Po prawdzie to coraz bardziej wątpię że świat został pchnięty w ramiona prawicy przez lewicę/liberałów. Jakiś tam wpływ pewnie miał kryzys w 2008, ale światowy zwrot w prawo właściwie zaczął się, kiedy ekonomia zaczęła z tego wychodzić. Coraz bardziej mam wrażenie, że to są po prostu jakieś pokoleniowe sprawy. Z jednej strony boomersi, którzy przeszli jak Terlecki drogę od kirania kleju do intronizacji Chrystusa Króla (czyli niedługą). Z drugiej millenialsi, którzy jakieś prawoskrętne odchyły mieli już przed kryzysem. W sumie pamiętam że gdzieś w okolicach urodzonych w 85 roku była mocna zmiana. Zniknęły subkultury, raptownie wzrosła aktywność społeczna, niby dobrze. Ale takich żołnierzy wyklętych to chapali jak Reksio szynkę. W starszych rocznikach jakiś większy dystans był do takich rzeczy.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

