Dyskusja przeszła przez parę różnych wątków, nie wiem, czy teraz jeszcze się wbiję, ale spróbuję:
Istnieje teza, że skuteczność techniczna kultur jest powiązana z ich wyznawanym systemem religijno-ideologicznym. Albo, jak twierdził pilaster*, że nasza kultura Okcydentu, ten specyficzny miks hellenizmu i semityzmu wytwrorzony na gruzach imperium rzymskiego (zachodniego) doprowadził nie bez przypadku do wybuchu rewolucji technologicznej i ideologicznej. To, że buddyści tybetańscy nie wytworzyli techniki zdolnej się oprzeć zamordystycznym chińczykom pasuje tu tak samo jak to, że tzw. Tygrysy Wschodu, czyli państwa przejmujące zachodnie wzorce, dobijają do pewnego pułapu rozwoju i się na nim zatrzymują.
Uwaga, powtarzam tylko tę tezę, bo, podobnie jak dużo innych tez, jest ona bardzo wrażliwa na zakres definicji. Widzę w niej pewne rozwinięcie tez Webbera, jakoby państwa protestanckie były per se bardziej rozwinięte od katolickich, wszystko zależy od zakresu czasu i definicji. Niemniej jakaś wymiana między cywilizacją techniczną a kulturową istnieje, nie bez powodu niektóre kultury tkwią w pewnych schematach przez stulecia, a inne startując z niższych poziomów przeganiają konkurencję.
*jeden ze stałych bywalców tego forum kiedyś, trochę tematów po nim zostało, powinnaś bez trudu odnaleźć.
Spróbuję inaczej. Nie jest niczym złym szukanie uniwersalnej wiary, moralności, ideologii. Nie jest niczym złym szukanie systemu na podstawie własnych indywidualnych preferencji i skłonności. Złe jest to, jeżeli zignoruje się fakt, że między jednym a drugim istnieje pewna wewnętrzna sprzeczność. Uniwersalizm musi się odnosić do ogółu. Indywidualizm, z natury, ignoruje to. Istnieją próby połączenia tych dwóch postaw, wspominałem już o Kancie i jego kategorycznym imperatywie, złota reguła Jezusa to też taka próba, ale to tylko pewne elementy, spoiwa. Jeżeli idziesz w uniwersalizm, powinnaś stawiać poprzeczkę wymagań nieco wyżej, a wręcz nieskończenie wyżej.
Samo założenie celowości jest pewnym aksjomatem większości religii. Więszość niewierzących właśnie jego podważa. Jabłko nie ma żadnego celu spadając na Ziemię, ryba nie ma żadnego celu wychodząc na ląd i mutując skrzela w płuca i tak dalej. Ten sceptycyzm celowości kończy się na podważeniu wolnej woli jako wypadkowej determinizmów i oceanu freudiańskiej podświadomości, w którym wolna wola i świadoma decyzja są iluzjami.
Hill napisał(a):ErgoProxy napisał(a): (westchnienie) Rozwój widać, ale w technice - szczególnie technice środków zbiorowego mordu - która od religijnych treści nijak nie zależy. Odwrotnie, to religia jest zależna od techniki; jaka się przyklei do skuteczniejszych inżynierów, taka na chwilę zwycięża - a przyklejają się rozmaite, od przypadku. Gdyby było inaczej, buddyści Dalajlamy roznieśliby chińskich komunistów na strzępy, podbili ich państwo i zniszczyli ich jako kulturę i naród. Stało się jednak odwrotnie.
Widać np. porównując Kodeks Hammurabiego czy Torę, do późniejszych nauk chrześcijańskich. Widać w rozumieniu Boga, jako Surowego Sędziego u Izraelitów, z tym jak ludzie odbierają Boga dziś, jako Boga Miłości i do jakiej duchowości dążą. Taką przemianę widać współcześnie nawet w kościołach, bo odchodzi się od straszenia Bogiem i karami piekielnymi, w stronę rozumienia Boga jako Miłość, a ludzie odchodzą od bogobojności, na rzecz duchowego rozwoju.
Ludzie się mordowali wcześniej i z pewnością będą się mordować, bo są ograniczeni, bo jesteśmy zwierzętami i mamy instynkty oraz myślenie plemienne, ale rozwój świadomości i moralności daje możliwość ku temy, by nad nimi zapanować.
Istnieje teza, że skuteczność techniczna kultur jest powiązana z ich wyznawanym systemem religijno-ideologicznym. Albo, jak twierdził pilaster*, że nasza kultura Okcydentu, ten specyficzny miks hellenizmu i semityzmu wytwrorzony na gruzach imperium rzymskiego (zachodniego) doprowadził nie bez przypadku do wybuchu rewolucji technologicznej i ideologicznej. To, że buddyści tybetańscy nie wytworzyli techniki zdolnej się oprzeć zamordystycznym chińczykom pasuje tu tak samo jak to, że tzw. Tygrysy Wschodu, czyli państwa przejmujące zachodnie wzorce, dobijają do pewnego pułapu rozwoju i się na nim zatrzymują.
Uwaga, powtarzam tylko tę tezę, bo, podobnie jak dużo innych tez, jest ona bardzo wrażliwa na zakres definicji. Widzę w niej pewne rozwinięcie tez Webbera, jakoby państwa protestanckie były per se bardziej rozwinięte od katolickich, wszystko zależy od zakresu czasu i definicji. Niemniej jakaś wymiana między cywilizacją techniczną a kulturową istnieje, nie bez powodu niektóre kultury tkwią w pewnych schematach przez stulecia, a inne startując z niższych poziomów przeganiają konkurencję.
*jeden ze stałych bywalców tego forum kiedyś, trochę tematów po nim zostało, powinnaś bez trudu odnaleźć.
Cytat:ErgoProxy napisał(a): Bert - ratuj ją. Weź się z nią (ale nie za nią) pomódl, albo co...
Nie ma ratunku dla mnie!
Spróbuję inaczej. Nie jest niczym złym szukanie uniwersalnej wiary, moralności, ideologii. Nie jest niczym złym szukanie systemu na podstawie własnych indywidualnych preferencji i skłonności. Złe jest to, jeżeli zignoruje się fakt, że między jednym a drugim istnieje pewna wewnętrzna sprzeczność. Uniwersalizm musi się odnosić do ogółu. Indywidualizm, z natury, ignoruje to. Istnieją próby połączenia tych dwóch postaw, wspominałem już o Kancie i jego kategorycznym imperatywie, złota reguła Jezusa to też taka próba, ale to tylko pewne elementy, spoiwa. Jeżeli idziesz w uniwersalizm, powinnaś stawiać poprzeczkę wymagań nieco wyżej, a wręcz nieskończenie wyżej.
Cytat:Sofeicz napisał(a): Nie, nie, nie - zauważ, że omnipotencja tegoż Boga jest swoiście 'skalowalna'.
On jest omnipotentny, kiedy naturalnie dzieje się jakieś dobro.
Ale kiedy dzieje się ewidentne, chaotyczne i obiektywne zło, to nagle znika w cieniu i pojawiają się jakieś pokrętne teodycee.
To jest typowy błąd poznawczy - 'efekt potwierdzania' lub 'efekt Pollyanny'.
Zło jest złem wtedy, gdy jest świadome i celowe. Czy zabijające się zwierzęta robią jakieś zło?
Świadomość, rozróżnianie między dobrem a złem, daje ludziom tą możliwość wyboru, ale nie sądzę, by tego nie było w Bożym zamyśle. Osobiście nie wierzę w żaden grzech pierworodny i uważam, że świat jest taki, bo taki ma być, a my widocznie mamy doświadczyć życia na takim trudnym świecie.
Samo założenie celowości jest pewnym aksjomatem większości religii. Więszość niewierzących właśnie jego podważa. Jabłko nie ma żadnego celu spadając na Ziemię, ryba nie ma żadnego celu wychodząc na ląd i mutując skrzela w płuca i tak dalej. Ten sceptycyzm celowości kończy się na podważeniu wolnej woli jako wypadkowej determinizmów i oceanu freudiańskiej podświadomości, w którym wolna wola i świadoma decyzja są iluzjami.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!


