E.T. napisał(a): Po pierwsze, w filozofii wciąż te dwie odpowiedzi są w obiegu, jednocześnie nie wiążąc się z nieodłącznie z religijnością. Religię i filozofię jednak dzieli więcej, niż tylko odpowiedź na pytanie o Absolut. A między religią a filozofią ateistyczną jest jednak tylko o jedną różnicę więcej, niż między religią a filozofią nie-ateistyczną.
Po drugie, warto by było jednak rozwinąć, co ma oznaczać to "wpisanie w naturę ludzką"? W jaki sposób wpisane? Jaki mechanizm tu działa? Uprasza się o wyjaśnienie. Bez tego mamy do czynienia z hipostazowaniem owej "religijności".
Po trzecie, jest w tym, co napisałeś, takie wygodne dobieranie skali i kryterium: okcydent i orient oraz dominacja lub nie. Skalę można zmniejszyć, zobaczyć jak w konkretnych np. państwach lub środowiskach dominuje religijność lub jej brak. Wreszcie pojawia się pytanie o tą część niereligijną- czy to są ludzie, czy nie ludzie? I znowu: co miałoby oznaczać to "wpisanie w naturę"?
Po czwarte, mówisz o dominujących trendach kulturowych w kategoriach ludzkiego wyboru, chociaż zakładanie podmiotowości w tej skali jest mocno wątpliwe. Czy chcesz powiedzieć, że ludzie wybrali, bo potrzebowali? Jak się to ma wobec tego, co piszę o skłonnościach ludzkich, które wymykają się świadomej kontroli (także na ludzką szkodę)?
Po piąte jeszcze, w kontekście Twojej tezy i jej uzasadnienia jeszcze istotniejsza staje się wątpliwość, którą podnosił Zefciu. I znowu postawić można zarzut hipostazowania. Co innego wskazać zestaw skłonności ludzkich jako źródło konkretnych zjawisk, które nazywamy religią, a co innego mówić o pisaniu religijności w ludzką naturę. W tym stwierdzeniu pojawia się nie tylko postulat istnienia czegoś takiego, jak religijność, a więc jakiegoś określonego w swej naturze i wyróżnionego fenomenu (pytanie znów: jaka jest użyteczność tego wyróżnienia i jej granice?), ale także postulat natury ludzkiej (i wątpliwości, jakie podnosiłem, a także więcej, bo np. o ile obecność i siła różnych skłonności może być wśród ludzi zróżnicowana, to czy owa "natura ludzka" może być zmienna?).
Po szóste, co nam to stwierdzenie o wpisaniu religijności w naturę ludzką pozwala zrozumieć, jaką ma moc predykcyjną, jaki zakres zastosowania, a więc użyteczność?
Ad 1: Jakie to są istotne różnice, dzielące pytania czy inne ważne kwestie? Nie zapominaj o tym, żeby wychylić się poza nasz europejski post-sokratejski grajdołek tak żeby pasowało to dla niteistycznych religio-filozofii orientu. Pytamy o naturę ludzką, nie o naturę Kultury Białego Człowieka. (ironia)
Ad 2: Nie miałem ambicji na stawianie wyjaśnień, które rozwiązałyby 2000 lat sporów filozoficzno religijnych. Porównując to z ruchem drogowym, opisuję jazdę samochodu bez wnikania w pracę świec zapłonowych. Opisuję zjawisko, nie przyczyny.
Ad 3: Jeżeli znasz jakąś inną kulturę, w której istnieje alternatywa między religijnością a jej brakiem, to się nie krępuj. Wydaje mi się, że właśnie porównanie tych dwóch wielkich kręgów kulturowych ma sens, natomiast analizowanie kultury mezoameryki czy oceanii prekolonialnej tylko by przeważyło szalę na korzyść "pro-religio".
Jedyne, co rzeczywiście należałoby rozszerzyć, to ramy czasowe. Omawiałem kwestie rozwoju systemów religijnych w okolicy przełomu er. I wyszło mi, że w tamtych czasach istotnie religia przeważyła. Natomiast można się spytać, czy jest to część niezbywalna natury ludzkiej, czy też pewien etap rozwoju kultury. Inaczej mówiąc, zamiast pytania, czy religia JEST częścią natury można się spytać, czy nią BYŁA.
Ad 4: Nie bawię się w analizę przyczyn, tylko skutków. Psychologizowanie ma sens, jeżeli analizujesz zachowanie jednostki, ale ja tu mówię o skali społeczeństw. A Twoja teza o działaniu na własną szkodę może dotyczyć każdego wyboru, także odrzucenia religii. Jedyne, co można ostrożnie stwierdzić to owszem. Jeżeli ludzie wybierają religijność (w obliczu możliwości wyboru), to widocznie spełnia to jakiejś ich potrzeby. Jeżeli odrzucają na korzyść ateizmu, to widocznie ateizm (lub jakieś inne warianty nie-religijności) spełnia ich potrzeby lepiej.
Ad 5: Hmmm... na potrzeby tego wątku chyba wystarczy dychotomia "natura vs kultura". Albo religia jest częścią natury ludzkiej, wpisana jego wewnętrzne potrzeby i niezależnie od zewnętrznych czynników, pozostaje trwale. Może być tłumiona i zwalczana, ale kiedyś i tak wyjdzie na światło dzienne. Albo wprost przeciwnie, jest częścią kultury i jako taka może być w pewnym momencie usunięta.
To chyba jest lepsze zawężenie tematu, niż operowanie religijnymi pojęciami natury i naturalności. Nie sądzisz?
Ad 6: Patrz uwaga do Ad 3. Są dwie możliwości: Albo Terlikowski ma rację, a obecne tendencje antyreligijne są tylko jakąś fazą przejściową, odchyłem od normy, momentem przesilenia. I zamiast ostatecznego zwycięstwa bezbożności nastąpi jakiś nawrót na kształt cywilizacji Diuny. Albo też, jak opisywałem wyżej pod Ad 5, podlega takim samym prawom jak inne części kultury i w pewnym momencie może odejść w przeszłość.
Ja sam nie mam wyrobionego zdania, chociaż jako wierzący powinienem się oczywiście skłaniać do tego pierwszego. No ale ja już zawsze byłem takim "wierzącym wątpiącym", więc pewności po prostu nie mam. A ty?
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

