kmat napisał(a): W sumie jakby się zastanowić. U jakichś prahominidów warunki naturalne wymusiły życie stadne. W kółko te same osobniki się ze sobą stykały. Do tego względna endogamia powodowała, że członkowie stada byli ze sobą statystycznie bliżej spokrewnieni niż z członkami innych stad. W takich warunkach dobór preferował behawior hamujący konkurencję ze współplemieńcami, bo jednak iterowany dylemat więźnia, a do tego oni są bardziej podobni genetycznie niż ustawa przewiduje. Proste? Proste.
i by z tego wykształciły się zachowania ludzkie takie o których wspomniał założyciel wątku Litek potrzeba było coraz większego rozwoju mózgu aż do wykształcenia się nowego czynnika rozwoju-szeroko rozumianej kulturowości. gdyż postawa wyprostowana i odpowiednio ukształtowane kończyny wykształciły się wcześniej. I te elementy budowy ciała wykształciły się na drodze ewolucji. Tak jak ewoluowały uczucia, zachowania wyniesione od dawniejszych przodków, które można zaobserwować u współczesnych naczelnych i nie tylko zresztą.
Pytanie brzmi tylko: czy wykazanie ewolucyjnej genezy przekształcania się jednej z gałęzi hominidów w homo w taki sposób by do pierwotnych behawioralnych podstaw uczuć dołożyć jeszcze czynniki kulturowe w wyniku rozwoju inteligencji i jej następstw jest wystarczające. Czy wykazanie pewnych analogii naszych zachowań i zachowań innych zwierząt oraz nabycie potencjału umożliwiającego przejście do fazy szeroko rozumianej kulturowości na drodze ewolucji jest wystarczającym dowodem na ewolucyjne źródła uczuć? Wykazanie, że powstanie inteligentnych istot jest jedną z opcji ewolucji?
Czy potrzebne będzie zetknięcie się z obcą cywilizacją i mniej zaawansowanymi formami życia istniejącymi obok niej by przez analogię potwierdzić że by przejść w fazę kulturową potrzebna jest odpowiednia ścieżka ewolucyjna.

