[DziadBorowy]

Zacznijmy od eksperymentu myślowego. Weźmy jakąś (względnie skomplikowaną) maszynę. Powiedzmy, że ta maszyna w pewnych sytuacjach może przełączyć się w tryb realizacji ustalonej funkcji. Nazwijmy tę funkcję I. Dalej przyjmijmy, że zamierzeniem jest to, żeby ta realizacja I była środkiem do tego, żeby maszyna zrealizowała inną funkcję, którą nazwiemy F. Teraz załóżmy, że uruchamiamy maszynę. Maszyna pracuje. W pewnym momencie wchodzi w tryb realizacji I i jednocześnie dzieje się coś niepożądanego – maszyna aktywnie ingeruje we własne działanie (za pomocą jakiegoś innego swojego mechanizmu lub wspierając się jakąś interakcją z otoczeniem) i ta ingerencja uniemożliwia realizację F.

Czyli poprawnie to rozumiem.


 

2. Przykład z przekazywaniem fałszywych informacji nie jest trafnym zastosowaniem OS i muszę się z niego wycofać. Człowiek, gdy kłamie, nie dokonuje (przynajmniej na pierwszy rzut oka) żadnych ingerencji w swoje działanie. Tutaj raczej zastosowanie ma pokrewna zasada, która mówi, że skoro głównym celem aparatu mowy jest przekazywanie innym informacji, to nie należy go używać do celu zupełnie przeciwnego czyli do dezinformacji. Zgadzam się też, że aparat mowy pełni kilka innych marginalnych funkcji poza tą główną np. nucenie pod nosem (które pewnie ma jakąś użyteczność ewolucyjną).

Podobnie jak seks ma kilka innych wcale niemarginalnych funkcji. Redukcja stresu i obniżanie poziomu agresji jak najbardziej mają użyteczność ewolucyjną.

Myślę jednak, że ten scenariusz jest trochę fantastyczny – na spotkaniach biznesowych podaje się żywność o wysokiej wartości odżywczej. Nikt tam przecież nie je chipsów.

U mnie w robocie na zebraniach to są zazwyczaj paluszki i mineralna - lub cola.

3. Kobieta, która przyjmuje tabletkę antykoncepcyjną i uprawia seks, aktywnie ingeruje w działanie funkcji rozrodczych w swoim organizmie (wyłączając je) i jednocześnie realizuje funkcję instrumentalną (czyli w tym wypadku aktywuje układ nagrody związany z seksem). Natomiast kobieta, która nie uprawia seksu w dni płodne, nie dokonuje żadnej ingerencji w działanie swojego organizmu. Obie mają tę samą intencję tj. starają się uniknąć ciąży. Jednak aktywna ingerencja następuje tylko w pierwszym przypadku i tutaj stosujemy OS.

Ale kobieta od kalendarzyka aktywnie oblicza dni płodne. Ja tutaj absolutnie nie widzę różnicy w tych działaniach. I jak jeszcze możesz się upierać, że tabletka jest ingerencją w organizm bo faktycznie wpływa na jego działanie to przecież mamy metody antykoncepcji, które takiej ingerencji nie powodują.

Zasada się nie rozsypuje. Po prostu w tym przypadku seks jest zawsze zgodny z OS.

Czyli ta zasada może być co najwyżej uzasadnieniem przeciw antykoncepcji (każdej). Bo zasadniczo każdy nawet najbardziej perwersyjny seks u dwójki ludzi, którzy organicznie nie mogą spłodzić potomstwa ją wówczas spełnia. Również seks homo.

Stąd te wszystkie próby doczepiania do seksu jakichś skomplikowanych funkcji i wzniosłości (częstych w literaturze, sztuce i kulturze popularnej) są po prostu zabawne. Naukowiec kosmita obserwujący ludzi zauważyłby, że w pewnych sytuacjach pary wzajemnie ocierają się częściami swoich ciał (co wywołuje pozytywną reakcję ich układów nagrody), a następnie piszą na ten temat wiersze. Myślę, że uznałby to za paradne. Pewnie szybko też zrozumiałby też, że w istocie chodzi o rozmnażanie i wychowywanie potomstwa.

Można się nawet upierać, że cała cywilizacja powstała dzięki temu że ludzie lubią się pocierać o innych I nawet jeżeli jest w tym sporo prawdy, to mi takie podejście nie za bardzo mi się podoba, mimo, że wzniosłe wiersze średnio na mnie działają