W sumie jakby się zastanowić. U jakichś prahominidów warunki naturalne wymusiły życie stadne. W kółko te same osobniki się ze sobą stykały. Do tego względna endogamia powodowała, że członkowie stada byli ze sobą statystycznie bliżej spokrewnieni niż z członkami innych stad. W takich warunkach dobór preferował behawior hamujący konkurencję ze współplemieńcami, bo jednak iterowany dylemat więźnia, a do tego oni są bardziej podobni genetycznie niż ustawa przewiduje. Proste? Proste.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

