Myślę, że powyższe wpisy Iselin są bardzo ważne i przenikliwe. Może komuś to da do myślenia, że ksiądz zgadza się ateistką.
Na pozór wydaje się, że najlepiej byłoby, gdyby ludzie, którzy są w naszym otoczeniu, byli doskonale dostrojeni do tego, czego chcemy i potrzebujemy. To miałoby sporo zalet. Z drugiej strony mielibyśmy do czynienia z nieautonomicznymi kukłami. Być może bardzo wyrafinowanymi, ale wciąż byłyby to kukły – sporządzone wedle naszych potrzeb i naszej specyfikacji.
Wyniosłości i niezwykłości nie da się zaplanować. Z tego wynika, że nie da się jej też zapromptować w generatywnym pretrenowanym transformerze. Planując i promptując można uzyskać jedynie bezpieczną symulację. Tymczasem wzniosłość i niezwykłość wymagają elementu nieprzewidywalnego – jakiegoś rodzaju ryzyka. Spotkanie drugiego człowieka właśnie takie jest. Wymaga odwagi i zmierzenia się z kimś, kto nie jest dokładnie taki, jak byśmy chcieli. Nie wiemy, co się wydarzy. Możliwe, że będziemy zmuszeni do wyrzeczeń lub zostaniemy zranieni. Może druga osoba ujawni prawdę o nas, która niekoniecznie będzie zgodna z tym, co o sobie mniemaliśmy. To wszystko trudne.
Relacji międzyludzkich nie da się ustanowić tak, żeby odbywały się według ustalonego scenariusza. Diabelnie brzydki chłopak niekoniecznie musi się natychmiast wzruszyć tym, że zainteresowała się nim ładna i inteligentna dziewczyna. Nie musi się tak stać, nawet jeśli ona sobie tego bardzo życzyła i wcześniej wyobraziła sobie, że tak się stanie. Druga osoba nie jest od tego, żeby być kukiełką w wyreżyserowanych przez nas inscenizacjach, choćby nawet miały przedstawiać najbardziej wzniosłą i platoniczną miłość. Wychodzi wulgarnie i głupkowato, ale z takich sytuacji właśnie tworzy się mozaika naszego życia.
Czasem warto też dać drugiemu człowiekowi pewien kredyt zaufania. Może warto pozwolić mu być sobą. Może z czasem dojrzeje i pozbędzie się płytkości? A co jeśli zrozumiemy dzięki jego obecności w naszym życiu, że na początku też byliśmy pod pewnymi względami płytcy? Wszystko to skomplikowane, niepewne i wymagające.
Myślę, że do wzniosłości dociera się poprzez szarość tj. przez solidnie wykonaną pracę; świadomie podjęte wyrzeczenia i trudy; rezygnację z tego, o czym marzyliśmy, gdy byliśmy młodzi i wierzyliśmy, że świat należy do nas; przez dobrze pojętą służbę innym. Po pewnym czasie wzniosłość i niezwykłość zaczynają przez tę szarość przezierać i jakby oświecać ją swoim blaskiem.
Na pozór wydaje się, że najlepiej byłoby, gdyby ludzie, którzy są w naszym otoczeniu, byli doskonale dostrojeni do tego, czego chcemy i potrzebujemy. To miałoby sporo zalet. Z drugiej strony mielibyśmy do czynienia z nieautonomicznymi kukłami. Być może bardzo wyrafinowanymi, ale wciąż byłyby to kukły – sporządzone wedle naszych potrzeb i naszej specyfikacji.
Wyniosłości i niezwykłości nie da się zaplanować. Z tego wynika, że nie da się jej też zapromptować w generatywnym pretrenowanym transformerze. Planując i promptując można uzyskać jedynie bezpieczną symulację. Tymczasem wzniosłość i niezwykłość wymagają elementu nieprzewidywalnego – jakiegoś rodzaju ryzyka. Spotkanie drugiego człowieka właśnie takie jest. Wymaga odwagi i zmierzenia się z kimś, kto nie jest dokładnie taki, jak byśmy chcieli. Nie wiemy, co się wydarzy. Możliwe, że będziemy zmuszeni do wyrzeczeń lub zostaniemy zranieni. Może druga osoba ujawni prawdę o nas, która niekoniecznie będzie zgodna z tym, co o sobie mniemaliśmy. To wszystko trudne.
Relacji międzyludzkich nie da się ustanowić tak, żeby odbywały się według ustalonego scenariusza. Diabelnie brzydki chłopak niekoniecznie musi się natychmiast wzruszyć tym, że zainteresowała się nim ładna i inteligentna dziewczyna. Nie musi się tak stać, nawet jeśli ona sobie tego bardzo życzyła i wcześniej wyobraziła sobie, że tak się stanie. Druga osoba nie jest od tego, żeby być kukiełką w wyreżyserowanych przez nas inscenizacjach, choćby nawet miały przedstawiać najbardziej wzniosłą i platoniczną miłość. Wychodzi wulgarnie i głupkowato, ale z takich sytuacji właśnie tworzy się mozaika naszego życia.
Czasem warto też dać drugiemu człowiekowi pewien kredyt zaufania. Może warto pozwolić mu być sobą. Może z czasem dojrzeje i pozbędzie się płytkości? A co jeśli zrozumiemy dzięki jego obecności w naszym życiu, że na początku też byliśmy pod pewnymi względami płytcy? Wszystko to skomplikowane, niepewne i wymagające.
Myślę, że do wzniosłości dociera się poprzez szarość tj. przez solidnie wykonaną pracę; świadomie podjęte wyrzeczenia i trudy; rezygnację z tego, o czym marzyliśmy, gdy byliśmy młodzi i wierzyliśmy, że świat należy do nas; przez dobrze pojętą służbę innym. Po pewnym czasie wzniosłość i niezwykłość zaczynają przez tę szarość przezierać i jakby oświecać ją swoim blaskiem.

