotyka". Korea jest ostatnio modna, Parasite nie jest dziełem odosobnionym ale wypłynął na fali tamtejszych produkcji. A Netflix i w ten kierunek zainwestował (z lepszym efektem IMHO, niż te parę polskich seriali, które uskutecznili). Dla mnie swego czasu The Host było spotkaniem z koreańską kinematografią, ale potem był Train to Busan, Battelship Island. A co do reszty Azji, to jest jeszcze Internal Affairs, jest The Raid.
Tak naprawdę Azja stała się na dobre popularna pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy to w Europie zaczął święcić tryumfy "Ringu" i jego kolejne części i wersje, a co za tym idzie cała grupa japońskich, koreańskich, filipińskich i tajskich horrorów i thrillerów, co w zasadzie trwa do dzisiaj. Celowo pomijam "Godzillę" i inne tego typu wynalazki z Japonii, czy kino karate, które w Polsce popularne są od dawna.
I choose not to choose life. I choose something else - Ewan McGregor
Niedostępny na forum. KONTAKT PRZEZ GG LUB MAIL
Niedostępny na forum. KONTAKT PRZEZ GG LUB MAIL


