Osiris napisał(a): No i ciągle nie jest to odpowiedź na pytanie (nie tego wątkowego a dotyczące stwierdzenia kmata: dzieła których porażka wynikała z propagandy łołk) gdyż zmiana koloru skóry elfów za nic świecie nie spowoduje poprawienia słabego pisarstwa scenarzystów. Tutaj chyba bardziej wychodzi na to, że łołkiem jest już odejście od tradycyjnego podziału rół społecznych zaznaczonych w oryginale.
Jedno drugiemu nie przeczy. Łołk to różne warianty impelemtacji tzw. progresywnych i równościowych treści w dzieła kultury popularnej, głównie filmy i seriale. Łołk może dotyczyć tak samo materiału oryginalnego jak i adaptacji, przy tych drugich tylko wyraźniej go widać. Czy to ideologia, nurt kulturalny, moda, jeden pies.
Łołk jednocześnie wydaje się być stosowany na poprawienie słabego pisarstwa scenarzystów. Jest to jedna z wielu, aczkolwiek ciągle jeszcze modna, technika nadrabiania jakości, jest ich więcej. W jednych filmach do badziewiastych produkcji dolepia się seks. Osławione obowiązkowe "cycki" w różnych produkcjach PRL, bez nich obyć się nie mogło. W innych dolepia się akcję, nawet jeżeli nic to nie dodaje do treści. Tu przodują amerykańskie seriale kryminalne, w których w połowie odcinka zawsze ktoś ucieka, ktoś jest goniony. Nie, żeby to było potrzebne dla fabuły, po prostu widz ma dostać kopa adrenaliny w nudniejszej części. No i mamy też łołk. Czasem stosowany jako liść figowy, w serialu o białych ludziach w białych dzielnicach dolepimy czarnego sąsiada, i tyle. Czasem jako zmiana jakościowa, niech ten detktyw w filmie o problemach USA i Japonii będzie murzynem, trochę to przeniesie zarzuty rasizmu scenariusza. A czasem, jak "Rings of Power" staje się elementem dominującym postaci. Jakby mawiał lumber, nafaszerowano Galadrielę progresteryną plus ultra, ale zapomniano dodać niepierdolu forte.
Cytat:Jeśli to przyjmiemy za kryterium, to wtedy Morgan Freeman w "Skazanych na Shawshank" jest pewnie nie do pobicia jeśli chodzi o sukces filmu w którym zmieniono kolor skóry bohatera w adaptacji książki.
Hej, zapomniałeś, że Morgan Freeman gra Irlandczyka?

Cytat:To przypomniało mi świetny, netflixowy serial "Niebieskooki samuraj", gdzie występują takowe elementy (jeśli szukać na siłę) ale zupełnie nie psują całościowego odbioru.
Na początku trochę, ale się wyrównują. Z jednej strony mamy (pół-)białą bohaterkę, co ociera się o whitewashing, ale właśnie, płci żeńskiej. Element ukrywania rasy i płci się uzupełniają, a to pierwsze jest wręcz motywem przewodnim. Szala jeszcze raz się wywraca, kiedy okazuje się, że Mizu chce się zemścić na swoim białym "płodzicielu", niczym Blade walczy z wampirami, od których połowicznie pochodzi. Przedstawienie białych też nie budzi sympatii, ale w sumie niewiele tam jest sympatycznych postaci, więc nie popadamy zbytnio w czarno-białe schematy. Trochę tak, "white old man in the background" znowu za wszystkim stoi, no ale to już klisz, który się od łołkizmu ogólnego usamodzielnił. I już się powoli zużywa.
Na końcu jest wrażenie, że autorzy nie tyle używają pewnych schematów, co świadomie z nimi grają. Ciekawiej może być w drugim sezonie, który powinien przynajmniej częściowo odbywać się w
Spoiler!
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

