Wydaje mi się, że użytkownicy tego forum byli na zupełnie innym seansie niż ja byłem. Po lekturze paru wątków na forum Filmwebu tylko się w tym utwierdzam. Główna linia podziału wielkie arcydzieło/mdła wydmuszka przebiega na znajomości uniwersum. Widać, że to tworzył miłośnik książek dla miłośników książek, a laicy się w tym gubią.
Budowanie świata
Diuna to skomplikowane uniwersum. Błędem starej Diuny w jego budowaniu było zastąpienie pokazania gadającą głową. Villeneuve mając wybór między opowiedzeniem a pokazaniem nie wybrał nic. Przykłady:
1. Widzimy jakąś grubą kopię Morgana Freemana która pokazuje białka oczu do jakichś obliczeń finansowych. Czemu on wywrócił oczy? Czy zna jakieś sekretne techniki obliczeniowe? Czy inni też tak potrafią? W filmie chyba nie pada nawet słowo "mentat", więc laik będzie traktował tą postać jako jednostkowy przykład geniusza.
2. Postacie walczą na noże i miecze. OK, wyraźnie wytłumaczono że te tarcze energetyczne zatrzymują pociski. No ale chyba nie powstrzymują przeciążeń od wybuchów, co nie? Dlaczego nie strzelają do siebie pociskami rakietowymi i granatnikami? Przecież ta broń istnieje, rażą z niej pojazdy.
3. Gdzie są komputery? Jedyna elektronika jaką widzimy to kontrolki thoptera. Wiemy, że mają zaawansowaną technologię, bo mają lewitujące urządzenia i podróże międzygwiezdne. Ja wiem, że ludzkość stoczyła wojnę z AI i dlatego tego nie rozwijają, ale również nie pada o tym słowo w filmie.
4. Dlaczego nie terraformowano planety? Bo wydobycie przyprawy ważniejsze. No dobra, czyli widz się domyśla że po terraformowaniu nie byłoby przyprawy. No ale przynajmniej mogli wytępić czerwie, skoro tak przeszkadzają w wydobyciu prawda? Czemu oni są tacy głupi?
5. Co jedzą owady, czerwie pustyni i myszoskoczki? Jedyną widoczną wegetacją były palmy w mieście, z tego co pamiętam.
6. Dlaczego nagle znikąd imperator zapragnął osłabić ród Atrydów? Skąd mamy wiedzieć, że stali się zbyt potężni? Ja wiem że w książkach jest epicka intryga między rodami jak w Grze o Tron. Tylko że serial Gra o Tron był w stanie to pokazać, a nowy film Diuna nie. Rozumiem, że to decyzja artystyczna, bo ciężko w krótkim filmie pokazać zawiłości wielkiej polityki. Jednak ten brak widać też tutaj: czytelnicy książek dyskutują o mechanizmach działania świata i motywacjach wielkich tego uniwersum. Laikom po filmie nie zostaje nic.
Budowanie postaci
Relacje między postaciami, ich motywacje są zarysowane w szczątkowej formie. Widać emocje na twarzach i w grze aktorskiej, ale nie idzie ich zrozumieć. Czytelnicy książek docenią te subtelności, bo spędzili dużo czasu na poznawaniu tych bohaterów w wersji pisanej. Widzowie nie spędzali z nimi czasu i ich osobiste tragedie ich nie obchodzą. Przykłady:
1. Relacja między Duncanem a Paulem. Przytulili się, muszą się lubić. Zawsze formalny Paul, nawet wobec rodziców, nagle staje się jowialny w jego obecności. Tylko, że ta relacja wydaje się sztuczna i niewiarygodna. Jak to zrobić lepiej? Zamiast pokazywać ich przywitanie, powinni pokazać wspólnie wykonywaną aktywność. Duncan mógł spokojnie uczyć Paula walki na noże, tak abyśmy go polubili. Mógł go uczyć latać, czy choćby być powiernikiem jego tajemnic. Przywitanie obu bohaterów mogło otrzymać więcej uwagi. W Terminatorze zrobili to dobrze, widać w tym siłowaniu wspólną historię. Miś w Diunie natomiast jest równie bez emocji jak całowanie się z Breżniewem. Wreszcie, śmierć Duncana. Jest pokazana w podobnie beznamiętny sposób. On nie miał wątpliwości, on się nie zmagał. Jego poświęcenie jest równie oczywiste jak śmierć mrówki w obronie gniazda. O ile lepiej wygląda podobna śmierć postaci drugoplanowej, Haldira, w Dwóch Wieżach!
2. Motywacje i sny Paula. Do momentu kłótni z matką w namocie, nie wiadomo o co mu chodzi: o strach przed przeznaczeniem (czytelnicy książek pewnie wiedzą). W Lynchu, pewnie wzorem książki, słyszymy myśli bohatera. Inne wersje to pamiętnik, szczera rozmowa z rodzicami, albo przyjaciel. Netflix pewnie wrzuciłby tutaj postać "czarnego geja", w Diunie mógł nim być Duncan. Dopiero pod koniec filmu zaczynami widzieć w nim zagubione dziecko. Natomiast na czym polega jego finałowa walka z Fremenem? Mnóstwo widzów nie zajarzyło (ja też nie), że on mu się przewijał w wizjach i miał jego przyjacielem i mentorem. Dlatego walka z nim i zabicie niosło ogromny ładunek emocjonalny. Tylko że ponownie, dla czytelników książek. Dla reszty to jakiś narwany dzikus i dobrze że umarł.
3. Relacje Paula z rodziną. Dopiero wideo recenzja uświadomiła mi, że kiedy matka drze ryja przed drzwiami podczas sceny z pudełkiem, robi to ze strachu o syna. Jak tu widziałem że nie potrafi sobie poradzić z magią czynioną przez zamaskowaną wiedźmę. Relacja z ojcem, aż nazbyt formalna. Na cmentarzu on nam mówi, że kocha syna. Ale co innego powiedzieć, a co innego pokazać. Tej miłości nie czuć, a próba otrucia barona ponownie nie budzi odpowiednich emocji u widza nie-czytelnika. Założę się, że łezkę na jego twarzy widoczną podczas umierania dodano w postprodukcji, bo jego śmierć była za mało dramatyczna. Również powiedzenie o dziadku który to zginął podczas walki z bykami. Pokazywanie figurki i głowy byka nie wzbudzi takich emocji, jak filmowa scena. Wtedy można by pokazać, jakie relacje łączyły dziadka z Leto. Ale ponownie, zaprzepaszczono okazję na wzbudzenie emocji u laika.
4. Pokazanie Harkonnenów. Widzimy tylko dwóch, barona i postać graną przez Dave'a Bautistę. Służą oni za kolejnych generycznych złych którzy knują i atakują znienacka bo to robią generyczni źli. W filmie Lyncha widać było głębię ich zepsucia, kiedy baron odkorkował ofiarze serce i cieszył się jej cierpieniem, najpewniej również śmiercią. Widać było ich chore relacje rodzinne, kiedy Feyd Rautha patrzy z przerażeniem na poczynania barona, ale uśmiecha się gdy baron patrzy. W Diunie temu celowi służył groteskowy pająkowaty stwór, ale laik jak ja zupełnie nie wie skąd on się wziął, czym był i co miał oznaczać.
5. Pokazanie gorąca. Raz mówią, w stopniach Celsjusza, jak tam gorąco, powietrze drży. A jednak pustynia w Diunie jest zimna. Nie widzimy zmęczęnia, potu, udaru u ludzi tam żyjących. W żaden sposób widz nie czuje tego skwaru, bo on nie jest pokazany.
Estetyka
O ile poprzednie grzechy są obiektywnymi naruszeniami prawideł sztuki filmowej, ten fragment jest zupełnie subietywny. Muzyka jest nijaka. Fani uniwersum polubili ją chyba, bo jest z tego uniwersum, a nie dlatego że jest taka cudowna. Dość jednostajne zawodzenia quazi-arabskie z dubstepowymi wstawkami w stylu Transformersów nie pozwalają mi się zanucić ani nawet przypomnieć. Po filimie Lyncha parę razu puszczałem sobie dla przyjemności muzykę z tamtego filmu. Po Diunie Villeneuve nie mam takiej ochoty. Podobnie wnętrza: puste ciemne. Nic w nich nie widać, a kiedy jest światło, i tak nie ma na co patrzeć. Ten świat jest pięknym, martwym obrazem, sprawia wrażenie pustego. Przez co widzowie tacy jak ja, nie są w stanie wniknąć w ten świat i poczuć się w nim wiarygodnie. Paradoksalnie, jedyny wiarygodny i namacalny lud to... Fremeni! Ujrzeliśmy fragment ich specyficznej kultury przy zapinaniu butów na krzyż, przy pluciu na powitanie, przy parzeniu kawy. Tylko przy tej frakcji poczułem że to naprawdę są ludzie, a nie formalne pomniki, jak przedstawiciele rodów.
Mój werdykt? To całkiem niezły film, ale ten diament ma mnóstwo rys. Jest ucztą artystyczną i ciągłym puszczaniem oczka do czytelników Herberta, ale osoba nowa w uniwersum i próbująca utożsamiać się z postaciami nie ma tu czego szukać. Ten film odniesie sukces finansowy jak Avatar, ale to głównie za sprawą wiernych czytelników., bo sam w sobie wiernego fandomu nie wytworzy. Nadzieja w tym, że "To dopiero początek". My, laicy, być może dostaniemy szanse polubić się z postaciami i w nie uwierzyc (bo jak pisałem, Fremeni byli jedynymi wiarygodnymi postaciami), a młody Paul będzie miał okazję podczas wymiany doświadczeń z tymi dzikusami wyjaśnić nam zasady funkcjonowania świata.
Budowanie świata
Diuna to skomplikowane uniwersum. Błędem starej Diuny w jego budowaniu było zastąpienie pokazania gadającą głową. Villeneuve mając wybór między opowiedzeniem a pokazaniem nie wybrał nic. Przykłady:
1. Widzimy jakąś grubą kopię Morgana Freemana która pokazuje białka oczu do jakichś obliczeń finansowych. Czemu on wywrócił oczy? Czy zna jakieś sekretne techniki obliczeniowe? Czy inni też tak potrafią? W filmie chyba nie pada nawet słowo "mentat", więc laik będzie traktował tą postać jako jednostkowy przykład geniusza.
2. Postacie walczą na noże i miecze. OK, wyraźnie wytłumaczono że te tarcze energetyczne zatrzymują pociski. No ale chyba nie powstrzymują przeciążeń od wybuchów, co nie? Dlaczego nie strzelają do siebie pociskami rakietowymi i granatnikami? Przecież ta broń istnieje, rażą z niej pojazdy.
3. Gdzie są komputery? Jedyna elektronika jaką widzimy to kontrolki thoptera. Wiemy, że mają zaawansowaną technologię, bo mają lewitujące urządzenia i podróże międzygwiezdne. Ja wiem, że ludzkość stoczyła wojnę z AI i dlatego tego nie rozwijają, ale również nie pada o tym słowo w filmie.
4. Dlaczego nie terraformowano planety? Bo wydobycie przyprawy ważniejsze. No dobra, czyli widz się domyśla że po terraformowaniu nie byłoby przyprawy. No ale przynajmniej mogli wytępić czerwie, skoro tak przeszkadzają w wydobyciu prawda? Czemu oni są tacy głupi?
5. Co jedzą owady, czerwie pustyni i myszoskoczki? Jedyną widoczną wegetacją były palmy w mieście, z tego co pamiętam.
6. Dlaczego nagle znikąd imperator zapragnął osłabić ród Atrydów? Skąd mamy wiedzieć, że stali się zbyt potężni? Ja wiem że w książkach jest epicka intryga między rodami jak w Grze o Tron. Tylko że serial Gra o Tron był w stanie to pokazać, a nowy film Diuna nie. Rozumiem, że to decyzja artystyczna, bo ciężko w krótkim filmie pokazać zawiłości wielkiej polityki. Jednak ten brak widać też tutaj: czytelnicy książek dyskutują o mechanizmach działania świata i motywacjach wielkich tego uniwersum. Laikom po filmie nie zostaje nic.
Budowanie postaci
Relacje między postaciami, ich motywacje są zarysowane w szczątkowej formie. Widać emocje na twarzach i w grze aktorskiej, ale nie idzie ich zrozumieć. Czytelnicy książek docenią te subtelności, bo spędzili dużo czasu na poznawaniu tych bohaterów w wersji pisanej. Widzowie nie spędzali z nimi czasu i ich osobiste tragedie ich nie obchodzą. Przykłady:
1. Relacja między Duncanem a Paulem. Przytulili się, muszą się lubić. Zawsze formalny Paul, nawet wobec rodziców, nagle staje się jowialny w jego obecności. Tylko, że ta relacja wydaje się sztuczna i niewiarygodna. Jak to zrobić lepiej? Zamiast pokazywać ich przywitanie, powinni pokazać wspólnie wykonywaną aktywność. Duncan mógł spokojnie uczyć Paula walki na noże, tak abyśmy go polubili. Mógł go uczyć latać, czy choćby być powiernikiem jego tajemnic. Przywitanie obu bohaterów mogło otrzymać więcej uwagi. W Terminatorze zrobili to dobrze, widać w tym siłowaniu wspólną historię. Miś w Diunie natomiast jest równie bez emocji jak całowanie się z Breżniewem. Wreszcie, śmierć Duncana. Jest pokazana w podobnie beznamiętny sposób. On nie miał wątpliwości, on się nie zmagał. Jego poświęcenie jest równie oczywiste jak śmierć mrówki w obronie gniazda. O ile lepiej wygląda podobna śmierć postaci drugoplanowej, Haldira, w Dwóch Wieżach!
2. Motywacje i sny Paula. Do momentu kłótni z matką w namocie, nie wiadomo o co mu chodzi: o strach przed przeznaczeniem (czytelnicy książek pewnie wiedzą). W Lynchu, pewnie wzorem książki, słyszymy myśli bohatera. Inne wersje to pamiętnik, szczera rozmowa z rodzicami, albo przyjaciel. Netflix pewnie wrzuciłby tutaj postać "czarnego geja", w Diunie mógł nim być Duncan. Dopiero pod koniec filmu zaczynami widzieć w nim zagubione dziecko. Natomiast na czym polega jego finałowa walka z Fremenem? Mnóstwo widzów nie zajarzyło (ja też nie), że on mu się przewijał w wizjach i miał jego przyjacielem i mentorem. Dlatego walka z nim i zabicie niosło ogromny ładunek emocjonalny. Tylko że ponownie, dla czytelników książek. Dla reszty to jakiś narwany dzikus i dobrze że umarł.
3. Relacje Paula z rodziną. Dopiero wideo recenzja uświadomiła mi, że kiedy matka drze ryja przed drzwiami podczas sceny z pudełkiem, robi to ze strachu o syna. Jak tu widziałem że nie potrafi sobie poradzić z magią czynioną przez zamaskowaną wiedźmę. Relacja z ojcem, aż nazbyt formalna. Na cmentarzu on nam mówi, że kocha syna. Ale co innego powiedzieć, a co innego pokazać. Tej miłości nie czuć, a próba otrucia barona ponownie nie budzi odpowiednich emocji u widza nie-czytelnika. Założę się, że łezkę na jego twarzy widoczną podczas umierania dodano w postprodukcji, bo jego śmierć była za mało dramatyczna. Również powiedzenie o dziadku który to zginął podczas walki z bykami. Pokazywanie figurki i głowy byka nie wzbudzi takich emocji, jak filmowa scena. Wtedy można by pokazać, jakie relacje łączyły dziadka z Leto. Ale ponownie, zaprzepaszczono okazję na wzbudzenie emocji u laika.
4. Pokazanie Harkonnenów. Widzimy tylko dwóch, barona i postać graną przez Dave'a Bautistę. Służą oni za kolejnych generycznych złych którzy knują i atakują znienacka bo to robią generyczni źli. W filmie Lyncha widać było głębię ich zepsucia, kiedy baron odkorkował ofiarze serce i cieszył się jej cierpieniem, najpewniej również śmiercią. Widać było ich chore relacje rodzinne, kiedy Feyd Rautha patrzy z przerażeniem na poczynania barona, ale uśmiecha się gdy baron patrzy. W Diunie temu celowi służył groteskowy pająkowaty stwór, ale laik jak ja zupełnie nie wie skąd on się wziął, czym był i co miał oznaczać.
5. Pokazanie gorąca. Raz mówią, w stopniach Celsjusza, jak tam gorąco, powietrze drży. A jednak pustynia w Diunie jest zimna. Nie widzimy zmęczęnia, potu, udaru u ludzi tam żyjących. W żaden sposób widz nie czuje tego skwaru, bo on nie jest pokazany.
Estetyka
O ile poprzednie grzechy są obiektywnymi naruszeniami prawideł sztuki filmowej, ten fragment jest zupełnie subietywny. Muzyka jest nijaka. Fani uniwersum polubili ją chyba, bo jest z tego uniwersum, a nie dlatego że jest taka cudowna. Dość jednostajne zawodzenia quazi-arabskie z dubstepowymi wstawkami w stylu Transformersów nie pozwalają mi się zanucić ani nawet przypomnieć. Po filimie Lyncha parę razu puszczałem sobie dla przyjemności muzykę z tamtego filmu. Po Diunie Villeneuve nie mam takiej ochoty. Podobnie wnętrza: puste ciemne. Nic w nich nie widać, a kiedy jest światło, i tak nie ma na co patrzeć. Ten świat jest pięknym, martwym obrazem, sprawia wrażenie pustego. Przez co widzowie tacy jak ja, nie są w stanie wniknąć w ten świat i poczuć się w nim wiarygodnie. Paradoksalnie, jedyny wiarygodny i namacalny lud to... Fremeni! Ujrzeliśmy fragment ich specyficznej kultury przy zapinaniu butów na krzyż, przy pluciu na powitanie, przy parzeniu kawy. Tylko przy tej frakcji poczułem że to naprawdę są ludzie, a nie formalne pomniki, jak przedstawiciele rodów.
Mój werdykt? To całkiem niezły film, ale ten diament ma mnóstwo rys. Jest ucztą artystyczną i ciągłym puszczaniem oczka do czytelników Herberta, ale osoba nowa w uniwersum i próbująca utożsamiać się z postaciami nie ma tu czego szukać. Ten film odniesie sukces finansowy jak Avatar, ale to głównie za sprawą wiernych czytelników., bo sam w sobie wiernego fandomu nie wytworzy. Nadzieja w tym, że "To dopiero początek". My, laicy, być może dostaniemy szanse polubić się z postaciami i w nie uwierzyc (bo jak pisałem, Fremeni byli jedynymi wiarygodnymi postaciami), a młody Paul będzie miał okazję podczas wymiany doświadczeń z tymi dzikusami wyjaśnić nam zasady funkcjonowania świata.

