Mustafa Mond napisał(a): Wybacz omyłkowe cytowanie. Już poprawiłem.
Spoko.
zefciu napisał(a): Jeśli chodzi o moje wrażenia:
- Bardzo mi się podobały pewne smaczki związane z tłumaczeniem książki na język filmu. Np. sposób, w jaki pokazano, że Thufir Hawat jest mentatem – krótka scenka, ale zastępująca tonę ekspozycyjnego gadania.
Na tym polega dobrze napisany i zrobiony film. Szanuje się inteligencję widza i daje mu możliwość samodzielnej interpretacji. Też mnie te elementy podeszły, bo raz że zdradzają jak kompetentni ludzie to robili, a dwa to ile mieli swobody. Osoby niezaznajomione mają możliwość wejścia w historię i jej tło z marszu bez szturchania kogoś łokciem i pytania o co chodzi, a ci którzy wiedzą o co chodzi, nie dostają z liścia w twarz przez produkcję bzdurnych dialogów jak z guwnianego horroru.
zefciu napisał(a):DziadBorowy napisał(a): Ale gdyby nie oddał Arrakis Atrydom w "dzierżawę" to w ogóle nie było by przecież takiego ryzyka.W sumie tak. Ale nie o Arrakis chodzi, a o potencjał rodu do zjednywania sobie sojuszników. Harkonnenowie mieli Diunę przez lata i nawet nie zorientowali się ilu jest Fremenów.
A to nie Bene G. odpowiadały za takie pokierowanie wydarzeniami, że Atrydzi otrzymali Diunę we władanie?
kmat napisał(a):pilaster napisał(a): Wyłania się pewien uniwersalny przepis na sukces kinowy. Mając świetny materiał literacki, wystarczy go po prostu wiernie, z szacunkiem dla oryginału i autora, przedstawić na ekranie, bez robienia jakiś udziwnień na siłę.Wężykiem. Dlatego Diuna Lyncha była, no cóż, tym czym była, a miniserial się broni. W sumie w LOTR, w rzadkich sytuacjach, gdy kmatowi zgrzytały zęby, były to właśnie udziwnienia, typu Legolas na deskorolce z tarczy, czy biegający po mamucie, albo scena ubicia wodza orków w bitwie pod Minas Tirith.
Co się tobie nie podoba w tej scenie? Tak przy okazji, ostatnio wyszło na jaw, że jeden z orków (i to chyba właśnie Ten Ork) został wypreparowany przez artystów tak, aby przypominał niesławnego Harveya Weinsteina. LotR jest nasiąknięte poczuciem humoru reżysera.
Nie wiem na ile robienie z tarczy deskorolki, ale biorąc pod uwagę, że P.J. sam pojawia się w jednej ze scen, to ten zjazd na tarczy, pasowałby do puszczania okiem do widza. Inna sprawa na ile udane te zabiegi były. Scena z Olifantem średnio wyszła, ale ta z tarczą wg mnie bardzo fajna. LotR jest jakie jest, a w sumie to bardzo dobre, też właśnie dzięki przełamywaniu czwartej ściany.
A nawiązując do Diuny, to porównując reżyserów, widać że podążają oni w różnych kierunkach ale otrzymując równie dobre rezultaty. Obaj szanują artyzm, stworzyli dzieła z bohaterami heroicznymi, ale P.J. bardziej nastawiony jest na rozrywkowe podejście do kreacji, a D.V. jednak woli pozostać spójny w malowaniu artystycznych obrazów, stonowanych i refleksyjnych, tak aby użytym minimalizmem jeszcze bardziej ugodzić samo jądro emocji widza.
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu rzeczy
“What warrior is it?”
“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”
.


